Niemcy nie podpiszą ACTA. Ale i bez tej umowy inwigilacja obywateli trwa w najlepsze!

REKLAMA

W Polsce internauci protestują przeciwko ACTA – międzynarodowej „umowie handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi”. Po dzisiejszej (24.01) deklaracji Donalda Tuska wiemy, że 26 stycznia dokument zostanie podpisany w Tokio przez polską ambasadę w Japonii. ACTA wzbudza kontrowersje przez wzgląd na niejawny sposób przygotowania dokumentu (negocjacje, które na arenie międzynarodowej swój początek miały jeszcze w 2006 roku były przez większość czasu prowadzone za zamkniętymi drzwiami; w Polsce – za której prezydencji w Unii dokument przyjęła Rada Unii Europejskiej – nie przeprowadzono w zasadzie żadnych konsultacji społecznych) oraz możliwymi konsekwencjami prawnymi (posiadacze praw autorskich będą mogli żądać od dostawców internetu ujawniania im danych osobowych użytkowników bez wyroku sądu; dostawcy internetu będę musieli prewencyjnie monitorować działania jakie podejmują użytkownicy itp. – filmowa ilustracja tutaj.)

Tymczasem w Niemczech – które prawdopodobnie nie podpiszą ACTA pomimo dotychczasowego zaangażowania Berlina w „antypirackie” negocjacje! – pojawiły się analizy dotyczące stopnia inwigilacji obywateli w oparciu o prawo krajowe.

REKLAMA

W Niemczech służby policyjne, skarbowe i inne urzędy każdego roku otrzymują kolejne zadania i uprawnienia nadzorcze, kontrolne śledcze. Niemieckie urzędy skarbowe, urzędy pracy i inne coraz częściej sięgają po informacje o osobistych bankowych kontach i depozytach obywateli i firm. Według informacji „Neue Osnabrücker Zeitung”, liczba zapytań ze strony urzędów i organów państwa o różne dane dotyczące kont bankowych wzrosła w roku ubiegłym do ok. 63 tysięcy, czyli o 10 proc. w porównaniu do poprzedniego roku! Możliwość automatycznego sprawdzania i rewidowania danych właścicieli kont osobistych wprowadzono w roku 2005. Odtąd niemieckie banki muszą udostępniać urzędnikom przede wszystkim takie dane jak nazwisko, imię, data urodzenia, adres i numer bankowego konta. Ustawowym celem zbierania przez urzędy tych informacji jest „bardziej efektywne ściąganie podatków i zapobieganie nadużyciom finansowym”. Informacje na temat stanu prywatnego konta oraz dokonywanych na nim kolejnych finansowych transferów są oficjalnie nadal poufne. Oficjalnie, bo niekiedy praktyka – za wiedzą sądu, prokuratury czy służb policyjnych – jest odmienna. Pretekstem bywa najczęściej prawdziwe lub domniemane (ale zadekretowane w niemieckim prawie od jesieni 2001 roku) „zagrożenie terrorystyczne”!

Peter Schaar, niemiecki pełnomocnik do spraw ochrony danych osobowych, skrytykował ten proceder: „Wprawdzie Federalny Trybunał Konstytucyjny dopuścił tę regulację o kontroli danych właścicieli kont bankowych, lecz miała ona znaleźć zastosowanie tylko w zupełnie wyjątkowych przypadkach. Niestety, dziś ten wyjątek staje się regułą” – stwierdził Schaar i dodał: „Ustawodawca powinien pilnie zabronić podobnych procedur”.

Pełnomocnik proponuje wprowadzenie obowiązku dokładnego uzasadnienia urzędowych ingerencji w obszar chronionych prawem danych osobowych. Poinformował, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba zapytań ze strony urzędów i służb państwa wzrosła pięciokrotnie (!). Jego zdaniem, rozsądną alternatywą, przynajmniej dla urzędów skarbowych, byłoby zwiększenie bezpośredniej i częstej komunikacji z podatnikami („Deutsche Welle”).

