Partaczenie w różnej skali: astrobazy tak jak autostrady i stadiony

REKLAMA

Przed rokiem informowaliśmy, że łakomy jakichkolwiek sukcesów szef polskiego rządu postanowił zrealizować chociaż jedną z przedwyborczych obietnic Platformy. Podczas pierwszej kadencji rządu symbolicznymi pomnikami skuteczności w działaniu na rzecz społeczeństwa były dla premiera piłkarskie orliki („zdrowe i uśmiechnięte dzieci – najważniejsze!”) Jednym z symboli drugiej kadencji Donald Tusk uczynił „naukowe orliki” czyli „mini-Koperniki” nazwane tak na cześć warszawskiego Centrum Nauki Kopernik. Ta – jak określił to Tomasz Sommer po zwiedzeniu obiektu ze swoim synem – „oryginalna bawialnia dla dzieciaków, która w żadnym razie nie powinna być organizowane przez państwo” kosztowała podatników kilkaset milionów złotych. „Plac zabaw” noszący imię urodzonego w Toruniu astronoma został pomyślany jako odpowiedz Platformy Obywatelskiej na… zbudowane przez PiS Muzeum Powstania Warszawskiego (śp. Lech Kaczyński otworzył obiekt dzień przed 60. rocznicą wystąpienie zbrojnego mieszkańców stolicy) Budowa miniaturowych „Koperników” miała zmultiplikować sukces dużego „Kopernika” w całej Polsce. „Mini-Koperniki” w pierwszej kolejności miały przyjmować formę astrobaz czyli małych obserwatoriów astronomicznych. Poligonem doświadczalnym zostało województwo Kujawsko-Pomorskie. Obok 14 astrobaz miały tam powstać 24 (jedno w każdym powiecie) centra popularyzacji innych nauk niż astronomia. Wszystko po to, aby jak powiedział premier Tusk „pokonać barierę innowacyjności”, przekonać „młodych ludzie aby wybierali kierunki studiów kształcące specjalistów brakujących w Polsce”. Co więcej premier uznał, że „to nie takie drogie rzeczy” bo jedna „astrobaza to niecałe 300 tys. zł”. Koszt „mini-Kopernika” o specjalizacji szerszej niż tylko astronomia to zdaniem premiera „nie więcej niż 1 mln zł”. Zdaniem Tuska „nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy krok po kroku, ale możliwie szybko zrobili taką sieć w całej Polsce”. Ale czy aby na pewno nic?

Rok po hucznych zapowiedziach premiera, skalę „pokonywania bariery innowacyjności” sprawdziła „Gazeta Wyborcza”. Pretekstem do ostatnio modnych „gospodarskich wizyt” było dla dziennikarzy sprzyjającego władzy medium otwarcie (29.05) przyszkolnego obserwatorium astronomicznego w Golubiu-Dobrzyniu. Podsumowanie rocznego okresu budowy i wyposażania budynków o średnicy 10 i wysokości 8 metrów nie napawa optymizmem tym mocniej, że przecież pieniądze podobno „nie są problemem” (część środków wykładają podatnicy europejscy za pośrednictwem Regionalnego Programu Operacyjnego UE, część podatnicy polscy w ramach środków samorządów lokalnych oraz budżetów wojewódzkich). Według sprawozdania „Wyborczej” na 14 astrobaz obecnie działa tylko osiem, „ślimaczy się otwarcie pozostałych”. Co więcej obiekty mniejsze niż większość szkolnych sal gimnastycznych ciągle wymagają poprawek. – Nie chciałbym za bardzo wywlekać tematu, ale były pewne drobne… no, nawet może nie drobne problemy techniczne, które trzeba było usunąć. Dwa razy usuwano np. zacieki na ścianach. Dostaliśmy przecież drogi sprzęt, nie można było ryzykować, że zostanie zalany. Schody na prośbę starosty od razu mieliśmy lepiej zrobione niż w innych budynkach, ale i tak próbowano to trochę polepszyć, choć nie do końca się udało – ostrożnie wylicza na łamach „Wyborczej” dyrektor I LO w Żninie Andrzej Kurek. – Nie mogliśmy jeszcze otworzyć astrobazy, bo na razie poprawialiśmy usterki – stwierdzono w Zespole Szkół w Unisławiu. O konieczności poprawiana projektu informował także burmistrz Gniewkowa Adam Roszak. W sześciu miejscowościach, astrobazy, których budowę rozpoczęto jeszcze w 2010 roku (czyli na kilka miesięcy przed ogłoszeniem przez premiera hasła: „Astrobazy idą w Polskę”) wciąż nie doczekały się otwarcia.

REKLAMA

Niestety budowa obiektów tak małych jak astrobazy jest lustrzanym odbiciem budowy polskich dróg, stadionów itp. „wielkich przedsięwzięć”. Można dojść do smutnego wniosku, że to nie stopień skomplikowania przedsięwziętych projektów sprawia, że rząd nie radzi sobie z modernizacją kraju. W podobnym stopniu „nie takie drogie” astrobazy jak i horrendalnie drogie autostrady przerosły możliwości polskich polityków… Po raz kolejny w rzeczywistości III RP rozbrzmiewa echo PRL-owskiego „Misia”. Bo czy astrobazy – na skalę naszych możliwości – nie „odpowiadają żywotnym potrzebom całego społeczeństwa” i nie „otwierają oczy niedowiarkom”?! Patrzcie – zdają się mówić politycy – „te stadiony są nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!”

Należy także zadać sobie pytanie o sens całego przedsięwzięcia. Czy po zapowiedzi premiera „inwestowania naszych publicznych pieniędzy w przyszłość, inwestowania w wydatki o charakterze rozwojowym, promowania przedsiębiorczości i innowacyjności (…), wspierania gospodarki wiedzy” wyborcy PO nie spodziewali się czegoś więcej niż tylko zalania Polski przyszkolnymi mini-obserwatoriami? Co z tego, że jak z dumą stwierdził Piotr Całbecki (marszałek województwa kujawsko-pomorskiego) będziemy regionem „w którym na tak małej powierzchni będzie działało tak wiele obserwatoriów astronomicznych”? Można odnieść wrażenie, że „mini-Koperniki”, „orliki” i masa innych przedsięwzięć rządu to kolejne marketingowe wydmuszki, którym chętnie przyklaskuje lud. Politycy dobrze wiedzą, że podczas kolejnych wyborów swoją podobiznę lepiej umieścić na tle stadionu czy astrobazy zamiast abstrakcyjnego hasła obniżki podatków…

REKLAMA