Teluk: Jan nie pomagać głodującym

REKLAMA

Organizacje humanitarne nie mają pomysłów, w jaki sposób zażegnać kryzys żywnościowy na świecie. Ideologicznie tkwią w czasach antykapitalistycznej rewolucji, cytując Kropotkina, Marksa, Lenina i Mao.

Zgodna krytyka globalizacji

REKLAMA

Po raz kolejny otrzymałem najnowszą publikację firmowaną przez Polską Akcję Humanitarną. Tym razem jest to książka autorstwa Tony Weisa pt. „Światowa gospodarka żywnościowa. Batalia o przyszłość rolnictwa”. Wraz z książką jest dołączona ulotka pt. „Jak uniknąć globalnego kryzysu żywnościowego jutra”, firmowana przez globalną organizację pomocową Oxfam. Jak zaznaczono, ulotka została wydana za pieniądze Unii Europejskiej. Aby zapobiec załamaniu światowego systemu żywnościowemu, który ma nastąpić w ciągu najbliższych 20 lat, Oxfam żąda o UE regulacji rynków finansowych – ograniczenia spekulacji na derywatach towarów rolnych powodujących wzrost cen żywności, wycofanie się z błędnej polityki promowania biopaliw, gdzie uprawy biokomponentów wypierają uprawy zbóż jadalnych czy zmiany polityki rolnej – wspierania rolnictwa małoobszarowego.

Bardzo interesująca jest także analiza Tony Weisa, dotycząca trendów na światowym rynku rolnym. Zauważa on ogromny postęp wytwarzania żywności, co pozwala wyżywić rosnącą populację. Od 1990 r. podwojeniu uległa produkcja kurczaków. W latach 1695-2005 uległa podwojeniu także liczba wieprzy. Globalizacji podlega już 10 proc. światowej produkcji rolnej. Sektor rolny notuje nadwyżki, a więc za głód nie jest odpowiedzialny deficyt żywności, lecz brak środków na jej zakup, brak pracy, zła sytuacja ekonomiczna, a więc polityka.

Głównymi zbożami są z kolei ryż, pszenica i kukurydza. Eksportuje się głównie pszenicę i kukurydzę, robią to przeważnie kraje najbogatsze z Ameryki i Europy. Z kolei 90 proc. ryżu pochodzi z Azji – głównie Indii i Chin. Wraz z rosnącą populacją rośnie liczba rolników, choć już nie proporcjonalnie. Powodem jest urbanizacja, w miastach mieszka już więcej ludzi niż na wsi.

Zbieżna z wolnorynkową jest także krytyka autora współczesnej globalizacji. Za główny powód kryzysu żywnościowego uznaje on subsydiowanie rolnictwa przez najzamożniejsze kraje oraz „globalizację przy zielonym stoliku”, czyli podejmowanie decyzji o światowym handlu przez najbogatszych, kosztem ubogich. Tutaj właściwie reprezentant zdroworozsądkowego, wolnorynkowego podejścia do gospodarki mógłby zgodzić się z ideologiem organizacji humanitarnych. Niestety na tym kończy się wspólna płaszczyzna porozumienia.

Konflikt wartości

Gdy jednak wskazać winnych obecnego stanu rzeczy, współczesny humanitarysta wskaże jednoznacznie – ponadnarodowe korporacje, integrujące w jednym ręku producentów pasz, farmaceutyków, nawozów i sadzonek. To oni, działając dla zysku i w celu wyzysku swoich pracowników, są odpowiedzialni za złą sytuację na rynku żywności. Zwolennik wolnej gospodarki odpowie – dzięki firmom prywatnym ludzie mają pracę i chleb. Za głód w najuboższych krajach odpowiedzialne są rządy. To politycy, a nie firmy, decydują o protekcjonizmie i interwencjonizmie na światowych rynkach. Ich mieszanie się w mechanizmy rynku to przyczyna kryzysu żywnościowego w pewnych regionach świata. Pojednawczo, można by pewnie dowieść powiązania czołowych graczy na rynku rolno-spożywczych i polityków. Weis wskazuje, że „w 2004 r. dziesięć czołowych korporacji kontrolowało 84 proc. wartego 35 mld dolarów światowego rynku agrochemicznego (liderzy to Bayer, Syngenta, BASF, Dow, Monsanto i DuPont), z grubsza połowę wartego 21 mld dolarów światowego rynku nasion (na czele z Monsanto, DuPont/Pioneer Hi-Bred i Syngentą) i 55 proc. wartego 20 mld dolarów światowego rynku farmaceutyków zwierzęcych, z których większość trafia do rolnictwa”.

Właśnie w protekcjonizmie, interwencjonizmie, powiązaniach wielkiego biznesu z politykami, korupcji a zapewne także ze zwykłej, ludzkiej chciwości i chęci zawłaszczenia jak największej części rynku dla siebie, wynika obecna sytuacja. Niestety u podstaw głębszej analizy rynku przez humanitarystów leży marksizm, naiwna krytyka wolnego rynku, a w rezultacie kompromitujące pseudo-filozoficzne wywody i kompletna bezradność jeśli chodzi o próby wskazania wyjścia z kryzysu.

