Sommer: Czym jest libertarianizm?

REKLAMA

O libertarianizmie, Żydach, eutanazji, kobietach i konserwatystach, z redaktorem naczelnym „Najwyższego Czasu”, Tomaszem Sommerem rozmawia Przemysław Staciwa z miesięcznika Liberte! i portalu liberte.pl.

Przemysław Staciwa (liberete.pl): Andrzej Sadowski powiedział, że nie jest libertarianinem, gdyż idąc za Stefanem Kisielewskim ma tylko poglądy gospodarcze, nie ma politycznych. Panu określenie libertarianin odpowiada?

REKLAMA
posąg na Wyspie Wolności w Nowym Jorku. Symbol wolności i Stanów Zjednoczonych (fot. wikipedia)

Tomasz Sommer: Tak odpowiada. Andrzej Sadowski musi się jednak liczyć z tym, że polityka jest poruszaniem się w obrębie pewnej rzeczywistości. Oprócz gospodarki są inne zagadnienia, są ludzie niebezpieczni i wariaci. Nie można tylko prowadzić gospodarki, lecz trzeba również przed tego typu ludźmi się zabezpieczać. Używając nośnego terminu, poza gospodarką potrzebny jest nam antykomunizm. Gdy zbiera się grupa ludzi, którzy siłą chcą kogoś pozbawić majątku, to tutaj wolny rynek nie odgrywa żadnej roli – przychodzą ludzie z siekierami lub strzelbami i zaczynają strzelać. Nie ma co mówić, że są tylko poglądy gospodarcze, nie ma politycznych.

Wiceprezydent Centrum Adama Smitha podkreślał, że jego środowisko zajmuje się zagadnieniami gospodarczymi, nie negując istnienia polityki.

Oczywiście można się tym zajmować, ale gdyby chciał to robić w ZSRR, wtedy byłby pierwszym, który trafiłby do jakiegoś dołu z piachem. Dlatego musi istnieć zabezpieczenie.

Jaki był cel stworzenia skądinąd dziwacznego w brzmieniu słownego tworu libertarianizm?

Nastąpiło to w kontrze do zamieszania pojęciowego. Obecnie dochodzi do sytuacji, gdzie praktycznie o komunistach mówi się „liberałowie”. Weźmy partię Janusza Palikota. Zawiera ona w sobie pewne elementy liberalizmu zachodniego, ale to nie oto chodzi. To nie jest partia liberalna.

Dlaczego w na świecie i w Polsce poglądy libertariańskie są reprezentowane w ogromnej większości przez światopoglądowych konserwatystów?

Łączy się to ze związkiem konserwatystów z pewnymi zasadami. Świat Nie-Konserwatyzmu zmierza do tego, że nie przestrzega się żadnych zasad , i tych zasad praktycznie zresztą w nim niema. Gdy wolny rynek uznamy za uczciwą grę, to tej zasady musimy się trzymać. Gdy pojmujemy grę rynkową jako walkę wszelkimi dostępnymi środkami, zakładamy, że niema Boga, więc wolno wszystko. Wtedy nie ma mowy o wolnym rynku.

Czy istnieje sprzeczność w byciu etycznym liberałem i gospodarczym libertarianinem?

Nie, taka sprzeczność nie zachodzi, ale wtedy mogą pojawić się różnego rodzaju wariactwa, problemy z rozumowaniem i formułowaniem pojęć. Ktoś może na przykład wolność osobistą utożsamiać z jakimiś chorobami psychicznymi.

Na przykład?

Klasyczny przykład to historia, która przed kilkoma laty wydarzyła się w Niemczech. Dwóch homoseksualistów zmówiwszy się uprzednio przez internet, konsumowało genitalia jednego z nich, po czym jeden, za zgodą drugiego dopuścił się na „kompanie biesiady” mordu. Z jednej strony zadziałała zasada zgody, ale z drugiej mamy do czynienia z osobami nienormalnymi. Nie można pewnych reguł podciągać pod zaburzenia psychiczne, a to niestety dzieje się coraz częściej.

