Niemiecka Partia Piratów w drodze do Bundestagu! Czy w Polsce jest miejsce dla internetowych liberałów?

REKLAMA

W ubiegłorocznych wyborach do regionalnego parlamentu w Berlinie na liberalną Partię Piratów, głoszącą hasła totalnej internetowej wolności, głosowało 9 proc. mieszkańców stolicy Niemiec. Czy za dwa lata jej przedstawiciele zasiądą w Bundestagu? Czy ich sukces będzie inspiracją dla licznych – czego dowiodły wydarzenia z ostatnich dni – polskich przeciwników ACTA?

Formalnie Piratenpartei powołana została we wrześniu 2006 roku. Początkowo kierował nią Christof Leng, a liczba członków nie przekraczała tysiąca osób. Formacja opowiada się za wolną wymianą plików. Jest zwolenniczką swobodnego dostępu do własności intelektualnej wytworzonej za pieniądze publiczne. Mocno akcentuje też kwestie uregulowania nadmiernej – jej zdaniem – inwigilacji jednostek za sprawą stale rozbudowywanego tzw. systemu bezpieczeństwa. Pod tym pojęciem kryją się wszelkie urządzenia techniczne, które monitorują każdy nasz krok, a mogą być pomocne w nadużyciach szeroko rozumianej władzy. Ugrupowanie występuje też przeciwko patentom i nadmiernym wpływom globalnych korporacji na system legislacyjny. Partia Piratów określa się mianem obywatelskiej i ucieka od tradycyjnego zaszeregowania na osi prawica-lewica.

REKLAMA

Jej pierwszym testem wyborczym było wystawienie w styczniu 2008 roku kandydatów do parlamentu Hesji. Chrzest bojowy zakończył się uzyskaniem niespełna 7 tysięcy głosów (0,3 proc.). W czerwcu 2009 roku w wyborach do Parlamentu Europejskiego Partia Piratów zdołała zebrać już ponad 220 tysięcy głosów w skali kraju (0,9 proc.). Trzy miesiące później odnotowała kolejny znaczący przyrost poparcia w głosowaniu do Bundestagu, zdobywając niespełna 850 tysięcy głosów (2,0 proc.). Dzięki temu wynikowi stała się największą partią opozycji pozaparlamentarnej, a tym samym szóstą siłą polityczną naszego zachodniego sąsiada. Liczba jej członków wzrosła lawinowo do 12 tysięcy. Na lokalnym szczeblu niemieccy Piraci zdołali też wprowadzić do rad miejskich ponad 150-osobową reprezentację. Wspomniany już na wstępie ubiegłoroczny berliński sukces sprawił, że Piratenpartei wspięła się o szczebel wyżej i przestała być traktowana przez niemiecką opinię publiczną, w tym niechętny jakimkolwiek zmianom establishment, jako zjawisko przejściowe. Kierujący partią Sebastian Nerz i Jan Huwald zdołali przyciągnąć pod swoje skrzydła kolejnych zwolenników, co spowodowało niemal podwojenie dotychczasowej liczby członków stronnictwa.

Przyjrzyjmy się więc, jak wyglądało poparcie w berlińskich wyborach dla wchodzących do wielkiej polityki nad Szprewą internetowych liberałów. Najmniej sympatyków Partii Piratów zamieszkiwało południowo-zachodnie dzielnice Steglitz-Zehlendorf i Charlottenburg-Wilmersdorf. Zbliżone do średniego wskazania dla tej formacji miały miejsce wśród wyborców zamieszkujących zachodnie dzielnice Spandau, Tempelhof-Schöneberg, Reinckendorf i Neukölln. Partia Piratów zdołała też przyciągnąć do siebie sporo sympatyków we wschodnich dzielnicach Pankow, Treptow-Kopenick, Marzahn-Hellersdorf oraz Lichtenberg. Bastionem Piratenpartei okazało się centrum stolicy Niemiec (Mitte) oraz Friedrichshain-Kreuzburg, a szczególnie jego dawna NRD-owska część, gdzie poparcie dla tego ugrupowania zamknęło się w przedziale od 17 do prawie 20 procent.

Czym należałoby tłumaczyć fakt nieco wyższego poparcia udzielonego Piratom przez mieszkańców wschodniej części stolicy Niemiec (co pokazuje mapa po nałożeniu na nią dawnego podziału miasta?) Czy zdecydował o tym czynnik ekonomiczny?