Już pierwsza konkluzja, że „żywność postrzegana się jako towar, a nie coś do czego mamy prawo”, zakrawa na absurd. Jest to sugestia, że nasze prawo do żywności powinno być zaspokajane przez instytucje. Tymczasem od zarania człowiek posiada swój los w swoich rękach, a umiejętność zaspokajania swoich potrzeb żywieniowych dostał od Stwórcy, który dając mu Ziemię pod władanie zabezpieczył mu byt.

Lenin, Marks, Mao

Pierwszy szok w zakresie intelektualnych inspiracji humanitarystów czytelnik przeżywa już przy lekturze wstępu firmowanego przez Przemysława Wielgosza (jak można przeczytać w Wikipedii – anarchisty i populizatora myśli Róży Luksemburg). Wielgosz wychwala w nim rewolucję Mao Zedonga. Nie mniej radykalny jest Tony Weis. Na wstępie tłumaczy marksistowską koncepcję wyzysku pracownika przez posiadacza kapitału, a potem cytuje myśli Lenina ze spaceru po londyńskim East Endzie. Zwraca też uwagę, że przenoszenie do brytyjskich kolonii upraw pszenicy i hodowli zwierząt to wynik ulegania religijnym zabobonom wyrażonych choćby w modlitwie „Ojcze nasz” („chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”) nazywając Biblię „manifestem zjadaczy mięsa” (!!!).

Następnie Weis znów przypomina najbardziej lotne myśli z „Kapitału”, w którym Marks przestrzega, że kapitalistyczne rolnictwo to grabież robotnika i ziemi. Zachwyca się także południoamerykańskimi przewrotami rewolucyjnymi np. rewolucji meksykańskiej, Nikaragui, Salwadorze, a w największy zachwyt wpada nad osiągnięciami rolnictwa na Kubie. Widać nie był jeszcze ani na Białorusi, ani w Korei Północnej, gdzie klasa robotniczo-chłopska może pochwalić się jeszcze większymi zwycięstwami rewolucji w kwestii sprawiedliwości społecznej i walce z kapitalistyczno-burżuazyjnym wyzyskiem.

Na koniec, w rozdziale „Batalia o przyszłość rolnictwa”, autor cytuje anarchistę Kropotkina, w którym Książe Kropotkin wzywa do refleksji, czy przypadkiem podział funkcji i produkcji dla zysku nie jest przypadkiem marnotrawstwem i reliktem przeszłości, pogrążonej w ignorancji i ucisku. Niestety, poza cytowaniem rewolucjonistów, brakuje jakichkolwiek pomysłów na rozwiązanie problemów żywnościowych świata. Dowodem na kompletną bezradność jest wezwanie do stworzenia Nowego Międzynarodowego Ładu Ekonomicznego na bazie zreformowanej Światowej Organizacji Handlu. De facto jest to pusty postulat do utworzenia Rządu Światowego, kierującego globalną redystrybucją, co spowodowałoby jedynie pogłębienie istniejących problemów, z którymi humanitaryści rzekomo walczą. Na koniec ideolog humanitaryzmu wzywa do poszerzania świadomości opinii publicznej o skali cierpienia nie głodujących ludzi, a zwierząt hodowlanych.

Pomagajcie, nie mędrkujcie

Jak deklaruje Polska Akcja Humanitarna, organizacja jest zaangażowana w walkę z ubóstwem w najbiedniejszych regionach świata, między innymi w Sudanie i Autonomii Palestyńskiej. Zajmuje się także doraźną pomocą żywnościową. Jestem przekonany, że te działania są motywowane najbardziej szczytnymi intencjami bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi.

Gdy jednak chodzi o głębsze uzasadnienie swojej aktywności pojawiają się problem: na jakich wartościach opierać swoje działanie, skoro modlitwa Ojcze Nasz to wezwanie do imperializmu, a Biblia – manifest mięsożerców. Działanie w imię równości i walki z bogaczami, traci wówczas sens, bo ani cierpienia wyeliminować się nie da, ani bogatym bogacić się nie zabroni. Natomiast powoływanie się na rewolucjonistów – którzy swoją ideologią doprowadzili do masowej nędzy i największych tragedii w historii ludzkości – może tylko zniechęcić wielu potencjalnych darczyńców do niesienia pomocy najuboższym.

Reasumując: PAH – niech zajmuje się tym, co potrafi najlepiej – budowaniem studni w Sudanie, czy organizowaniem konwojów z pomocą humanitarną. To naprawdę szczytne zajęcie wymagające poświęcenia się dla innych i nie lada odwagi. Nie marnujcie jednak swojego czasu na wydawanie książek. Szkoda po prostu pieniędzy. Lepiej kupić kilka ciężarówek ryżu więcej.

REKLAMA