Trudno guru wielu libertarian, Murraya Newtona Rothbarda, nazywanego również „Panem Libertarianinem”, nazwać konserwatystą. W swoim piśmie „Left and Right” pozytywnie odnosił się do kwestii aborcji, krytykował kler i instytucję kościoła, o samych konserwatystach wyrażał się wręcz z pogardą.

Z Rothbardem jest problem, ponieważ w jego przypadku w grę wchodzą naleciałości kulturowe. On był Żydem. Wprawdzie później ożenił się z katoliczką i to go nieco zmieniło, ale nie mógł się ostatecznie wyzbyć swoich korzeni.

Żydzi są proaborcyjni?

Zdecydowanie tak. Wyjątkiem jest pewna grupa ortodoksyjnych żydów, którzy są temu przeciwni w obrębie swojej rasy.

Niechęć Rothbarda do kościoła również tłumaczyłby pan jego pochodzeniem?

Tak, jest to pokłosie jego żydowskości. Istnieje spora część libertarian pochodzenia żydowskiego, która przeszła uprzednio pewną transformację z nurtu lewicowego. Kwestia religijno-rasowa jest tutaj bardzo istotna. Kiedyś będąc na konferencji w Stanach Zjednoczonych rozmawiałem z członkiem Cato (Instytut Katona – amerykański think tank zrzeszający libertarian), zasiadającym w radzie tego instytutu. Gdy podczas rozmowy powiedziałem mu, że jestem Polakiem, on skwitował, że mordowaliśmy żydów, i tak dalej. Oczywiście jest libertarianinem, ale też Żydem, z całym bagażem uprzedzeń i problemów. Ciężko z takimi ludźmi rozmawiać.

Polacy również nie zawsze są wolni od uprzedzeń i stereotypów, choćby właśnie na temat żydów.

Proszę zwrócić uwagę, że zasadą libertariańską jest abstrahowanie od odpowiedzialności zbiorowej. Zwracanie się do Polaka, który tak jak ja, urodził się w 72 roku, w sprawie wydarzeń, z którymi Polacy mieli luźny związek, świadczy o tym, że żydowski libertarianin stosuje myślenie związane ze swoją religią – myślenie zbiorowe. Czasem ciężko wyjść „poza swoje spodnie”.

W publikacji naukowej pt. „Libertarianizm. Teoria, praktyka, interpretacje” autorzy mówią również o znamionach lewicowości u minarchistów (libertarianach uznających konieczność istnienia państwa minimalnego). Według nich minarchiści rezygnują z prawa naturalnego na rzecz kontraktualizmu i utylitaryzmu. Ponadto mają być oni spadkobiercami klasycznego liberalizmu Locke’a. Podsumowując zbiór poglądów libertarian, kadra uniwersytecka sytuuje ich na diadzie lewica-prawica, w jej „lewym centrum”.

Zdecydowanie się z tym nie zgadzam, gdyż nie uwzględnia się tutaj czynnika religijnego, co w tego typu rozważaniach jest bardzo istotne. Rzeczywiście wobec licznego grona libertarian pochodzenia żydowskiego, całość środowiska libertariańskiego jest przesuwana na lewo. Rodzi to pewnego rodzaju śmieszny trybalizm, gdyż ogólne podejście żydowskie do życia jest socjalistyczne. Na gruncie socjalizmu wykwitują jednostki, które są przeciwne socjalistycznej gospodarce, ale zachowują swój bagaż środowiskowy. Nasze wydawnictwo przybliżyło tę problematykę w książce traktującej o szerokim środowisku anarcho-indywidualistycznym. Jedna z opisywanych postaci, Mojżesz Harman, późniejszy libertarianin pochodzenia żydowskiego zaczynał wręcz od satanizmu. Niektórzy klasyfikują go jako anarcho-komunistę. Wydawał nawet swoje pismo zatytułowane „Lucyfer”. Pozostawiając rozważania doktrynalne, trzeba powiedzieć, że w libertarianizmie chodzi o przestrzeganie kilku założeń, które sprawdzają się na gruncie moralnym.

