Wozinski: Bankructwo państwa

REKLAMA

Kłopoty finansowe wielu europejskich państw sprawiają, że coraz częściej podnoszona jest kwestia możliwości ich finansowego bankructwa. Zdecydowana większość opinii publicznej uważa, że umiarkowane zadłużanie państwa jest dobre, nieliczni zaś – że bardziej pożądana jest nadwyżka dochodów. Kto ma rację?

Dominujący dziś pogląd na politykę fiskalną państwa, wedle którego ideałem jest ciągłe jego zadłużanie, stanowi odzwierciedlenie demokratycznego egalitaryzmu. Lewiatan jest w tej wizji grupą zwykłych ludzi: rodziną albo żyjącą ze sobą parą. Rodzina bierze kredyt na samochód, na mieszkanie, na studia dla dzieci itd. – i uważa te wydatki za naturalne, nie wyobrażając sobie nawet życia bez rzeczy wziętych „na kreskę”. Państwo demokratyczno-egalitarne traktuje ciągłe życie na kredyt jako stan jak najbardziej pożądany i uważa, że spłacenie długu rozwiąże się samo: albo trzeba będzie kiedyś zacisnąć pasa, albo zjawi się ktoś z pomocą.

REKLAMA

Stan permanentny

Naturalnym przeciwieństwem tej wizji polityki finansowej jest dążenie do nadwyżki dochodów, a przynajmniej niezaciągania długów. Tego rodzaju poglądy odzwierciedlają z kolei państwowy i społeczny arystokratyzm. Państwo przyjmuje tutaj kształt wielkiej firmy, która ma swojemu właścicielowi – królowi, arystokracji – przynosić dochód pieniężny. Na krótką metę Lewiatan może zaciągnąć dług, ale ostatecznie ma on zostać spłacony osiągniętymi zyskami. Dążenie do nadwyżki budżetowej jest silnie powiązane z modnym niegdyś w Europie merkantylizmem, który zalecał nadwyżkę we wszelkiego typu bilansach. Król i arystokracja przepuszczali pieniądze na rozmaite sprawy, ale państwo miało być przedsiębiorstwem, które miało przynosić stały i pewny zysk. Pozornie mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z alternatywą: albo nadwyżka, albo defi cyt – i rację musi mieć jedna ze stron.

Tymczasem takie przedstawienie problemu jest całkowicie mylne, gdyż obydwa stanowiska bazują na co najmniej kilku błędnych założeniach. Pierwszą pomyłką jest upatrywanie w bilansie gotówkowym miary zysku/korzyści. Zwolennicy państwa uważają, że ostatecznym wskaźnikiem tego, co należy robić, oraz tego, czego trzeba zaniechać, jest zysk pieniężny osiągany przez zbiorową organizację. Przypomnijmy więc, że zysk to kategoria psychiczna i może go osiągnąć jedynie jednostka. Niektórzy cenią sobie posiadanie sporej ilości gotówki, inni zaś zakładają fundacje, które zajmują się jej trwonieniem. Czy możemy jednak powiedzieć, że tylko ci pierwsi zyskują? Dlaczego przyznawać rację albo tym, którzy traktują państwo jako prywatny, arystokratyczny folwark, albo też tym, którzy widzą w nim egalitarystyczną fundację na rzecz równych szans?

Kolejnym mylnym założeniem jest pogląd, że korzystne jest samo posiadanie gotówki. Pieniądz jest towarem, który podlega indywidualnym wartościowaniom, a zatem skupianie się na bilansie posiadanych banknotów jako właściwym probierzu udanych i pożądanych działań jest całkowicie nieuzasadnione. Ekonomicznie rzecz biorąc, pieniądz jest jedynie narzędziem ułatwiającym zbycie rozmaitych towarów, a nie żadną miarą właściwych działań.

