Gwiazdowski dla nczas.com o „tajemnicach handlowych” polskiego Ministerstwa Finansów oraz węgierskich reformach podatkowych

REKLAMA

Z prof. ROBERTEM GWIAZDOWSKIM rozmawia Rafał Pazio.

NCZAS: Od początku roku obserwujemy tzw. protest lekarzy. Jednak ten spór to tylko jakiś symbol, bo w tle dochodzi do niezwykłego zjawiska o charakterze handlowym, to jest tajnego negocjowania sztywnych cen leków przez rząd.

REKLAMA

GWIAZDOWSKI: Trzy lata temu pytałem się, jakim cudem cena sztywna, której nie można obniżyć, miałaby być lepsza od ceny maksymalnej, którą można obniżyć. Nikt tym geniuszom z NFZ nie zabrania obniżenia ceny maksymalnej do takiego poziomu, na jakim dzisiaj ustalają cenę sztywną. Tego typu wątpliwości nie przedostały się nigdzie. Zrobiono to, co zrobiono. Ale dokładnie takie same rozwiązania przewidywała ustawa przygotowana za czasów PiS, lecz PiS nie zdążył jej uchwalić. Pamiętamy jedynie, jak agenci ścigali lekarzy łapowników. Przypomnę, że doktryna marksistowska, oparta na przekonaniu o sprzeczności prywatnych środków produkcji i społecznego procesu pracy, zakłada, że jedynym sposobem rozwiązania tego konfliktu jest uspołecznienie środków produkcji. Taki sam konflikt istnieje na przykład między prywatną nerką a uspołecznioną służbą zdrowia. Można uspołecznić nerki i wszystkie operacje przeprowadzić pod nadzorem prokuratorów. Chory człowiek nie potrzebuje ani ministra zdrowia, ani dyrektora, ani prokuratora. Potrzebujemy lekarza, a potem pielęgniarki, którym chcemy za leczenie zapłacić lub zapłaciłby nasz ubezpieczyciel. Awantura o recepty przysłania problem wprowadzania sztywnych cen na leki – w zaciszu ministerialnych gabinetów, w trakcie negocjacji urzędników z koncernami. Minister Arłukowicz twierdzi dodatkowo, że te negocjacje mają być tajne, bo państwo nie musi chyba ujawniać swoich „tajemnic handlowych”.

Czy ten konflikt wokół leków, oparty na złym prawie, jest początkiem serii? Jakie kolejne wydarzenia będą skutkiem kryzysu?

Już za chwilę będziemy mieli świetną próbkę. Rząd proponuje wprowadzenie nowego podatku od kopalin. Co prawda dotyczy on tylko jednej spółki, czyli KGHM, ale determinacja rządu jest olbrzymia. Ja rozmawiam z inwestorami, którzy tutaj mają podobno wydobywać gaz łupkowy, żeby uczynić z Polski gazowy Kuwejt. Oni zaczynają mówić o tym, że trzeba się będzie stąd zabierać. Jeżeli z poniedziałku na wtorek można w taki sposób potraktować opodatkowanie czegoś, co już jest, czyli miedzi, można sobie wyobrazić, że ze środy na czwartek w taki sam sposób opodatkuje się co innego, na przykład gaz łupkowy, jeżeli się już do niego dokopiemy.

Dlaczego sytuacja na Węgrzech ostatnio Pana zainteresowała? Dlaczego wydaje się ona ważna dla Europy i dla Polski?

