W ostatnich sondażach (przeprowadzonych jeszcze przed EURO 2012) braku zaufania do polityków padła psychologiczna bariera. Donald Tusk wyprzedził w tej niechlubnej kategorii tak kontrowersyjnego polityka jak Antoni Macierewicz (stosunkiem 45 proc. do 43 proc.). Więcej negatywnych emocji budzą już tylko Jarosław Kaczyński i Janusz Palikot. Premier ciągnie w dół swoją partię. Co nie dziwi, bo dla ponad 80 proc. Polaków Platforma Obywatelska to właśnie Tusk.
PO szkodzą nie tylko ogromne podwyżki podatków i kant emerytalny (który rządowi spece od public relations nazywają reformą), ale również walki frakcyjne w partii. Pogarszające się notowania PO doprowadziły do rozmów na szczycie Schetyna-Tusk. Jak twierdzą nasi rozmówcy z PO, zapadła decyzja o zaprzestaniu walk. – Problem polega na tym, że partyjne doły nie wierzą już w kolejny „wieczysty” pokój między Schetyną a Tuskiem. Tym bardziej że ten ostatni słabnie wręcz w oczach.
Pułapka wodzostwa
Tusk wpadł w pułapkę bycia jedynym i niezastąpionym wodzem. Poprowadził Platformę do dwóch zwycięstw wyborczych. Jako pierwszy premier w historii Polski utrzymał władzę po wyborach. Jego zła passa zaczęła się jednak właśnie po drugim zwycięstwie. Doprowadzony do furii próbą przejęcia władzy przez Grzegorza Schetynę zajął się wyciąganiem konsekwencji wobec niego i jego stronników. – Przystąpił do rządzenia zupełnie bez planu – opowiada jeden z polityków PO. – Wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę – dodaje. Najpierw był niewypał w postaci afery z listą leków refundowanych, potem przyszła bolesna porażka z przyjęciem, a później porzuceniem ACTA. Tusk nie miał nawet kogo wyrzucić, bo wszystkich, na których ewentualnie miałby zwalić winę, pozbył się już wcześniej.
Zwolennicy Grzegorza Schetyny w Platformie uwielbiają porównywać styl zarządzania partią przez Tuska do rządzenia Związkiem Sowieckim przez Stalina. Nikt nie jest pewny dnia i godziny. Tusk potrafi obłudnie uśmiechać się i uspokajać polityków przeznaczonych do ostrzału. Na przykład potrafił publicznie łajać tych, którzy na jego polecenie atakowali Jana Rokitę. Problem Tuska polega na tym, że zbyt mocno uwierzył w swoje umiejętności public relations. Pełzający kryzys, z którym mamy do czynienia w Polsce, w każdej chwili może wybuchnąć i przybrać charakter otwarty. To właśnie wiedza o rzeczywistym zadłużeniu Polski i stanie finansów publicznych pchnęła Tuska do samobójczej z punktu widzenia wizerunku decyzji o podwyższeniu wieku emerytalnego.
Zbyt dużą nadzieję pokładano w działaniach osłonowych (m.in. czołowi politycy PO zapraszali „rozsądnych” dziennikarzy, apelując do ich odpowiedzialności za stan państwa), jak i Euro 2012, które miało sprawić, iż społeczeństwo nie zainteresuje się działaniami władzy.
Wszystkie ręce na pokład
Pokojowe rozmowy Tusk-Schetyna, chociaż zaawansowane, raczej nie odwrócą tendencji spadkowych Platformy, której notowania są najgorsze od 2005 roku. – Jak w czasie „wojny ojczyźnianej”, Donald chce nas wypuścić z obozów, dać karabin do ręki i rzucić na PiS – żartuje „schetynowiec”. Jego zdaniem, rany są zbyt świeże, aby doszło do trwałego pojednania. To rozumie również Tusk, ale specjalnie nie ma innego planu niż podzielenie się władzą ze Schetyną. Według tych ustaleń, do wielkiej rekonstrukcji rządu miałoby dojść najpóźniej we wrześniu. W międzyczasie mogłyby nastąpić mniejsze zmiany. Zdaniem moich rozmówców z PO, latem przewidywana jest dymisja ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza i minister sportu Joanny Muchy.
Obecnie Tusk z niecierpliwością czeka na rozpoczęcie Euro 2012. Zapewni to rządowi trzy tygodnie spokoju. Na tym spokoju tak zależy Tuskowi, że wycofał się nawet z niewielkich planów ograniczania przywilejów emerytalnych górników (chociaż zapowiadał to w Sejmie). Obawa, że podczas Euro 2012 będzie musiał zmierzyć się z groźbą przysłania do Warszawy kilku autobusów z górnikami, okazała się zbyt silna.
