Domino: Święto w Sodomie. Holandia pionierem homoseksualnego postępu

REKLAMA

W związku z 11 rocznicą legalizacji „ślubów homoseksualnych”, którą w Holandii obchodzono na początku kwietnia, przypominamy tekst naszego dziennikarza omawiający kulisy zeszłorocznego „święta w Sodomie”.

To nie był primaaprilisowy żart. Dziesięć lat temu, 1 kwietnia 2001 roku, w Holandii uznano, że małżeńskim węzłem niekoniecznie trzeba wiązać wyłącznie osobników różnych płci. Burmistrz Amsterdamu Job Cohen w imieniu państwa zalegalizował wówczas związki czterech par sodomickich. Holandia była pierwszym krajem na świecie, który zaakceptował zrywające z prawem natury „małżeństwa” tej samej płci. Agitacja za zalegalizowaniem takich związków zaczęła się gdzieś w połowie lat 80. ubiegłego wieku. Ofensywę zaczął niejaki Henk Krol, redaktor naczelny jednego z pisemek wydawanych dla homoseksualistów. I trzeba przyznać, że wzrastająca presja zboczonego środowiska okazała się skuteczna. W 1995 roku holenderski parlament utworzył komisję, która roztrząsała kwestię, jakie by tu znaleźć rozwiązanie prawne, które umożliwiłoby pederastom lub lesbijkom połączenie się w rodzinnym związku cywilnym. Po dwóch latach takich dociekań komisja uznała, że „małżeństwa” jednopłciowe powinny zostać zalegalizowane. Po wyborach w 1998 roku nowy rząd obiecał zająć się tą sprawą i już we wrześniu 2000 roku projekt odpowiedniej ustawy został poddany pod ostateczne głosowanie w parlamencie. Ustawa wprowadzająca „małżeństwa” homoseksualne została przyjęta w niższej izbie holenderskiego parlamentu stosunkiem głosów 109 do 33, zaś Senat zaakceptował te regulacje prawne 49 głosami za przy 26 głosach przeciw. Oświeceni senatorzy poszli jeszcze dalej. Przyjęli również prawo przyznające parom homoseksualnym prawo do adopcji dzieci.

REKLAMA

Tylko chrześcijańskie partie, które zajmowały wówczas 26 z 75 miejsc w Senacie, głosowały przeciw przyjęciu ustawy. Ale choć obecnie partie te tworzą koalicję rządzącą, jak dotychczas nie zgłosiły chęci uchylenia obowiązującego prawa. Główny artykuł w przyjętej regulacji prawnej zmienił holenderski kodeks cywilny, wprowadzając do niego zdanie: „Małżeństwo może zostać zawarte przez dwoje ludzi przeciwnej lub tej samej płci”. Wprowadzenie „małżeństw” homoseksualnych nie spotkało się z jakimś dużym oporem społecznym. Umyły ręce Zjednoczone Kościoły Protestanckie Holandii. Po legalizacji takich związków postanowiły, że poszczególne kościoły wchodzące w skład organizacji mają prawo samodzielnie zdecydować, czy udzielać „małżeństwom” homoseksualnym Bożego błogosławieństwa. Do tej pory zdecydował się na to jedynie Kościół ewangelickoluterański. Najgłośniej sprzeciwiali się za to nowym regulacjom małżeńskim islamscy fundamentaliści zamieszkujący Holandię. Czyżby tylko oni szanowali tradycyjną rodzinę?

Nowe prawo weszło w życie 1 kwietnia 2001 roku. I tu refleksem „zabłysnął” burmistrz Amsterdamu Job Cohen. Równo z wybiciem północy specjalnie objął on obowiązki kierownika urzędu stanu cywilnego, by na ratuszu udzielić „ślubu” czterem sodomickim parom: dwóm egzaltowanym lesbijkom i szóstce lekko onieśmielonych żonkosi. Helene Faasen i Anne-Marie Thus przybyły ubrane tradycyjnie, w długich, białych sukniach z welonem. Ku radości licznie zgromadzonych sodomickich aktywistów i dziennikarskiej gawiedzi wymieniły soczysty, namiętny pocałunek. – Pobrałyśmy się z miłości, a nie dla polityki, ale oczywiście byłyśmy świadome, że to jest historyczny moment – wspomina 41-letnia asystentka notariusza, Anne-Marie Thus. A jej 44-letnia „żona”, notariuszka Faasen, od razu przytakuje: – Składając przysięgę małżeńską przed frontem wysłanników międzynarodowej prasy, chciałyśmy ukazać światu całą naszą dotychczasową udrękę, gdy pozbawiano nas prawa do czegoś, co dla większości ludzi jest rzeczą naturalną.

Upłynęło dziesięć lat. W piątkowe południe włodarz Amsterdamu znów miał zastępstwo w urzędzie stanu cywilnego. Tym razem „pobłogosławił” dwójce homoseksualistów. – Jako burmistrz Amsterdamu ogłaszam was – Janie van Breda i Thijsie Timmermansie – parą małżeńską i potwierdzam wynikające z tego prawa – deklarował Eberhart van der Laan już nie na ratuszu, ale w Muzeum Historycznym. Szczęśliwa para, ubrana w ciemne garnitury i stylowe muchy, przybyła na uroczystość pieszo. Van Breda przytaszczył nawet z sobą sporawy czerwony balonik w kształcie serca z nagryzmoloną cyfrą „10”. Obaj obficie ronili łzy – nie tylko z osobistego przejęcia, ale chyba także po to, by kamery zauważyły ich lekko wyreżyserowane wzruszenie. – Mija dokładnie 10 lat od chwili, gdy nasza społeczność wywalczyła sobie równe prawa. Pamiętam tamtą ceremonię naszych poprzedników i pamiętam, że czułem się wtedy dumny, iż jestem Holendrem i mieszkańcem Amsterdamu – roztkliwił się Thijs Timmermans.

Ale o tym wątpliwym jubileuszu pamiętali nie tylko nowożeńcy. W Amsterdamie otwarto specjalną wystawę, a wieczorem burmistrz van der Laan wydał specjalny raut, na który zaprosił ambasadorów z tych państw, w których zalegalizowano homoseksualne „małżeństwa”. W ciągu tej nieszczęsnej dekady pederaści i lesbijki wywalczyli sobie legalizację związków „małżeńskich” także w Belgii, Hiszpanii, Kanadzie, Republice Południowej Afryki, Norwegii, Szwecji, Portugalii, Islandii i Argentynie. Ich „śluby” zaakceptowano w amerykańskich stanach Connecticut, Iowa, Massachusetts i Vermont. Kalifornia w ubiegłym roku poniechała tego „eksperymentu”. W sąsiadującym z USA Meksyku sodomici mogą łączyć się w uznawane prawnie stadła w stolicy kraju – Mieście Meksyk.

Według statystyk podawanych przez holenderski odpowiednik GUS-u, w Kraju Tulipanów mieszka co najmniej 1 milion pederastów, lesbijek i transwestytów. Jest jednak powód do narzekań, bo od 2001 roku na „ślubnym kobiercu” stanęło 15 tys. jednopłciowych par. To 2% wszystkich zawartych małżeństw. Jak się okazuje, jedynie co piąta para niderlandzkich zboczeńców seksualnych decyduje się na prawną formalizację swego związku. Wśród „heteryków” na taki krok decyduje się osiem par na dziesięć.

(źródło: NCZ! 2011, nczas.com 2012)

REKLAMA