Piński: Kaczyński szykuje się do wcześniejszych wyborów

REKLAMA

„Premier Kaczyński jest tym politykiem, na którym spoczywa brzemię zbudowania większości i odsunięcia od władzy tego rządu, który mamy dzisiaj. Przywrócenia polskiej racji stanu w polskiej polityce” – przekonywał 24 marca Marek Jurek. Szef Prawicy Rzeczypospolitej na wspólnej konferencji prasowej z Jarosławem Kaczyńskim ogłosił powstanie strategicznego sojuszu obu partii, zakładającego m.in. wspólny start w wyborach. Dzień wcześniej Jarosław Kaczyński wezwał polityków PiS, którzy odeszli z partii, do powrotu.

Akcja PiS miała „przykryć” odbywający się również 24 marca kongres założycielski Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro, ale się nie powiodła. Jak zauważył Marek Migalski, opinia publiczna ujrzała dwóch starszych panów (Kaczyński i Jurek) ściskających się w pustej sali i tłumy wiwatujące na cześć młodego lidera na kongresie partii Ziobry. Kaczyński nadal ma problem. Większość Polaków nie zauważyła rozłamów i dla nich Ziobro wciąż jest liderem PiS. Gdy w końcu dostrzegą ów podział, to nie wiadomo, kogo poprą.

REKLAMA

Kaczyński kontra Ziobro

Dla uważnie śledzących wydarzenia na polskiej scenie politycznej sojusz Marka Jurka z Kaczyńskim mógł być zaskoczeniem. Kilka miesięcy wcześniej Jurek podpisał bowiem porozumienie Ziobrą. Jeszcze kilkanaście dni wcześniej zapowiadało się, że Prawica Rzeczypospolitej zostanie ścisłym sojusznikiem Solidarnej Polski. Fiasko negocjacji w tej sprawie miało miejsce około połowy marca. Ziobro chciał bowiem nie tyle sojuszu, co przyjęcia Marka Jurka i Mariana Piłki do swojej partii. Nie był zaś zainteresowany przejmowaniem struktur regionalnych Prawicy Rzeczypospolitej, które uważał za nieefektywne i tworzące tylko przyszłe problemy przy układaniu list wyborczych.

Z kolei PiS chciał powrotu Jurka, ale nie zgadzał się na powrót Mariana Piłki. Jak twierdzą moi informatorzy z PiS, Kaczyński nie może darować Piłce, że w czasach AW„S” storpedował jego szanse na objęcie funkcji wicepremiera. Kwestię przyszłości Mariana Piłki na razie odłożono po to, aby publicznie ogłosić porozumienie. Nikt nie ma wątpliwości, kto podyktował warunki porozumienia między PiS a Prawicą Rzeczypospolitej. Kaczyński kazał Jurkowi ogłosić sojusz w sali konferencyjnej Polskiej Agencji Prasowej – tej samej, w której kilka miesięcy temu Jurek ogłaszał sojusz z Ziobrą.

Natężenie przepychanek personalnych w szeroko rozumianym obozie polskiej prawicy spowodowane jest sporą szansą na wcześniejsze wybory. Krucha większość koalicji rządowej PO-PSL (234 posłów z 460) i spory dotyczące podwyższania wieku emerytalnego mogą skutkować politycznym kryzysem i wcześniejszymi wyborami. Te ostatnie mogą zostać wymuszone także przez protesty przeciwko zapowiadanym „reformom” rządu. Dzisiejsze przepychanki na prawicy to właśnie „sucha zaprawa” przed możliwymi wyborami. – Taka gra bez piłki – jak skomentował jeden z polityków PiS.

Syndrom Millera

O pojawieniu się realnej możliwości odsunięcia Tuska od władzy pisał komitet polityczny PiS w liście wzywającym do powrotu. Przypadek Janusza Palikota pokazał, że wystarczy tylko jeden silny lider, rozpoznawany przez elektorat, aby można było uzyskać znaczne poparcie. Kaczyński niewątpliwie boi się, że Ziobro nie tylko zabierze jego partii kilka punktów procentowych, ale stworzy realną alternatywę dla PiS. Zagrywka z propozycją „amnestii” dla uciekinierów z PiS i pojednania miała na celu pokazanie, że to właśnie Kaczyński jest orędownikiem zjednoczenia prawicy. Dosyć przykrą niespodzianką dla niego był bowiem fakt, że rozłamowcy skupieni wokół Ziobry wciąż cieszą się zaufaniem wyborców PiS (ponad 70 proc.)

Dowodem na to, że elektorat bardzo wolno przyswaja informacje o woltach politycznych, jest sprawa Leszka Millera. W 2007 roku były premier odszedł z SLD, który nie pozwolił mu kandydować. Dokonał spektakularnego transferu do Samoobrony i… przegrał wybory. Gdy kilka miesięcy po tych zdarzeniach badano popularność polityków SLD, okazało się, że dla elektoratu twarzą partii jest właśnie… Leszek Miller.

Paradoksem polskiej sceny politycznej jest to, że partie chcące pozyskać prawicowy elektorat głoszą lewicowe programy gospodarcze. Warto przypomnieć, że PiS, które za swoich rządów znacznie obniżyło podatki, w ogóle nie mówiło o tym w kampanii wyborczej; „kłóci się to z wizją solidarności społecznej, którą głosimy” – tłumaczył mi jeden z liderów tej partii. Obecna walka w obozie dawnych polityków PiS toczy się nie tyle o stworzenie nowej jakości prawicy, co o podział starego elektoratu. W tej grze będzie tylko jeden wygrany – Platforma Obywatelska.

(źródło: NCZ! 2012, nczas.com)

REKLAMA