Korwin-Mikke: Sprywatyzować prokuraturę

REKLAMA

Saloniarze nieustannie narzekają na IPN – i trudno się temu dziwić. Jednakże znam wielu całkiem inteligentnych i obytych ludzi wieszających psy na IPN, choć ani nie są tym osobiście zainteresowani, ani nie ulegają propagandzie Adama Michnika & His Boys. A za co? A za to, że IPN w swoich ocenach krzywdzi ludzi; że nie jest „obiektywny”. Tego rodzaju zarzuty są bezsensowne. W IPN nie pracują sędziowie, lecz prokuratorzy. A prokurator nie ma być „obiektywny”! Prokurator ma starać się doprowadzić do skazania podsądnego! Jest rzeczą interesującą, że bardzo wielu – bodaj nawet większość – porządnych, uczciwych ludzi domaga się, by zrównać uprawnienia obrońcy i prokuratora. Ci sami ludzie bez zmrużenia oka akceptują tezę, ze adwokat ma za wszelka cenę (oczywiście bez naruszania prawa – ale są i tacy, którzy nie wymagają nawet tego ograniczenia!) bronić swojego klienta.

Natomiast nie zgadzają się z tezą, że prokurator ma za wszelka cenę (oczywiście bez naruszania prawa) atakować swojego „klienta”! Być może bierze się to stąd, że obrońca jest prywatny – a prokurator jest „państwowy”. A państwo powinno być jednak obiektywne, a nie stronnicze! No cóż – wyjściem z tego dylematu jest wprowadzenie prokuratury prywatnej – co proponowałem już w tekście „Privatprok – czyli piąta praca Heraklesa” („NCz!” nr 24/2011 – na nczas.com tutaj)

REKLAMA

Pisałem wtedy: „Należy z całą pewnością sprywatyzować oskarżanie w sprawach prywatnych. Chodzi nie tylko o to, że kodeksy wręcz nakazują prokuratorom wszczynanie spraw z oskarżenia publicznego tam, gdzie należałoby pozostawić to pokrzywdzonym – albo nawet zakazują dochodzenia sprawiedliwości prywatnie; chodzi też o to, że sądy sprawy z oskarżenia prywatnego traktują jako »gorsze« czy tylko »mniej ważne« – a oskarżyciel prywatny ma znacznie mniejsze uprawnienia niż publiczny! To trzeba zlikwidować”.

Dotyczy to jednak nie tylko oskarżycieli prywatnych, ale i obrońców. Przecież uznajemy, że wybronienie niesłusznie oskarżonego leży dokładnie tak samo w interesie publicznym jak skazanie przestępcy. Dlaczego więc prokurator może nakazać policji przeprowadzenie takiego czy innego badania, eksperymentu śledczego czy czynności sprawdzających – a obrońca nie??!

Najwyraźniej ustawodawcy mają dokładnie takie samo przekonanie jak ci, co mają pretensje do IPN – uważają, że prokurator to co innego, bo jest państwowy. A więc bardziej obiektywny na przykład…

No cóż – za „komuny” było całkiem „oczywiste”, że buty z państwowej fabryki są solidne, a buty robione pokątnie przez prywatnego szewca to zapewne chłam. I teraz dokładnie takie samo przekonanie utrzymuje się w stosunku do prokuratorów. Prokurator to człek urzędowy – a obrońcy czy oskarżyciele posiłkowi to jakiś chłam. Trzeba więc to sprywatyzować – podobnie jak sprywatyzowano reżymowe fabryki. „Każdy mógłby wykupić licencję na prokuratora (tu chodzi o rejestrację, a nie o ograniczenie dostępu do zawodu!) – po czym, dostrzegłszy, że gdzieś zagrożony jest interes społeczny lub państwowy, biegłby do najbliższego sądu lub zgłaszał to w Sieci. Liczyłaby się data, godzina, minuta i sekunda zgłoszenia – podobnie jak przy rejestracji wpisów w księgach wieczystych. Za zgłoszenie sprawy musiałby zapłacić zaliczkę na koszty procesu. Po czym odbywałaby się rozprawa – i prywatprok albo by ją przegrał (i zapłacił koszty procesu…), albo by ją wygrał – i uzyskałby np. 20% od wywalczonej sumy; w przypadku skazania obwinionego na więzienie otrzymywałby pieniądze proporcjonalne do liczby uzyskanych lat wiezienia. Nadal istnieliby prokuratorzy państwowi, którzy podejmowaliby się spraw, których nie chciał wziąć nikt prywatnie – ale, jak sądzę, nie byłoby ich zbyt dużo” – pisałem przed niespełna rokiem.

Nie napisałem wtedy (ostatecznie nie można wszystkiego naraz…), że warunkiem koniecznym dla działania takiego systemu jest to, że obrońcy i oskarżyciele posiłkowi mogą tak samo zlecać zadania policji. Nie chodzi o wykonywanie zadań, które mógłby wykonać dowolny prywaciarz, ale o takie sytuacje, w których w grę wchodzi przymus – np. wykonanie badania DNA komuś, kto odpowie, że sobie tego nie życzy. Obrońca powinien – podobnie jak prokurator – mieć prawo zażądania tego. A także aresztowania kogoś, jeśli to konieczne!

A co z opłatami? Cóż – płaci strona przegrywająca. To powinno ograniczyć jakieś absurdalne działania – gdy np. ktoś mógłby kazać kogoś aresztować albo zrobić komuś badanie krwi tylko po to, by temu komuś zrobić na złość! Osoba pokrzywdzona mogłaby dochodzić poniesionych strat (moralne, czas i ryzyko – bo przecież każde badanie niesie jakieś ryzyko). Zauważmy, że dziś bardzo często reżymowi prokuratorzy zlecają takie badania po prostu rutynowo – a osoba tym dotknięta nie śmie żądać za to stosownej zapłaty! No bo skoro jest to potrzebne dla złapania mordercy, to trzeba zacisnąć zęby i dać się kłuć! Może i trzeba – ale też ktoś powinien za to zapłacić! Pomińmy kwestię kosztów: III Rzeczpospolita pod rządami kliki Kaczyński-Tusk (a w rzeczywistości pod rządami bezpieki – bo to są tylko marionetki) coraz bardziej upodobnia się do PRL. W szczególności liczba ludzi niewinnie siedzących latami w „aresztach wydobywczych” jest już większa, niż za PRL-u. Przyczyną jest właśnie przekonanie, że prokurator to człowiek bardziej obiektywny niż jakiś prywaciarz – więc jeśli każe aresztować, to widać tak trzeba… Winien jest więc system – a nie ludzie. Zostawiliśmy system – no to wszystko powraca w stare koleiny…

Trzeba to zmienić!

(źródło: NCZ! 09/2012; przedruk za zgodą redakcji)

REKLAMA