Czwarty raz na zakręcie
55-letni (urodziny miał 22 kwietnia) Tusk po raz czwarty w swojej karierze politycznej musi zmierzyć się z wyzwaniem, od którego zależy dalsza obecność w polityce. Za pierwszym razem musiał odnaleźć się po przegranych przez Kongres Liberalno-Demokratyczny wyborach w 1993 roku. Gdy cztery lata później został senatorem Unii Wolności, kadencję spędził na obijaniu się na nic nieznaczącym stanowisku wicemarszałka izby wyższej. Z tamtego okresu zyskał sobie wśród dziennikarzy i polityków opinię sybaryty – wielbiciela kameralnych imprez z cygarami i winem, wypełniających dni pomiędzy kolejnymi meczami piłki nożnej. Wówczas zawarł kilka ważnych przyjaźni politycznych: zacieśnił związek z Grzegorzem Schetyną i Mirosławem Drzewieckim, do grona zaufanych trafił także Paweł Graś. Obecny premier miał jednak na tyle instynktu politycznego, że wyskoczył z tonącego okrętu o nazwie Unia Wolności i przystąpił do projektu o nazwie Platforma Obywatelska. Warto przypomnieć, że decyzja ta uczyniła z Tuska na łamach salonowych mediów (głównie „Gazety Wyborczej”) czarny charakter, który wbił nóż w plecy UW. W 2001 roku został jednym z liderów opozycji przeciwko rządom SLD-PSLUP (Unia Pracy – była taka partia). Atakował postkomunistów za zbyt mały liberalizm, krytykował powstrzymywanie lustracji i dekomunizacji. Gdy jednak cztery lata później ta taktyka nie przyniosła mu władzy, zmienił całkowicie poglądy. Z czołowego krytyka III RP i jej elit, stał się jej obrońcą. Sprawiał wrażenie, że obraził się na społeczeństwo za to, że nieznaczną większością głosów sanację państwa złożyło w ręce PiS, a nie PO. Na kolejnym zakręcie Tusk znalazł się w 2007 roku, gdy zdecydował się, wbrew wszystkim doradcom, na wcześniejsze wybory.
Praktycznie wszyscy oczekiwali powołania „antypisowskiego” rządu technicznego, który przez kilka miesięcy będzie czołgał w komisjach śledczych polityków PiS, przygotowując wybory. Tusk jednak ze sobie znanych przyczyn zaryzykował. Wygraną zawdzięczał jednak przypadkowi, a dokładniej: debacie telewizyjnej, na którą Jarosław Kaczyński przyszedł wyraźnie zmęczony i nieprzygotowany. Zwycięstwo w tym pojedynku doprowadziło do odwrócenia tendencji sondażowych. PO, zamiast gonić PiS, zaczęła prowadzić. Tuż przed wyborami zdesperowani politycy PiS zagrali kartą Beaty Sawickiej, przyłapanej na braniu łapówek przez CBA. I znów dzięki majstersztykowi PR udało się PO nie tylko nie stracić w sondażach, ale pokazać PiS jako siłę instrumentalnie wykorzystującą służby do bieżącej walki politycznej. Zwycięstwo w kolejnych wyborach, w ubiegłym roku, przyszło Tuskowi nadspodziewanie łatwo. Wyborcy łatwo wybaczyli mu zarówno ogromne zadłużenie państwa i pomniejsze wpadki, jak „podróż życia” do Peru w 2008 roku (gdzie zyskał od dziennikarzy przydomek „Słońce Peru”, po odebraniu orderu o tej nazwie).
PO walczyła nie tyle o zwycięstwo, co o możliwość kontynuowania rządów z PSL, bez konieczności szukania trzeciego koalicjanta wśród SLD lub Ruchu Palikota. Wszystko wskazuje, że ów łatwy sukces uśpił Tuska i jego bliskie otoczenie, w którym zostali już tylko sami pochlebcy. Pasmo trwających ósmy miesiąc porażek i spadków notowań zmieniło Tuska z atutu Platformy w jej obciążenie. Obecny szef rządu z miłego „swojego” chłopa zmienił się w awanturnika wyzywającego publicznie przeciwników politycznych od „pętaków”. Desperacka próba powtórzenia sukcesu wyborczego „tuskobusu” (wycieczki autobusem po Polsce podczas kampanii wyborczej) i objazdu w celu oceny przygotowań do Euro 2012 skończyła się publicznym pośmiewiskiem. Na przykład lot helikopterem nad niedokończoną autostradą A2 sprawił, że zyskała ona miano „przelotowej”.
Gra o wszystko
W głoszone publicznie pojednanie Schetyny z Tuskiem trudno uwierzyć. Były marszałek jak mało kto dobrze zna charakter obecnego premiera. Przybliża go historia opisana przez Janusza Palikota w książce „Kulisy Platformy”. Maj 2010 roku, w Kancelarii Premiera słychać dziwne odgłosy. Palikot po wejściu do gabinetu widzi Tuska w garniturze i w sportowych butach. Tusk zaprasza Palikota do pokoju, po czym mówi: „Widzisz tę roślinę w rogu? Gdy się tu wprowadziłem, odwiedził mnie Leszek Miller. Powiedział wtedy, że dała mu ją żona, i poprosił, żebym o nią dbał i żebym ją podlewał”. Po tych słowach z całej siły kopnął piłkę w kierunku rośliny – wspominał Palikot, dodając, że niszczenie czegoś, co należało do Millera – którego Tusk miał podziwiać – sprawiło mu ogromną radość. Palikotowi scena ta przypomniała historię o greckich tyranach pławiących się w okrucieństwie i mordujących nawet własnych synów. „To był prawdziwy Tusk. Mieszanina cynizmu nihilizmu, a z drugiej strony pewnego wdzięku, uroku” – podsumował Palikot.
Dlatego deklaracje pokoju pozostaną deklaracjami, a każdy z głównych graczy w PO będzie przygotowywał się na odnowienie konfliktu. Wydaje się, że stare przysłowie „do trzech razy sztuka” zadziała i tym razem. Większość polityków obstawia, że czwarty zakręt na politycznej karierze przerwie, przynajmniej na jakiś czas, karierę Tuska.