Jak jest z ateistami libertarianami?

Z ateizmem jest taki problem, że stoi on na gruncie nicości. Jeśli ateista twierdzi, że uznaje jakieś zasady, to on opiera to twierdzenie jedynie na wykładni kantowskiej – „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. Co jednak, gdy pewnego dnia taki człowiek się obudzi i zrodzą się w nim inne zasady? Wtedy równoważność między zasadą „nie można nikogo zabijać”, a „można zabijać każdego”, jest stuprocentowo pełna.

Przecież człowiek religijny też może przejawiać relatywizm moralny.

Nie za bardzo, jeśli mówimy o katolicyzmie czy judaizmie talmudycznym. W końcu w USA uzewnętrznił się Ron Paul, który był członkiem Libertarian Party i jest chrześcijaninem, odszedł od pewnych zabaw doktrynalnych, natomiast wprowadza libertariański nurt do tamtejszego dyskursu publicznego.

Robert Gwiazdowski po ostatnich wyborach prezydenckich powiedział o Korwin-Mikkem, że jego gospodarcze poglądy podziela znacznie więcej ludzi, poza tymi, którzy na niego głosują. Czy ideały wolnorynkowe w Polsce nie są „przykrywane” dość siermiężnym, radykalnym konserwatyzmem w sferze osobistej, co w efekcie odpędza większą część społeczeństwa od ewentualnego poparcia wolnościowo gospodarczych programów?

Z jednej strony ma pan rację, z innej nie. Działamy w środowisku medialnym, i trzeba jakoś ogniskować uwagę ludzi. To się odbywa za pomocą jakichś happeningów. Podobnie robił Palikot.

Ale Janusz Palikot połączył swoim programem wielu różnych środowisk, podczas gdy Janusz Korwin Mikke ma raczej talent do dzielenia.

Korwin połączył znacznie więcej środowisk, z tym że pojawiła się na przeszkodzie znana sprawa z listami wyborczymi, co było w dużej mierze winą państwa. Jestem przekonany, że gdyby Nowa Prawica wystartowała we wszystkich okręgach, to Palikot z pewnością nie wszedłby do sejmu. Obserwowałem nie tylko dynamikę wzrostu, ale także dynamikę rozczarowania, gdy cała praca NP się zmarnowała.

Jak pan obserwował poziom tego rozczarowania? Zostały przeprowadzone jakieś badania?

Nie ma mowy o żadnych badaniach, bo nie mam 100 tysięcy złotych na ich przeprowadzenie. Mówię o tym jako redaktor pisma i obserwator zainteresowania jakie było tym tematem, poprzez wejścia na stronę, lub poprzez kontakt z czytelnikami. Bez kampanii i możliwości pokazywania się w telewizji nie było szans na walkę. Ja bez jakiejkolwiek promocji dostałem 3 tysiące głosów, z czego jestem zadowolony. Poseł PiS-u, Przemysław Wipler dostał się do sejmu, bo nie było nas w Warszawie, a on zaczął akcentować swoją wolnorynkowość.

Można być wolnorynkowcem w Prawie i Sprawiedliwośći? Ludzie pokroju Wiplera mają szansę na przebudowę tej partii, stworzenie jej wolnościowego skrzydła?

Ależ skąd. To jest partia wodzowska i nie ma o czym gadać. Pan sobie wyobraża żeby na przykład Stalinowi ktoś miał mówić co ma robić? Mieliśmy kilku ludzi, którzy są obecnie w Platformie i co z tego wynikło? Biorą swoje 10 tysięcy diety i tyle.

