W warszawskiej paradzie homoseksualistów, która w sobotę odbyła się w centrum Warszawy wzięło udział zaledwie kilkaset osób, czyli znacznie mniej niż przed rokiem, kiedy impreza została uznana za frekwencyjną klapę. Widać wyraźnie, że jest to impreza mniejszości, całkowicie ignorowana przez mieszkańców stolicy. Ze znanych osób w imprezie wzięła udział Doda oraz… ambasadorowie Wielkiej Brytanii i USA.
Jest to dość bezczelny przykład ingerencji przedstawicieli dyplomatycznych w sprawy państwa, w którym rezydują. Właściwie za taki występ powinni zostać uznani za persona non grata. Dyplomaci nie są przecież powołani do prowadzenia akcji ideologicznych i to w dodatku promujących ideologię, której sprzeciwia się większość obywateli kraju, w którym działają. To tak jakby polski ambasador wziął udział w Wielkiej Brytanii w demonstracji przeciwko monarchii (za demokracją), albo w Stanach Zjednoczonych dołączył do protestów islamistów (przeciw torturom i żydowskiemu rasizmowi).