Niższy w porównaniu z Wessi status materialny Ossi, a co za tym idzie większa skłonność do „korzystania z dobrodziejstw” świata wirtualnego, takich jak programy czy pliki? A może, po nie tak odległych dla średniego i starszego pokolenia doświadczeniach wszechobecnej STASI, chęć opowiedzenia się za ograniczeniem postępującej „demokratycznej” inwigilacji? Albo powód zupełnie prozaiczny – poszukiwanie „świeżości” w polityce, coś na kształt kreującego się na novum Ruchu Palikota w zeszłorocznych polskich wyborach? Czy „stołeczna piratomania” znajdzie swoje potwierdzenie wśród mieszkańców bogatszych niemieckich landów?

Pomocne w przynajmniej częściowym udzieleniu odpowiedzi na powyższe pytania mogą okazać się marcowe wyniki wyborów do lokalnego parlamentu w Kraju Saary. Najnowsze prognozy mówią o poparciu dla Piratów na poziomie 5 proc., co oznacza wzrost o 1 punkt procentowy w ciągu dwóch miesięcy. Dałoby to tej formacji dwu- lub trzyosobową reprezentację w Saarbrücken. Jeszcze lepiej wygląda perspektywa udziału kandydatów Piratenpartei w mających odbyć się w maju wyborach w Szlezwiku-Holsztynie. Ostatni sondaż daje tej partii 7-procentowe poparcie (pięć mandatów) – aż o 3 punkty procentowe więcej od współrządzącej Niemcami liberalnej FDP – i czwarte miejsce w rankingu,. Dobry wynik Partii Piratów zarówno w Kraju Saary, jak i w Szlezwiku-Holsztynie przybliżyłby jeszcze bardziej tę formację do 5-procentowego progu wyborczego w ogólnokrajowych wyborach do Bundestagu w 2013 roku. W najnowszych badaniach sympatii politycznych tylko jeden instytut demoskopijny plasuje Piratów na poziomie 4 proc. poparcie w poszczególnych landach. Pozostałe dają tej partii od 5 do 7 proc. wskazań.

To więcej niż dla wspomnianego już FDP i na poziomie zbliżonym do Die Linke (skrajnej lewicy z udziałem postkomunistycznej NRD-owskiej Partii Demokratycznego Socjalizmu). A to – jeśli sympatie nie ulegną w ciągu roku większym zmianom – dawałoby Partii Piratów możliwość współtworzenia większościowej koalicji zarówno z CDU/CSU, jak i z SPD oraz Zielonymi. Ale nawet sam fakt zasiadania w Bundestagu czyniłby niemieckich piratów najsilniejszą partią internetowych liberałów w Europie. Ich szwedzkiej odpowiedniczce udało się jak dotychczas uzyskać ponad 7 proc. głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, co przełożyło się na dwa mandaty.

Czy sukces Piratenpartei za Odrą, połączony z aktywnością sieciowej społeczności w wyniku przyjęcia przez Polskę ACTA, mógłby także nad Wisłą przynieść lekkie skruszenie zabetonowanej od lat sceny politycznej? Próbę powołania w Polsce Partii Piratów podjęto w 2006 roku, a formalnie została ona zarejestrowana w 2007 roku. Rok później odbył się zjazd członków. Jednak w 2009 roku ta polityczna inicjatywa została wykreślona z rejestru sądowego. Czy jej działalność zostanie reaktywowana? Czy na czele ugrupowania staną osoby zdolne do organizacyjnego przygotowania go do czekającego nas w latach 2014-2015 maratonu wyborczego (wybory do Parlamentu Europejskiego, samorządowe i prezydenckie)? Jeśli tak, to komu polscy Piraci mieliby odebrać głosy? Wzrost siły Piratenpartei w Niemczech odbył się w dużej mierze kosztem elektoratu Zielonych i FDP oraz poprzez przyciągnięcie połowy niezdecydowanych wyborców. Spośród wszystkich liderów politycznych w Polsce Donaldowi Tuskowi i Januszowi Palikotowi powinno chyba najmniej zależeć, żeby pojawiła się u nas partia internetowych liberałów…

REKLAMA