Gotówka Lewiatana

Ponadto – co być może najważniejsze – to nie deficyt/nadwyżka jest najważniejszym problemem finansów państwa, ale skala budżetu, którym ono dysponuje. Innymi słowy: liczy się nie bilans finansów państwa, lecz jego obroty. Wszyscy zwolennicy rządzącego się sprawiedliwie społeczeństwa powinni walczyć nie o dodatni/ujemny bilans gotówki Lewiatana, ale o jak najmniejszą skalę jego budżetu. Im mniej pieniędzy trafi a w ręce urzędników, tym większa szansa na to, że zysk osiągnie szeregowy człowiek. Im mniej działań i transakcji dokonuje się poprzez medium państwa, tym więcej możliwości stoi przed jednostkami – jedynymi podmiotami zdolnymi do odnoszenia zysków. Wskazywanie, że bankructwo państwa następuje wtedy, gdy nie jest ono w stanie spłacić zaciągniętego przez siebie długu, jest niezwykle mylące. Sytuacja, w której znalazła się Grecja czy niegdyś Argentyna, nie stanowi wcale realizacji najczarniejszego scenariusza, lecz jedynie jego ostatni akt.

Fakt, że współczesność uważa inaczej, to skutek przydania Lewiatanowi cech jednostki. Wedle współczesnych przekonań, zhipostazowany byt o nazwie „państwo” może spotkać niewypłacalność – nieumiejętność wywiązania się ze swych zobowiązań. Błąd w takim myśleniu polega na posłużeniu się kategoriami prawnymi, które stworzyło samo państwo, otaczające przedsiębiorców, którzy źle przewidzieli sytuację na rynku, parasolem ochronnym zapobiegającym egzekucji długu przez wierzycieli. O ile bowiem jednostka, która nie jest w stanie spłacić długu i odmawia odpracowania go lub oddania w zamian swego majątku, jest w świetle prawa naturalnego złodziejem, o tyle państwo swojego majątku zwyczajnie nie ma – cały pochodzi z podatków.

„Bankrutujące” (niewypłacalne) państwo nie oddaje wszystkiego, co ma, i nie kończy swojej działalności, lecz mobilizuje policję i… pałuje swoich obywateli – demonstrantów albo wypowiada obcemu państwu wojnę, pragnąc zdobyć na niej środki potrzebne do załatania swojej dziury budżetowej. Państwo-bankrut nie ręczy za nic swoim majątkiem, lecz jedynie sięga do kieszeni podatników. Lewiatan jest bankrutem w samej swojej istocie – tworzące go jednostki zamiast pokojowej współpracy wybierają politykę nieustannego podboju. Czyż złodziej, który zamiast oddać skradzione mienie brnie w dalszą kradzież, nie jest dłużnikiem wobec swoich ofiar (a w praktyce, ze względu na brak uczciwej pracy i własnego mienia, bankrutem)?

Tragedia nie następuje wtedy, gdy minister finansów zwołuje konferencję prasową i oświadcza, że nie ma pieniędzy na emerytury i wypłaty dla budżetówki, w bankomatach nie ma pieniędzy, a na ulicach miast wybuchają zamieszki. Za równie wielką tragedię można by przecież uznać sytuację, w której skarbnik koronny oświadcza dumnie, że w królewskim skarbcu przybyło 2 miliony dukatów, a w tym samym czasie poddani króla konaliby z głodu, pilnowani przez żołnierzy, aby nie wszczęli przypadkiem buntu. Największym złem jest sam fakt, że minister finansów / skarbnik koronny może sprawować swoją funkcję i przeliczać pochodzące z podatków ogromne sumy pieniędzy, a także wszystko to, co dzieje się w tle jego pracy. Za jego działalnością stoi przecież nieustanna podatkowa grabież, sadystyczne niszczenie wszystkiego, co w społeczeństwie dobre i korzystne.

Sytuację kryzysu finansowego można porównać do upadku starego drzewa: towarzyszy mu wielki huk, który odsłania fakt, iż całą roślinę od wielu lat toczyła śmiertelna choroba. Choć robi ono wiele hałasu, kończą się wieloletnie męki organizmu. Świat cały czas mówi o grożącym rozmaitym krajom upadku, ale nie potrafi zidentyfikować państwowego raka. Gdy któreś z drzew się przewraca, wówczas pozostałe podstawiają mu wsporniki w postaci nowych pożyczek, ale cały las ma coraz mniej zdrowe korzenie…

REKLAMA