Wróćmy jeszcze na moment do gospodarki i światopoglądu. Jeśli przyjąć, że w Polsce istnieje elektorat liberalny zarówno w kwestiach moralno-etycznych jak i gospodarczych, to czy bardzo radykalne, prawicowe hasła nie uniemożliwiają zagospodarowania go przez wolnościowych konserwatystów?

Nie wydaje mi się, żeby warto było o takich ludzi walczyć. Mówimy to o pewnym problemie trapiącym wolnorynkowych konserwatystów działających w systemie demokratycznym. Istnieje pogląd, że w demokracji trzeba się elektoratowi całkowicie sprzedać, by coś osiągnąć. Według mnie nie ma sensu skupiać się na ludziach chcących niskich podatków, przy ich jednoczesnej aprobacie dla mordowania nienarodzonych dzieci.

Trzeba się starać by prezentować własne poglądy i uzyskiwać w całości na nie aprobatę. Tak naprawdę łudzenie się, że tacy ludzie mogą poprzeć wolnościowe idee są marzeniami ściętej głowy. Nie można być wolnorynkowcem proaborcyjnym.

Wiara w zjednoczenie prawicowych środowisk pod egidą wolności gospodarczej wydaje się płonna. Bogusław Wolniewicz, „najbardziej prawoskrętny filozof”- tak określił go pan w przeprowadzonym wywiadzie rzece, o Unii Polityki Realnej mawiał „Unia Polityki Nierealnej”. Tomasz Terlikowski i Sławomir Cenckiewicz natychmiast zrezygnowali z publicystyki na rzecz powstającego, liberalnego gospodarczo tygodnika „Wręcz Przeciwnie”, ze względu na okładkę, która wydała im się obraźliwa z punktu widzenia katolika. Znany ze swojej konserwatywności i niechęci do wysokich podatków Wojciech Cejrowski w ostatnich wyborach parlamentarnych poparł ekipę Marka Jurka a nie Korwina Mikke. Poza tym ostatnim, brakuje na polskiej scenie politycznej znanych nazwisk odwołujących się do idei państwa „nocnego stróża”.

Wolniewicz był przez lata profesorem na reżimowej uczelni, co prawda nie w wydaniu bierutowskim, ale gomułkowskim, co sam podkreślał. W pewnym sensie był w opozycji do poststalinistów na UW. Logicznym krokiem ludzi o takim życiorysie jest pójście w stronę Środy czy Michników. On odwrócił się w inną stronę. Poza tym, że mówił o sobie „niewierzący chrześcijanin”, ateista z zasadami, czy inne tego typu próby „trzeciej drogi”, nasze nim zainteresowanie brało się z tego, że poszedł światopoglądowo w prawą stronę, wbrew przygniatającej większości. To, że zajmował się logiką stawia go ponadto wyżej od propagandystów.

Jeśli chodzi o Terlikowskiego, to on sam napisał artykuł, do którego była okładka. Co więcej, on tę okładkę widział wcześniej. Jego późniejsze oburzenie tym bardziej nas zaskoczyło. Jego katolicyzm jest specyficzny – nie lubi lefebrystów, myślę, że jest przykładem judeochrześcijanina.

Z poparciem udzielonym Jurkowi przez Cejrowskiego jest nieporozumienie. Marek Jurek jest socjalistą. Rozumiem, że tutaj wielką rolę odegrał element katolicyzmu, który u lidera Prawicy RP jest również dość dziwny. Z Cejrowskim mamy kontakty, czasem nas popiera, czasem nie, ale nie angażuje się politycznie.

Z prawicą jest taki problem, że w dużej mierze tworzą ją koniunkturaliści. Część myślała, że pojedzie na kościele i to się w pewnym momencie udało. Teraz sytuacja się odmieniła i każdy poszedł w swoją stronę.