Niemieccy urzędnicy powalczą z „prawicowym ekstremizmem”

W ostatnich dniach tym niepokojącym wielu Niemców zjawiskom towarzyszą kolejne zamiary rządu co do wzmożenia „walki z prawicowym ekstremizmem” – pod pretekstem odkrycia w listopadzie w Turyngii grupki trzech zakonspirowanych „narodowo-socjalistycznych” terrorystów. Ci młodzi „prawicowi ekstremiści”, wychowani wstępnie przez komunistyczną propagandę NRD, tak nienawidzili obcych, że w okresie ok. ośmiu lat zabili ponoć w różnych miejscowościach aż dziewięciu przypadkowych cudzoziemców – głównie drobnych przedsiębiorców pochodzenia tureckiego. Organizowali także zamachy bombowe i napady na banki, będąc przy tym wcześniej znani jawnej i tajnej policji. A dwóch głównych winowajców, po ich zdemaskowaniu w końcu przez policję, szybko i sprawnie popełniło samobójstwo, zacierając przy tym, w pożarze ich domu, niemal wszelkie ślady i kontakty (krwawy niekiedy ekstremizm lewicowy i regularny uliczny terroryzm ze strony kilku tysięcy różnych lewaków – na ogół znanych policji – narasta w Niemczech od lat, przede wszystkim w Berlinie i Hamburgu, ale politycy i wiodące media mało się nim przejmują).

18 stycznia federalny minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich poinformował więc, że Niemcy jako państwo utworzą centralną kartotekę „neonazistów”, która ma pomóc policji w poszczególnych landach w „walce z prawicowym ekstremizmem”. Rząd RFN przyjął już projekt ustawy w tej sprawie. W tej kartotece mają zostać zgromadzone dane „wszelkich prawicowych ekstremistów skłonnych do przemocy”. A Federalny Urząd Ochrony Konstytucji otrzyma znowu, po ok. 10 latach przerwy, specjalny wydział do „walki z neonazizmem”. Minister Friedrich przypomniał też o utworzonym w grudniu przez rząd „centrum obrony przed skrajnie prawicowym ekstremizmem”, w którym już następuje codzienna wymiana informacji między krajowymi i federalnymi służbami bezpieczeństwa a policją. Ta wymiana informacji oficjalnie nie obejmie jednak informacji o osobach, które tylko werbalnie wspierają przemoc o podłożu „skrajnie prawicowym”. Oficjalnie. Co ciekawe ustawodawca nie wprowadził jasnej definicji „prawicowego ekstremizmu”. W praktyce media i politycy nazywają „skrajnie prawicowymi” czy „nazistowskimi” te wypowiedzi / postawy, które dotyczą np. polityki imigracyjnej oraz udzielanie cudzoziemcom finansowego wsparcia z kieszeni podatników…

Inwigilacja prywatnych komputerów

Należy przypomnieć, że w październiku ub. roku miała miejsce w Niemczech wielka afera związana ze stwierdzoną możliwością (techniczną i prawną) zdalnej policyjnej inwigilacji zawartości i komunikacji milionów prywatnych komputerów. Doświadczeni hakerzy z tzw. Chaos Computer Club w Berlinie ogłosili, że złamali kod specjalnego oprogramowania – umożliwiającego funkcjonariuszom państwa pełny wgląd do zawartości prywatnych komputerów (wirus komputerowy typu trojan). Okazało się, że policjanci mogą m.in. zdalnie włączać w cudzych komputerach kamerki internetowe, mikrofony, śledzić rozmowy prowadzone za pomocą komunikatorów internetowych (np. skype) itp. Między innymi minister spraw wewnętrznych Bawarii – Joachim Herrman – przyznał publicznie, że w kierowanym przez siebie regionie policja używała rzeczonego wirusa programu od 2009 roku!

Ta sprawa i wspomniane projekty rządu to kolejne dowody na to, iż dawne zachodnio-wolnościowe Niemcy – jeszcze w latach 80. europejski wzór praworządności i poszanowania przez organy państwa sfery prywatnego życia i wolności obywateli – z każdym rokiem stają się mniej wolne i mniej praworządne. I to bez ACTA…

REKLAMA