Tusk podpisał pakt fiskalny. Suwerenność finansowa Polski zagrożona

REKLAMA

25 przywódców krajów UE, w tym premier polskiego rządu, podpisało nowy traktat międzyrządowy, tzw. pakt fiskalny. Dokument przedstawiony szczycie w Brukseli 30 stycznia podpisali wszyscy członkowie UE z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Czech. Traktat wejdzie w życie 1 stycznia 2013 r., jeśli do tego czasu zostanie ratyfikowany przez 12 z 17 państw strefy euro. W związku z powyższym przypominamy fragmenty analizy Tomasza Cukiernika, który na łamach NCZ! i nczas.com wyjaśnił jakie niebezpieczeństwo dla Polski kryje się w podpisanym przez Donalda Tuska pakcie.

Niebezpieczeństwo unijnego paktu fiskalnego nie polega na jego „radykalnych” regułach dotyczących finansów publicznych, lecz na fakcie, że głęboko ingeruje on w suwerenność finansową państw członkowskich. Celem tzw. paktu fiskalnego, czyli „Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Monetarnej”, którego zasady mają zostać realizowane na mocy umowy międzyrządowej przez 17 państw strefy euro oraz osiem krajów spoza strefy euro (bez Wielkiej Brytanii i Czech), jest wprowadzenie dyscypliny budżetowej i porozumienie o powołaniu stałego funduszu ratunkowego dla strefy euro. Umowa uzgodniona na brukselskim szczycie 30 stycznia br. została podpisana podczas unijnego szczytu w marcu br.

REKLAMA

Najważniejsze założenia paktu fiskalnego:
■ deficyt budżetowy poniżej 3 proc. PKB;
■ dług publiczny poniżej 60 proc. PKB;
■ nowa reguła wydatkowa – roczny deficyt strukturalny poniżej 0,5 proc. nominalnego PKB;
■ zwiększona kontrola UE nad pilnowaniem dyscypliny finansowej;
■ automatyczne sankcje za nadmierny deficyt budżetowy;
■ o wysokości kary finansowej do 0,1 proc. PKB kraju ma orzekać Trybunał Sprawiedliwości UE;
■ dochody z kar mają zasilać nowy fundusz ratunkowy dla strefy euro;
■ z unijnych funduszy pomocowych będą mogły korzystać tylko te państwa, które podpiszą pakt.

Z ekonomicznego punktu widzenia pakt fiskalny nie jest niczym złym. Nie posuwa się co prawda do takich „radykalnych” rozwiązań jak zakaz deficytu budżetowego i finansów publicznych czy konieczność stopniowej redukcji długu publicznego, jednak z punktu widzenia eurosocjalistów te postanowienia z pewnością i tak są dość skrajne. Prowadzą w dobrym kierunku, nie zapominajmy jednak, że podobne zasady, ustalone traktatem z Maastricht, miały być przestrzegane przez państwa strefy euro i nic z tego nie wyszło. Nawet Niemcy i Francja przekraczały dopuszczalne deficyty, nic sobie z tego nie robiąc, nie mówiąc już o płaceniu przewidzianych kar. Podobnie może być i w tym przypadku. A wtedy na nic zdadzą się nawet najbardziej ostre reguły wydatkowe, uchwalone i zatwierdzone na najwyższym unijnym szczeblu. Jednak pakt fiskalny to nie tylko kwestia ekonomii. Jest on umową międzyrządową, ponadnarodową, która prowadzi do tego, że państwa członkowskie tracą kompetencje i suwerenność na rzecz Brukseli w najważniejszej dziedzinie – finansach publicznych.

Staje się to tym bardziej niebezpieczne, że to unijne instytucje mają pilnować przestrzegania dyscypliny finansowej. Dlatego całkowitą słuszność ma Wacław Klaus, prezydent Czech, który stwierdził, że „unia fiskalna oznacza radykalną likwidację suwerenności europejskich państw” i „właśnie dlatego nie możemy jej zaakceptować”. Swoje poparcie dla paktu wyraził natomiast Jean-Claude Juncker, premier Luksemburga i szef tzw. Eurogrupy, zrzeszającej szefów resortów finansów państw strefy euro. Juncker wyraził nadzieję, że pakt okaże się sukcesem, podkreślając, że każde państwo członkowskie, które wprowadzi zasady hamulca zadłużeniowego do krajowej konstytucji, dążąc do zbalansowania krajowego budżetu, nie będzie mogło wycofać się ze swoich zobowiązań finansowych. Premier Juncker dodał, że jak tylko proces ratyfikacji paktu zostanie rozpoczęty, wszystkie państwa, które go podpisały, będą musiały teraz wprowadzać jego postanowienia do krajowej legislacji. Ponadto uważa on, iż aby wyjść z kryzysu, UE potrzebuje nie tylko konsolidacji budżetowej, ale również wzrostu gospodarczego i zwiększenia zatrudnienia.