W pańskiej publikacji „Czy można usprawiedliwić podatki?” pisał pan o koncepcji bezpaństwowego porządku normatywnego Murraya Rothbarda, która w praktyce wycofuje państwo ze wszystkich funkcji, zastępując je dobrowolnymi umowami rynkowymi jakie mieliby zawierać obywatele. Pisał pan, że te koncepcje mają swoje mocne uzasadnienie i są racjonalne. Jak pan sobie wyobraża ich wdrożenie w europejskie realia?

To wszystko nie jest proste, natomiast na pewnych płaszczyznach ten porządek staje się bezpaństwowy. Dobry przykład stanowi moralność. Państwo starało się z niej wycofywać, pozostawiając ją w rękach kościoła, który nie jest państwem jako takim. Normy moralne nie były więc narzucane przez prawodawcę. Niestety w tej chwili sytuacja się odwraca i prawodawca zaczyna wymyślać jakieś niestworzone normy etyczne, czy bzdurne katalogi aksjomatów.

W polskich realiach koncepcja Rothbarda jest niemożliwa do zrealizowania ze względu na Rosję, która jest jaka jest, i Niemcy, które od czasu do czasu są, jakie są. Na zachodzie mieliśmy natomiast kilka dobrych przykładów. W Belgii na przykład nie było rządu i wszyscy sobie doskonale radzili. Wcześniej, w nawiązaniu do Smitha, pisałem w książce, że inny przykład dały państwa hanzeatyckie, które nie były stricte państwami, jak w przypadku Rosji czy Niemiec. Obecny niemiecki system federacyjny, jest w pewnym sensie karykaturą tej hanzy.

Wiceprezydent Cato Institute, David Boaz twierdzi, że w obecnej epoce powszechnego informacjonizmu, libertarianie mogą być spokojni o swój polityczny byt. Korzyściami, które mają przemawiać za wdrażaniem postulatów libertariańskich według niego są: swobodny przepływ kapitału, informacji i ludzi, oraz ograniczanie kontroli jednostek, rynku i instytucji przez państwo. Tomasz Teluk, autor książki „Libertarianizm. Krytyka” jest zgoła odmiennego zdania, twierdząc, że poglądy wolnorynkowe są, i raczej będą w zdecydowanej defensywie. Jaki jest pana pogląd w tej sprawie?

Tomasz po prostu zaczął więcej chodzić do kościoła, lub coś w tym stylu. Ja myślę, że głównym problemem środowisk wolnościowych jest pewnego rodzaju stygmatyzacja, i jedyną drogą walki z nią jest antystygmatyzacja. Na libertarian wymyśla się szereg pejoratywnych określeń, mówiąc, że ich poglądy są nierealne, niepoważne, a kończąc na określaniu ich mianem klerofaszystów czy zabójców ludzi ubogich.

Wobec tego trzeba postawić na twardą antystygmatyzację nazywając socjalistów złodziejami i mordercami. Jeżeli „Krytyka Polityczna” ma swoją siedzibę w centrum Warszawy, to jest to pierwszy krok do tego, by powstał w Polsce, za 20 lat jakiś skomplikowany system morderstw.

Hiszpański socjolog, Manuel Castells pisał, że w społeczeństwie zogniskowanym wokół „życia sieciowego” istnieje szansa dla libertarianizmu. Warunkiem miałaby być transformacja informacjonizmu w kapitalizm informacyjny. Przy drobnych korektach, autor widzi w libertarianizmie interesującą propozycję społeczno-polityczną.

Jest to chyba przemyślenie nie mające zbyt wielkiego kontaktu z rzeczywistością. Pytanie nie powinno brzmieć, jak dojść do społeczeństwa sieciowego, tylko jak dojść do centrum władzy i odwrócić istniejący obecnie trend. Obecnie dochodzący do władzy konserwatyści tylko powstrzymują lewicowe trendy, nie zapobiegając im. Gdy w Hiszpanii dochodzi do władzy rząd prawicowy, to on nie odwraca tendencji czynionych przez Zapatero, tylko je lekko zahamuje. Przyjdzie kolejny rząd lewicowy i znowu to pogłębi, w myśl słynnej zasady: 2 kroki do przodu, 1 krok w tył.

