Natomiast ok. 3 miliardów rocznie rząd chce oszczędzić na systemie państwowej „edukacji”. Związki zawodowe szacują, że dobrze opłacaną pracę straci 50-80 tys. nauczycieli, więc ostro protestują. Hiszpańska prasa alarmuje, że niektórym miastom na południu kraju zaczyna już brakować pieniędzy na regularne wypłaty pensji dla ich urzędników i pracowników sektora publicznego, w tym strażaków i pracowników służby zdrowia. A także m.in. na miejskie autobusy. Wszystko wskazuje więc na to, że hiszpański etatyzm i socjalizm wreszcie szczęśliwie (dla podatników i gospodarki) zaczyna się kurczyć – po blisko 30 latach biurokratycznego marnotrawstwa, nadmiernego „socjalu”, zbędnych subwencji, nepotyzmu etc.
Przeciwko oszczędnościom i planom rządu, a także jakimkolwiek zmianom protestują i strajkują (co kilka dni) miliony mieszkańców. Protestują m.in. przeciwko wprowadzonej w lutym rządowej reformie ułatwiającej pracodawcom redukcję zatrudnienia – w razie popadnięcia firmy w finansowe kłopoty. Wg informacji rządu, już od ponad roku niemal nikt w Hiszpanii nie chciał zatrudniać nowych pracowników, bo ich ewentualne zwolnienie wiązało się dla pracodawcy z ogromnymi kosztami. Głównie dlatego, że zwalniany pracownik dostawał za każdy przepracowany rok odprawę w wysokości aż półtoramiesięcznego wynagrodzenia (!).