Niemcy powołują urząd do kontroli polityki cenowej wszystkich koncernów i firm paliwowych

REKLAMA

2 maja rząd RFN, rzekomo „odpowiadając na postulaty kierowców”, postanowił utworzyć specjalny urząd państwowej kontroli polityki cenowej wszystkich koncernów i firm paliwowych działających w Niemczech. W przyszłości nowy urząd ma też „monitorować” wszelkie firmowe ceny w dziedzinie energii elektrycznej i gazu. Te plany oznaczają kolejny etap budowy nowego niemieckiego socjalizmu – po dokładnym uregulowaniu w latach ubiegłych stawek dozwolonych płac i wzrostów płac, taryf i zakresów różnych dopłat, zasiłków, ulg czy płac minimalnych – obowiązujących w paru sektorach niemieckiej gospodarki.

Zgodnie z tymi decyzjami federalnego rządu, szefowie prawie 15 tysięcy stacji paliw w Niemczech będą musieli
systematycznie i szczegółowo informować nowy urząd o tym, kiedy i w jakiej mierze zamierzają zmienić ceny benzyn i olejów napędowych. Stacje będą też musiały informować urzędników, gdzie, od kogo, w jakiej ilości i po jakiej cenie kupiły ostatnio te paliwa. A urzędnicy mają te informacje i stan faktyczny „monitorować”, bo kierowcy są już ponoć zdezorientowani wielkimi skokami cen paliw w ostatnich miesiącach. Główny odpowiedzialny za tę prawdziwie postępową „reformę” – w mediach „liberalny” federalny minister gospodarki Philipp Rösler z FDP – liczy na to, że nowy urząd i jego kontrole „przyczynią się do wzrostu konkurencyjności i przejrzystości na rynku paliw”. Minister uważa, że systematyczna kontrola zapobiegnie znacznym wzrostom cen i pomoże tzw. Urzędowi Kartelowemu (antymonopolowemu) w wyłapywaniu nadużyć i ich ściganiu. Bo dzięki informacjom o cenach zakupu i sprzedaży paliwa urząd ten będzie mógł szybciej wykryć przypadki łamania przepisów. Dokładniejsza kontrola paliwowych koncernów ma też ponoć, wg prognoz rządu, poprawić rynkową pozycję mniejszych firm. W dalszej przyszłości nowy urząd państwowej kontroli ma również „monitorować” politykę cenową koncernów w dziedzinie energii elektrycznej i gazu.

REKLAMA

Wiosną br. ceny paliw na niemieckich stacjach, głównie pod wpływem wzrostu cen ropy naftowej na światowych rynkach, rzeczywiście kilkakrotnie osiągały rekordowy w Niemczech poziom. Niektóre organizacje konsumentów i m.in. kluby samochodowe domagały się więc konkretnego przeciwdziałania ze strony państwa. Wg informacji agencji DPA, w ostatnich dniach kwietnia na stacjach paliwowych zanotowano jednak pewien spadek cen. Np. 26 kwietnia litr benzyny
super kosztował 1,63 euro, a litr oleju napędowego 1,49 euro. Po decyzji rządu z 2 maja liczni jej krytycy zwracają jednak uwagę na fakt, że w każdym rachunku za benzynę, np. w takim o wartości 70 euro, są zawarte różne podatki w łącznej wysokości aż 46,60 euro (tj. 66,57 proc. ceny). Niemieckie zrzeszenie przemysłu paliwowego (MWV) stwierdziło więc w specjalnie wydanym oświadczeniu, że plany rządu odniosą skutek odwrotny od zamierzonego.

Podobnie zareagowało zrzeszenie gospodarki energetycznej (MEW). Jego szef, Steffen Dagger, ocenia decyzję rządu jako pochopną i przewiduje różne fatalne skutki tej decyzji – w tym obarczenie przemysłu różnymi dodatkowymi
kosztami, co w ogólnym bilansie gospodarczych zysków i strat w zasadzie nic nie da konsumentom. Przeciwne powstaniu „policji benzynowej” są też oczywiście same koncerny – nie tylko te paliwowe.

REKLAMA