Wcale nie uważam, że sytuacja na Węgrzech jest szczególnie istotna. Mnie zainteresowało zupełnie co innego. Zadałem sobie pytanie: dlaczego media tak bardzo czepiają się Węgrów? Przywoływano nawet autorytety. Václav Havel przed śmiercią wyraził niepokój o demokrację węgierską. Zarzucano Orbánowi, że przepycha ustawy, które likwidują równowagę między trzema gałęziami władzy, a zmiany w ordynacji mają pomóc utrzymać się przy władzy Fideszowi przez długie lata. Żadnych przykładów, tylko opinie. Ja się na polityce nie znam, ale dziwi mnie, że polski parlament ustawy „uchwala”, na przykład tę o refundacji leków, a węgierski parlament „przepycha”. Pewne rzeczy, które robi Orbán, niespecjalnie mi się podobają. Chodzi tu na przykład o ustawę medialną. Wiele innych rzeczy jak najbardziej da się porównać z tymi, które dzieją się w Unii Europejskiej. Może z wyjątkiem konstytucji, gdzie mamy invocatio Dei, co się w nowej Europie nie przyjęło. Generalnie Europie nie podoba się na Węgrzech ograniczanie Banku Centralnego. Nie wiem, jak postępowałyby rządy innych państw, gdyby na czele Banku Centralnego miały kogoś, kto myśli zupełnie inaczej niż one. Przypomnijmy sobie, co się działo, gdy w Polsce szefem banku centralnego został Sławomir Skrzypek. Nie wiem, skąd taka zapiekłość, wzywanie Orbána do dymisji, twierdzenie, że sytuacja jest katastrofalna, w momencie gdy nie jest gorsza niż w przypadku innych krajów europejskich.

Więc ani ataki, ani moda na Orbána w jakimś sensie nie są uzasadnione? Jednak obniżył podatki.

Orbán obniżył podatki dochodowe, ale podwyższył podatki konsumpcyjne. Osobiście mówię, że tak należy zrobić, mniej więcej od 15 lat. Dobrze, że Orbán zrobił to, co zrobił. W nowej węgierskiej konstytucji przewidziano limit zadłużenia w wysokości 50% PKB. Podatek CIT wynosi 19%, dla małych i średnich przedsiębiorstw został obniżony do 10%. Od 1 stycznia obowiązuje także liniowy podatek PIT ze stawką 16% i z ulgami na dzieci. A w Polsce nadal upieramy się przy podatkowej progresji. VAT został podwyższony na Węgrzech do 27%. Na podstawowe produkty żywnościowe VAT wynosi 18%, na prasę i książki 5%.

Rozwiązania proponowane na Węgrzech to zupełnie inna jakość niż w Polsce.

W ostatnim raporcie Taxing Wages wykonanym dla OECD eksperci wyraźnie zaczynają przebąkiwać, że to jest właściwy kierunek. Trzeba obniżyć opodatkowanie podatkami bezpośrednimi, zwłaszcza opodatkowanie pracy, a ewentualne ubytki uzupełnić większym opodatkowaniem konsumpcji przez podatki pośrednie. To jest realizacja tego, co sugerują eksperci OECD. W kilku innych kwestiach też uważam, że Orbán ma rację. Na przykład w przypadku OFE, co na Węgrzech trochę inaczej się nazywa, ale chodzi o prywatne fundusze emerytalne. Myśmy obniżyli składkę, robiąc to pod przymusem administracyjnym, natomiast Orbán dał Węgrom wybór. Orbán powiedział jedynie, że jeśli zostaną w funduszach prywatnych, nie będą mieli państwowej gwarancji emerytury. To jest najlepszy sposób wyjścia z problemu polskiego OFE. Do OFE nas pod przymusem wprowadzono, w związku z powyższym lepiej by było, żeby dano nam wybór, czy chcemy tam pozostać, czy nie. Znowu w tym obszarze Orbán zrobił lepiej niż rząd Polski, który administracyjnie obniżył składkę.

Dlaczego w Polsce budżet jest takim bożkiem, który odbiera rządzącym rozum i każe szukać obciążających rozwiązań, podatków, które nie pozwalają się rozwijać gospodarce.

Istnieje przeświadczenie, że to dzięki budżetowi państwo się może rozwijać. To przeświadczenie podpowiada, że państwo nie rozwija się dzięki ludziom, przedsiębiorcom, tylko dzięki wydawaniu pieniędzy przez rząd. Dlatego budżet staje się świętą krową, zwłaszcza że znajduje się tam pozycja, która nazywa się deficytem. A to powoduje, że pojawia się dług, a jak kończy się nadmierne zadłużanie przy jednoczesnym ograniczaniu realnej gospodarki, pokazuje dziś Francja, która utraciła rating. Nie przywiązuję do tego specjalnej wagi, szczególnie po bankructwie Enronu albo Lehman Brothers, ale jest to jakiś sygnał, dosyć wyraźny symptom.

REKLAMA