Korwin-Mikke: Wyższość Państwa Prawa nad państwem Dobrego Wujaszka

REKLAMA

W Sieci niejaki {~wqazx} napisał: „Ciekawe, kiedy będzie ustawa dla żołnierzy, którzy służyli w Afganistanie”. Jest to niesłychanie charakterystyczne. {~wqazx} zakłada, że żołnierze pojechali do Afganistanu, nie znając swoich praw nabytych – i dopiero kiedy wrócą, „ustawodawca” pomyśli i przyzna im to i owo. Oczywiście powinien przyznać, bo jakaś (tzn. „społeczna”) sprawiedliwość musi być! Jest to koncepcja całkowicie sprzeczna z pojęciem normalnej sprawiedliwości – postulującej, że każdemu trzeba oddawać to, co mu się należy. Tak więc przed wyjazdem do np. Afganistanu zostaje uchwalona ustawa precyzująca warunki wyjazdu i zapewniająca środki na pokrycie przewidywanych wydatków. Kandydaci na wojaków dowiadują się z niej, że żołd będzie wynosił X, że w razie zranienia otrzymają Y, a opieka medyczna jest bezpłatna (ale mogą leczyć się prywatnie, za co otrzymywać będą Z zł dziennie), że za każdy procent trwałego kalectwa liczony według norm np. ZUS-u otrzymają W zł, że po powrocie otrzymywać będą (albo nie będą…) przez czas C rentę w wysokości V. Obie strony te umową podpisują – i sprawiedliwość polega na tym, że w każdym z wymienionych przypadków żołnierz otrzyma dokładnie tyle, ile mu się należy. Jeśli podpisał niekorzystną dla siebie umowę – to jego błąd. Jeśli reżym podpisał niekorzystną dla siebie umowę – to musi bulić!

Jest to koncepcja Rechtsstaat – Państwa Prawa – w wydaniu konserwatywno-liberalnym. Każdy może podpisać umowę – albo nie podpisać. Jeśli jednak podpisze – a może to być umowa między osobami prywatnymi – to umowa staje się częścią Prawa i Prawo będzie egzekwowane z całą surowością, bez żadnego „liberalizmu” (jak dziś mylnie nazywa się tolerancję). Dura lex – sed lex! Natomiast {~wqazx} domaga się państwa opiekuńczego – Dobrego Wujaszka, któremu można ufać. Można pojechać na wojnę, nie pytając o nic – z błogą pewnością, że Dobry Wujek w razie czego się zatroszczy…

REKLAMA

Oczywiście „ustawa”, której domaga się {~wqazx}, to nie żadna ustawa! To jednorazowy dekret, który Władza wydaje uznaniowo. Co ciekawe: Sejm jest przy tym właściwie zbędny – bo decyzję podejmuje „rząd”, a każdy „rząd” ma niemal zawsze większość w Sejmie (bo w przeciwnym razie zostałby natychmiast obalony i zastąpiony innym „rządem”). I jest to słuszne – bo skoro to nie jest ustawa, tylko dekret, to nie jest potrzebny ustawodawca!

Taka koncepcja jest całkowicie sprzeczna z ideą Państwa Prawa – bo Prawo musi być niezmienne. Nie można post factum tworzyć specprawa dla wojaków w Afganistanie – i być może innego prawa dla wojujących w Izraelu. Prawo powinno być jasne, proste, zrozumiałe dla przeciętnego żołnierza i znane nie tylko z góry, ale i na pewien czas przed wprowadzeniem w życie. Konserwatyści domagają się sześciu lat karencji – ale, rzecz jasna, w sprawach wojny taka ustawa może zostać wydana w trybie nagłym. Jednak zawsze przed, a nie po zajściu okoliczności! To, czego domaga się {~wqazx}, to horrendum dla każdego konserwatysty i większości liberałów. To zastąpienie państwa w sensie zachodnim – the state – przez wschodnie gosudarstwo, gdzie Dobry Gospodarz uczciwie i sprawiedliwie dba o każdą najmniejszą mróweczkę.

Ten pomysł jest horrendalny teoretycznie – ale w praktyce też przynosi potworne problemy. Państwo bowiem chętnie obiecuje „odpowiednią opiekę”, ale gdy potem przyjdzie płacić, to zawsze okazuje się, że pilniejsze jest opłacenie urzędnika, producenta czołgów czy bandy wyborców – niż okaleczonego żołnierza! I ten okaleczony (lub nie!) żołnierz występuje z pozycji petenta, żałośliwie popłakującego, że nie ma na lekarstwa – właściwie żebraka. Natomiast w Państwie Prawa jest to posiadacz praw nabytych, który z umową w ręku idzie do właściwego sądu i w ciągu pięciu minut (dosłownie!) otrzymuje papierek nakazujący odpowiedniemu organowi reżymu wypłacenie tego, co się należy. Proszę zauważyć, że w Państwie Prawa nie jest potrzebny żaden urzędnik. Może werbownik – ale przecież warunki umowy mogą być podane w internecie, więc można ją podpisać i od razu zgłosić się po akceptację do odpowiedniej jednostki wojskowej. Tyko w razie kłopotów potrzebny jest sędzia. Ale i on na ogół nie jest konieczny, bo pojawienie się z umową w ręku i groźbą, że oprócz należnych pieniędzy reżym będzie jeszcze musiał zapłacić koszty sądowe, procenty itp. – w sprawach bezdyskusyjnych powinno wystarczyć.

Dokładnie taki problem mamy z emeryturami. Konstytucja tak naprawdę mówi tylko, że każdy ma prawo do „odpowiedniego” zabezpieczenia – a ustawa mówi, że w wieku 65 (dla kobiet – 60) lat otrzymamy „coś”. O ile więc pomysł koalicji zostanie obalony przez Trybunał Konstytucyjny – bo ten wiek (65/60) jest zawarty w ustawie – to jeśli PO z PSL zechcą nieco zmniejszyć emerytury (zwłaszcza przyznawane nowym emerytom), to tu nie będzie żadnego rekursu do Prawa, bo – jak już napisałem – żadne Prawo w tej dziedzinie nie działa. Można tylko liczyć, że rządząca większość zlituje się i okradnie emerytów w stopniu pozwalającym jeszcze na przeżycie.

A których okradnie – i na ile? Aaaaa – to już temat do długiej dyskusji, w której partie polityczne będą broniły swoich klientów. Niewątpliwie PSL będzie broniło chłopów, Ruch Palikota zażąda specjalnych praw dla emerytowanych (tfu!) „gejów” oraz transgenderowców (bo przecież operacja zmiany płci poważnie zmniejsza szanse życiowe – więc jest społecznie sprawiedliwe, by…), PO zażąda specjalnych praw dla prezesów wielkich firm, którzy przecież prowadzą nerwowe, wyniszczające życie, bo ponoszą wielką odpowiedzialność…

I – jak zwykle – wyjdzie, że „Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, które każdy w swoją stronę ciągnie”. Tylko że wtedy rozdrapywali I Rzeczpospolitą „Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie [to słowo, z uwagi na cenzurę, zastępowało u Sienkiewicza Rosjan], Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło” – a III Rzeczpospolitą rozdrapują jej „obywatele”… Bo nie ma Prawa! No i Króla oczywiście…

REKLAMA