Tymczasem Jens Weismann, szef Bundesbanku, skrytykował pakt fiskalny, twierdząc… że nie idzie on zbyt daleko. Jego zdaniem wymagania dotyczące krajowych zasad fiskalnych ciągle pozostawiają wiele miejsca na manewry krajowych władz i nie ma kontroli na europejskim poziomie, co przynajmniej rodzi wątpliwości. Tymczasem Piotr Moscovici, szef kampanii wyborczej Franciszka Hollande’a, socjalistycznego kandydata na prezydenta Francji, potwierdził, że Hollande nie akceptuje ważności traktatu, uznając, że „traktat, który nie został jeszcze ratyfikowany, nie ma żadnej legalnej wartości”. Natomiast zdaniem Jana Brutona, byłego premiera Irlandii i ambasadora UE w Waszyngtonie, kryzysu w strefie euro nie da się rozwiązać poprzez przekazanie krajowych kompetencji do Brukseli i narzucenie unijnej kontroli nad budżetami państw członkowskich.

Co ciekawe, projekt międzyrządowego paktu fiskalnego ostro skrytykował Europarlament, ale raczej z pozycji politycznych i formalnych, obawiając się przesunięcia tej instytucji na drugi plan. Eurodeputowani poddali w wątpliwość potrzebę zawarcia takiej międzynarodowej umowy, gdyż ich zdaniem jedynie metoda wspólnotowa, czyli obejmująca wszystkie państwa członkowskie, może przekształcić unię monetarną w prawdziwą unię gospodarczą i fiskalną. Z całą mocą zaznaczyli, że unijne prawo jest nadrzędne wobec porozumień międzynarodowych, i podkreślili, że chcą także gwarancji, iż decyzje o wdrożeniu międzyrządowego porozumienia zostaną podjęte pod nadzorem Komisji Europejskiej i Unioparlamentu (tego w Brukseli czy w Strasburgu?).

Tymczasem Niemcy stają się coraz bardziej agresywne w stosunku do innych członków Unii Europejskiej. Jak poinformował „Puls Biznesu”, RFN chce, aby Grecja przekazała część suwerenności w kwestiach podatków i wydatków tzw. komisarzowi budżetowemu strefy euro. W tym kontekście pakt fiskalny skrytykował nawet Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu, który uważa, że dokument ten stawia Komisję Europejską w roli „złego policjanta” i jest tylko „potrzebny politycznie Niemcom, żeby uzasadnić w oczach swego społeczeństwa ewentualne wzięcie na siebie większej odpowiedzialności za całość Europy”. Komisarz Lewandowski powiedział nawet, że Polska była pod presją, by podpisać pakt.

Podpisanie paktu fiskalnego zdecydowanie odrzucił Wacław Klaus, prezydent Czech, uważając, że „ten traktat jest oparty na założeniu, że ludzie nie są wystarczająco mądrzy i każdy w Brukseli jest mądrzejszy od nich, a przecież nie o to chodzi”. Prezydent Klaus jest zdania, że Czechy nie powinny bardziej integrować się z Unią Europejską. W Czechach pojawił się nawet pomysł referendum w związku z unijnym paktem fiskalnym (przypominamy: również w Polsce podpisanie aktu fiskalnego przez Donalda Tuska nie zamyka tematu; potrzebna jest jeszcze jego ratyfikacja w parlamencie). – Unia fiskalna na poziomie europejskim całkowicie depcze suwerenność indywidualnych państw – powiedział Klaus. – Już utworzenie unii monetarnej było tragicznym błędem, o czym dzisiaj już wszyscy wiedzą – dodał czeski prezydent. – Nowy traktat fiskalny Unii Europejskiej będzie „trudny do zaakceptowania”, jeśli nie daje państwom spoza strefy euro nic do powiedzenia – powiedział z kolei premier Nečas. – Dla kraju takiego jak Republika Czeska jest bardzo trudną sprawą podpisanie tego rodzaju dokumentu (…), kiedy jego udział w negocjacjach będzie czysto symboliczny – dodał. Cóż. Czechom i Brytyjczykom możemy tylko pozazdrościć politycznych liderów…

(w oparciu o artykuł opublikowany w NCZ! 08/2012 oraz tekst z nczas.com – tutaj; przedruk tylko za zgodą redakcji)

REKLAMA