Tak dla całkowitej deregulacji. Również zawodu lekarza!

REKLAMA

Od kilku dni mamy na tapecie nowy temat zastępczy, służący zapewne przypomnieniu wyborcom, że rząd Donalda Tuska kiedyś chciał być liberalny. Tematem tym jest deregulacja zawodów zamkniętych, którą chce przeprowadzić minister sprawiedliwości Jarosław Gowin

Gdy tylko temat został wywołany, od razu zaniepokoiła się nasza międzypartyjnia komunistyczna – zarówno posłowie PiS, jak i PSL oraz SLD przekonywali w rozmaitych mediach, że kierunek jest zasadniczo słuszny, ale nie można wylać dziecka z kąpielą itd., itp. Po przeczytaniu, na czym ma polegać „deregulacja”, na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości (tutaj) mogę naszych prawicowych i lewicowych komunistów uspokoić – dziecko wylane z kąpielą nie zostanie. Reforma szumnie określana jako „uwolnienie 49 zawodów” tak naprawdę stanowi realne uwolnienie tylko kilku z nich – i to tych najmniej ważnych, a w przypadku reszty jest to jedynie kosmetyka. Gowin nie robi żadnej rewolucji, tylko nakłada lekki makijaż na niezbyt przystojne oblicze instytucjonalnego absurdu.

REKLAMA

Przypomnijmy bowiem, że Polska jest krajem, w którym liczba zawodów „uregulowanych” jest największa na świecie i wynosi – uwaga! – 380. Jest to ponad dwa razy więcej niż w Niemczech, Francji i Włoszech, które to kraje uchodzą za skrajnie zbiurokratyzowane. A w takiej Estonii uregulowanych zawodów jest… 47.

Całe to zamieszanie, które oczywiście nie przyniesie niemal żadnego efektu, skłania do zadania następującego pytania: co zrobić, by pomysły zamykania kolejnych zawodów w końcu przestały się pojawiać? Wydaje się, że należy w przyszłej konstytucji wolnej Polski zawrzeć zastrzeżenie stanowiące, iż uprawianie żadnego zawodu nie może być w szczególny sposób regulowane przez państwo – przecież tak naprawdę wystarczy, że wszyscy będą podlegali odpowiednim zasadom prawa cywilnego i kryminalnego! Tak, mam na myśli także pilotów i lekarzy.

Czy znaczy to, że reformę Gowina należy wyśmiać i potępić? Oczywiście nie. Przecież wolnościowcy nie działają w myśl komunistycznej zasady „im gorzej tym lepiej”. Jeśli ktoś dokonuje kroku, a właściwie kroczku w dobrą stronę, to nawet takim zmianom w skali mikro trzeba przyklasnąć. Nie zapominając przy tym, że ta „reforma” w żaden sposób nie wyczerpuje tematu i potrzebna jest tu prawdziwa Zmiana przez duże Zet.

REKLAMA