Potrzebni są ludzie którzy powiedzą: likwidujemy ZUS, nie reformujemy, likwidujemy. Znosimy całkowicie podatkowanie bezpośrednie, nie bawimy się w podatki liniowe, czy obniżki stawek. Takie zmiany są potrzebne. Dyskusja o sieciach, to pewnego rodzaju naiwne zabawy.

Wspomniany przeze mnie Bogusław Wolniewicz jest zwolennikiem legalnej eutanazji. Czy z perspektywy libertariańskiej człowiek ma prawo do zadecydowania o momencie swojej śmierci i czy państwo powinno w takich sytuacjach być prewencyjne?

Po pierwsze nie zgadzam się tutaj z frazeologią. Tutaj powstaje pytanie, jak wolnościowiec powinien się odnosić do samobójstwa. Zawsze wybór samobójstwa jest eutanazją, w tym sensie, że ktoś uznaje samobójstwo za lepsze od życia. Wymyślenie specyficznego terminu „eutanazja” na określenie samobójstwa jest propagandą.

Jaki jest więc stosunek libertarian do samobójstwa? W sensie Rothbardiańskim, każdy ma prawo popełnić samobójstwo kiedy chce. Jest to jednak działanie na swoją szkodę. Likwidując siebie, likwidujemy istniejący wcześniej akt fizyczny czy metafizyczny. Tutaj trzeba podkreślić, że wiąże się to z pewnymi problemami psychicznymi.

W mojej opinii o eutanazji nie powinno się mówić, gdyż to może skłaniać do samobójstwa. Nikt nie powinien z pewnością być upoważniony do tworzenia fabryk samobójców.

Wszystko jest retoryką, płynnym gadaniem. O ludziach sprzedających narkotyki mówi się „handlarze śmiercią”. O tych, którzy są prawdziwymi handlarzami śmierci, którzy za pieniądze zabijają, mówi się „lekarze wykonujący eutanazję”. Bliżej jest do śmierci w fabryce eutanazji niż w narkotykach.

Korwin Mikke mówił, że nieważne czy ktoś się zabija 10 lat biorąc heroinę, czy jeden moment, skacząc z 10 piętra.

Ja bym się od tego typu wypowiedzi dystansował, każdy powinien sobie te kwestie indywidualnie oceniać i załatwiać. Generalnie samobójstwo jest patologią.

Lider Nowej Prawicy w dziesiątkach felietonów i publikacji wyrażał się z pogardą o ludziach, których poglądy określa jako socjalistyczne. Jaki jest pana stosunek do polityków, publicystów czy ekonomistów, których idee znacznie odbiegają od pańskich?

Podkreślę to, co mówiłem na początku – są ludzie niebezpieczni, chcący zabrać ludziom majątek, a w ostateczności pozbawić ich życia i do tego sprowadza się wszystko. Gdy zdejmiemy z tego propagandę, literaturę i sztafaż, to okaże się, że oni dążą do zabrania innym gotówki.

Rzucam na chybił trafił: Leszek Balcerowicz, Leszek Miller, Małgorzata Środa. Czy to są ludzie niebezpieczni?

Balcerowicz niestety w sytuacji resetu w 89 roku zachował się nieodpowiednio. GUS rozpisał wtedy konkurs na stworzenie systemu podatkowego, ubezpieczeniowego etc. Korwin ten konkurs wygrał. Pomimo tego Leszek Balcerowicz wprowadził powszechnie obowiązujący system zachodnioeuropejski. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, widzę, że za pomocą Leszka Balcerowicza narzucono nam ten system odgórnie. Nie było jakiejkolwiek rozmowy o przyjęciu innego systemu. Proszę nie zapominać, że umowę z ówczesnym EWG podpisaliśmy rok po zmianie systemu. Ktoś czuwał nad tym, by wszystko „poszło w dobrym kierunku”.

