Koprowski: Za co siedzi Tymoszenko?

REKLAMA

Sprawa byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko zatacza coraz szersze kręgi. W jej obronie występują nie tylko zachodni, ale i rosyjscy politycy – z nowym starym prezydentem Włodzimierzem Putinem na czele. Wszyscy chcą ukręcić łeb sprawie i oferują rządowi Ukrainy kompromisowe rozwiązanie, polegające na tym, że Tymoszenko wyjedzie z więzienia na leczenie na Zachód lub do Rosji.

Obie strony są zdziwione, że prezydent Ukrainy nie chce przyjąć tego kompromisowego rozwiązania i pozbyć się problemu ze swego terytorium. Wiktor Janukowycz twardo oświadcza, że Tymoszenko odsiedzi swój wyrok do końca i żadne naciski zewnętrzne nie przydadzą się na nic. Na Ukrainie otwarcie się mówi, że na zamknięciu ust Tymoszenko szczególnie zależy „nowemu” prezydentowi Rosji Putinowi. Miał on w myśl tych plotek wręczyć Tymoszenko jako premier Rosji solidną łapówkę, w zamian za którą ówczesna szefowa ukraińskiego rządu podpisała ewidentnie niekorzystne dla Ukrainy gazowe porozumienie z Rosją. Złamała w ten sposób obowiązujące na Ukrainie prawo regulujące takie decyzje. Każdą decyzję o kontrakcie międzynarodowym musi bowiem zatwierdzić cała Rada Ministrów. W chwili gdy Tymoszenko była u władzy, nie zwracała uwagi na takie niuanse. Nie zważała także, że jej decyzje spowodują poniesienie przez Ukrainę wielomiliardowych strat liczonych w dolarach i zagrażających niepodległości tego kraju. W wersji zakładającej jej uczciwość Tymoszenko ugasiła pożar, nie licząc się z kosztami. Jeśli jednak prawdziwa jest wersja, że przy okazji wzięła za korzystny dla Rosji kontrakt gazowy solidną łapówkę, to stratami Ukrainy w ogóle się nie przejmowała. Sytuację tę po mistrzowsku wykorzystał Janukowycz, który spowodował pociągnięcie swojej głównej przeciwniczki do odpowiedzialności karnej. Na Ukrainie nie ma bowiem Trybunału Stanu i politycy za nadużycia władzy odpowiadają przed sądem karnym.

REKLAMA

Krokodyle łzy

Obrońcy pięknej Julii na Zachodzie, roniący krokodyle łzy, domagający się jej uwolnienia, zapominają, że prawo nie może działać wstecz i nie może być naginane na rzecz ich faworytki. Zgodnie z ukraińskim prawem, Julia Tymoszenko musi odsiedzieć przynajmniej dwie trzecie kary, by móc liczyć na przedterminowe zwolnienie. By ułaskawił ją prezydent, musi wystąpić do niego z prośbą i przede wszystkim pogodzić się z karą. Tymczasem nie ma ona na to najmniejszej ochoty. Przed całym światem stara się kreować siebie na osobę prześladowaną ze względów politycznych. Tymoszenko i politycy UE liczyli naiwnie, że Janukowycz ułaskawi byłą premier. Tymczasem ten twardo oświadczył, że prawo jest jednakowe dla wszystkich i nie zamierza wobec byłej premier stosować jakichkolwiek przywilejów. Jednocześnie sąd wszczął następną sprawę przeciwko najsławniejszej ukraińskiej osadzonej, oskarżając ją, że kiedy jeszcze nie była premierem, a tylko prezesem Zjednoczonych Systemów Energetycznych Ukrainy, dokonywała przestępstw gospodarczych, a także opłacała płatnych zabójców, likwidujących jej potencjalnych konkurentów. Prokuratura kraińska twierdzi, iż w toku długotrwałego śledztwa zdobyła twarde dowody, że to firma należąca do byłej premier opłaciła zabójcę, który zamordował biznesmena stojącego na drodze jej towarzysza, Pawła Łazarenki – także byłego premiera, odsiadującego w USA wyrok za pranie brudnych pieniędzy. Według prokuratury, dowody te są na tyle mocne, żeby nie tylko postawić Julii Tymoszenko zarzuty, ale by żądać jej aresztowania przez sąd. Ten ostatni podzielił tę opinię i wydał rozkaz aresztowania byłej szefowej rządu. Gdyby Janukowycz zastosował teraz wobec niej prawo łaski w kwestii wyroku za zawarcie umów gazowych, trafiłaby ona od razu za kratki pod zarzutem współudziału w zabójstwie. Gdy sąd wyznaczył pierwszy termin rozprawy, Tymoszenko ze swoim otoczeniem rozpętała kampanię mającą nie dopuścić do rozpoczęcia procesu. Jej adwokaci, mający dostęp do akt sprawy, uznali zapewne, że gdyby do niego doszło, dużo trudniej byłoby jej uchodzić za ofiarę politycznych represji. W aktach sprawy są ponoć podpisane przez Julię Tymoszenko polecenia przelewów na konto płatnego mordercy. Ukraińska prokuratura miała też do tych akt dołączyć dowody pokazujące, w jaki sposób biedna ukraińska urzędniczka w czasie pełnienia funkcji szefowej Zjednoczonych Systemów Energetycznych powiększyła swój majątek, tylko na ukraińskich kontach, o 60 mln dolarów!