Przy istniejącej obecnie propagandzie wolnorynkowej Balcerowicz jest również bardzo liberalny, niemal Rothbardiański. Prawdopodobnie musiał przeczytać spolszczone niedawno przez Fijora (Jan Maria Fijor – dziennikarz, biznesmen) publikacje Rothbarda i wziąć je do serca. Pomimo tego, Balcerowicz jest o tyle niebezpieczny, że był agentem tamtego systemu.

Miller jest zwykłym socjalistą, komiwojażerem dla obcej agentury. Na początku był agentem sowieckim, później przeszedł na stronę amerykańską. Miało to swoje plusy, gdyż USA powstrzymywała w pewnym stopniu doktrynę europeizacji Europy prowadzoną przez Niemcy. To się skończyło po atakach na WTC. Obama w ogóle powiedział, że się z Europy wycofuje. W taki oto sposób Leszek Miller stracił swojego drugiego „pana agenturalnego” i prawdopodobnie szuka teraz nowego.

Środa nie jest niebezpieczna. Zajmowanie się takimi ludźmi jak ona, jest w sensie intelektualnym marnowaniem czasu. Gdy mówimy o jej środowisku, to w systemie wolnościowym powinno ono mieć zakaz funkcjonowania. Pani Środa pochodzi zresztą z rodziny komunistycznej, i tacy ludzie nie powinni mieć ani słowa, dopóki głęboko nie odpokutują za to co zrobili w przeszłości.

Prawdą jest to co pisał Wolniewicz. Pomysłem komunistów miało być stworzenie na Uniwersytecie Warszawskim dwóch wydziałów – filozofii i socjologii. Miały to być kolebki komunistycznej propagandy. Na Harvardzie jest 3 filozofów, na UW 100. Środa jest właśnie jednym z tych filozofów. W Warszawie wystarczyłby spokojnie 1 dobry filozof, ale na zmianę tych regulacji nikt się nie powarzył. Gdy czyta się Środę piszącą o równości, można zaobserwować różnicę między mózgiem męskim a żeńskim.

Korwin Mikke napisał na swoim blogu, że kobieta jest intelektualnie kimś pomiędzy mężczyzną a dzieckiem. Zgodziłby się pan z tymi słowami?

Są to pewne uproszczenia, ale nie pozbawione w ogóle sensu. Podam przykład z własnego życia. Moja studiująca obecnie małżonka miała jakiś czas temu egzamin z logiki. Jest na wydziale pedagogiki, siłą rzeczy bardzo sfeminizowanym. Z logiką powstał problem, bo 90% studentek jej nie zdawało. Statystycznie więc te kobiety pewnych rzeczy nie są w stanie przeskoczyć. Podobnie jest z filozofią. Słyszał pan o jakiejś zamierzchłej poważnej kobiecie filozofie, lub żyjącej obecnie, w XXI wieku? Nie ma takiej kobiety i nie ma co opowiadać bzdur. Podobnie jest z tą posłanką Grodzką, która twierdzi, że jest kobietą. Niech pójdzie, zrobi sobie test DNA i zobaczy co jej powiedzą.

Jeśli ktoś źle czuje się w swoim ciele, to czemu miałby nie próbować odmienić tego stanu rzeczy?

Oczywiście, ktoś może czuć się Napoleonem, a ktoś babą. Ktoś może sobie chcieć uciąć to, lub tamto, ale jest to objaw choroby psychicznej.

Tomasz Sommer – Dziennikarz, publicysta, wydawca, redaktor naczelny tygodnika konserwatywno-liberalnego „Najwyższy Czas”. W 2009 roku kandydował w wyborach do Parlamentu Europejskiego z list KW Libertas. W 2012 roku reprezentował Kongres Nowej Prawicy w wyborach parlamentarnych. Od 2005 roku pełni funkcję wiceprezesa Instytutu Globalizacji. Z zamiłowania jest alpinistą.

REKLAMA