Manewry pięknej Julii

Tymoszenko rozpoczęła w więzieniu głodówkę, mającą zwrócić na jej osobę uwagę całego świata. Powodem do jej rozpoczęcia miało być rzekome pobicie jej w więzieniu. Według władz, żadnego pobicia nie było. Działając w interesie zdrowia aresztowanej, kierownictwo kolonii karnej chciało ją przewieźć do kliniki w celu dokonania badań. Była premier odmówiła, twierdząc, że zrobi to dopiero po konsultacji ze swoimi adwokatami, co jednoznacznie świadczy, że prowadzi w więzieniu grę pod publiczkę. Sprawę zbadała prokuratura i orzekła, że funkcjonariusze kolonii działali zgodnie z ukraińskim prawem. Kodeks karny wykonawczy przewiduje bowiem, że mają oni prawo wziąć za ręce i obezwładnić każdego osadzonego, zaprowadzić go do samochodu i zawieźć do szpitala. Tymoszenko zaś nie chciała jechać do kliniki w Charkowie, by poddać się badaniom. Na oświadczenie prokuratury nikt oczywiście nie zwrócił uwagi. Nikt też nie zwrócił uwagi na to, że głodówka Tymoszenko była bardzo specyficzna. Cały czas była premier piła duże ilości soków. Wiele pań na całym świecie robi podobnie, tyle że nie nazywa tego głodówką, ale dietą odchudzającą. Gdy pierwszy raz Tymoszenko siedziała w więzieniu w czasach Kuczmy, też nic nie jadła, ale nie nazywała tego głodówką. Wtedy nie jadła więziennych posiłków, bojąc się otrucia.

Dla zachodnich polityków wszystkie niuanse sprawy Tymoszenko nie mają żadnego znaczenia. Jest liderem opozycji i musi być wolna, choćby była największą złodziejką. By ten cel osiągnąć, zagrozili bojkotem ukraińskiej części Euro 2012 i konferencji przywódców krajów Europy Środkowo-Wschodniej w Jałcie, co doprowadziło do odwołania tego spotkania. Dla Kijowa i prezydenta Janukowycza takie działanie to poważne uderzenie w prestiż. Niektórzy obserwatorzy są zdania, że dla niektórych krajów, w tym Niemiec, sprawa Tymoszenko jest tylko pretekstem do ochłodzenia stosunków z Ukrainą i spowolnienia jej procesów integracyjnych z UE. Berlin, widzący swego głównego partnera na Wschodzie w Rosji, nie chce zadrażniać stosunków z Moskwą i nie jest de facto zainteresowany integracją Ukrainy z UE.

Prezent dla Kremla

Dla Kremla bojkot Ukrainy przez zachodnich polityków jest wymarzoną wręcz sytuacją. Chociaż oczywiście na samej Tymoszenko Putinowi specjalnie nie zależy. Świadczy o tym lustracja jej pochodzenia, jaką przeprowadziły rosyjskie media. Rosyjski kanał NTW, używany przez Kreml do atakowania jego przeciwników politycznych, zajął się poszukiwaniem korzeni Julii Tymoszenko i doszedł do ustaleń, że nie tkwią one w kozackim rodzie – jak ona sama zawsze twierdziła. W wyemitowanym filmie „Żelazna Julia” kanał ujawnił, że rodzina ekspremier pochodzi ze Śniatynia w Galicji Wschodniej, a jej dziadek Abram Kapitelman był dyrektorem trzeciej szkoły żydowskiej i był Żydem z dziada pradziada, którego przodkowie na ziemie Rzeczypospolitej przybyli z Armenii. Jego syn, Włodzimierz Abramowicz Grigian, jest ojcem Tymoszenko, a jej matką jest Rosjanka, Ludmiła Nikołajewna Tielegina. Piękna Julia z ukraińskim etnosem nie ma więc nic wspólnego, a jej ukraiński warkocz jest zwykłą grą pod publiczkę. Wśród Ukraińców, którzy bynajmniej nie są filosemitami, żydowskie korzenie Julii nie wzbudzą raczej entuzjazmu. NTW przygotowuje też drugą część filmu „Żelazna Julia”. Ma on traktować o machinacjach pięknej Julii w czasie, gdy była prezesem Zjednoczonych Systemów Energetycznych Ukrainy. Jest to wyraźny sygnał, że jeżeli Janukowycz będzie spolegliwy, to na poparcie „Matuszki” zawsze może liczyć. Złożona mu oferta, zakładająca przyłączenie się Ukrainy do Unii Celnej Białorusi, Rosji i Kazachstanu, jest wciąż aktualna.

REKLAMA