Pyffel: Białym coraz ciężej w Chinach

REKLAMA

Obcokrajowiec, czyli laowai to w Pekinie częsty widok. Według oficjalnych danych, przebywa tam na stałe od 120 do 200 tysięcy cudzoziemców. Dotychczas laowai z kraju zachodniego prowadził w Chinach dolce vita – życie wolne od trosk pogrążonych w kryzysie gospodarek macierzystych krajów. Trochę jak święta krowa – był praktycznie nietykalny i funkcjonował poza lokalnym społeczeństwem. Sam decydował o bliskości kontaktów z tym ostatnim i realizował w Chinach swoje marzenia. Marzenia, dodajmy, niezbyt wygórowane, ograniczające się do łatwych pieniędzy zarabianych na nauce angielskiego, a potem przepijania ich w pobliskim barze z kolegami czy podrywania miejscowych dziewczyn, z których wiele jest bardzo ciekawych kontaktów z obcokrajowcami. Ale wygląda na to, że to słodkie życie obcokrajowców w Chinach zaczyna już dobiegać końca…

Opisany powyżej styl życia obcokrajowców w Chinach znajduje za Wielkim Murem coraz mniejszą akceptację. Jego przejawem jest określenie baise laji, czyli „białe śmieci”. Hulacy, nicponie i lenie. Czyli przeciwieństwo cnotliwych, roztropnych i zapracowanych Chińczyków. Wielkie znaczenie dla utwierdzenia tego stereotypowego wizerunku obcokrajowców w Chinach miały wydarzenia z 8 maja br. Niedaleko stacji Xuanwumen, w centrum Pekinu, młody Brytyjczyk został przyłapany na próbie zgwałcenia młodej Chinki. Przypadkowi przechodnie pomogli dziewczynie – ciężko pobili winnego i wezwali policję. Nagrane telefonem zdarzenie szybko przedostało się do internetu. Uderz w stół, a nożyce się odezwą: na chińskich forach społecznościowych wybuchła prawdziwa burza, pokazująca, iż antyzachodnie nastroje w Chinach są wciąż bardzo silne. Przykładowy wpis: „Laowaie, wykopiemy wasze tyłki z Chin!”. Atmosferę podgrzał również incydent z udziałem przedstawiciela nacji, która licznie zawita w najbliższych dniach do Polski. Rosyjski wiolonczelista Pekińskiej Orkiestry Symfonicznej kilka dni temu został nagrany w pociągu, jak prawie zakłada nogi na głowę siedzącej przed nim Chinki, a upomniany obraża ją łamanym chińskim, prezentując jednak – o dziwo – znajomość najbardziej obraźliwych chińskich wulgaryzmów. Po kilku dniach został zwolniony z pracy w Orkiestrze. Oba filmiki można obejrzeć w sieci.

REKLAMA

Takie zachowania prowokują w Chinach debatę na temat obecności cudzoziemców oraz ich dotychczasowego ulgowego traktowania. Podważają także przekonanie, iż do Chin trafiają ci, którzy posiadają pewną wiedzę i kwalifikacje – i zdolni są przysłużyć się miejscowemu społeczeństwu.

Gęstniejąca atmosfera

Ta gęstniejąca nad laowaiem atmosfera ma swoje konsekwencje. Pierwszą jest zaostrzenie polityki wizowo-pobytowej. Od tej pory każdy niezarejestrowany obcokrajowiec może mieć nieprzyjemności. Każdy powinien nosić przy sobie paszport (nie tylko kopię) oraz dokument tymczasowego zameldowania. Jednocześnie każda osoba przebywająca na podstawie wizy turystycznej, a nie studenckiej czy pracowniczej, może być przepytywana o cel pobytu w Chinach (a mieszkanie w Chinach na wizie turystycznej, odnawianej co jakiś czas w Hongkongu, jest często stosowaną praktyką). Wszystko to ma związek z wciąż silnym w Chinach antyzachodnim resentymentem, który ma swoje korzenie w XIX wieku i epoce wojen opiumowych. Chińczycy cały czas pamiętają, iż zostali przekształceni w zachodnią „półkolonię”, a obcokrajowcy robili w Chinach, co chcieli, włącznie z wyznaczaniem stref eksterytorialnych. Dlatego lęk, iż te czasy mogą powrócić, sprawia, że kontakty z Zachodem czy obcokrajowcami są wciąż napięte.

Nieufność W Pekinie – jak w wielu chińskich dużych miastach, gdzie przebywa liczna społeczność międzynarodowa – coraz bardziej daje się zauważyć wzajemną nieufność między miejscowymi a przyjezdnymi. Laowaie często nie rozumieją Chin, a część z nich nie bardzo chce je zrozumieć. Wolą żyć we własnym bezpiecznym świecie, z zachodnim jedzeniem, muzyką, stylem życia. Częściej zawierają przyjaźnie z innymi obcokrajowcami. Zazwyczaj dyskutują z nimi o podobnych problemach i oświadczeniach.

Oznaką przynależności do społeczności ekspatów są także często żarty z miejscowych: a to z ich dziwnych zwyczajów, a to z nieporadnego i niezamierzenie śmiesznego angielskiego (tzw. Chinglish). Symptomatyczne, że w oficjalnych dokumentach, takich jak badania lekarskie niezbędne do uzyskania wizy, obcokrajowców – podobnie jak w Japonii – nazywa się aliens, czyli „obcy”, jakby przybysze z innej planety. Wielu obcokrajowców właśnie tak się czuję. Trudno ocenić, co było pierwsze – kura czy jajko. Czy to obcokrajowcy zachowują się jak ufoludki, którzy chcą żyć po swojemu i nie zwracają uwagi na miejscowe społeczeństwo? Czy może – jak twierdzą cudzoziemcy – Chińczycy i tak uznają, iż przybysze nigdy nie zrozumieją niuansów chińskiej kultury i na zawsze pozostaną kimś w rodzaju białej maskotki lub – jeśli będą się źle zachowywać – białego śmiecia.

Jednak w obliczu globalnego kryzysu życie w nadal rozwijających się Chinach staje się dla obcokrajowców atrakcyjne jak nigdy dotąd. Do Chin ściąga ich coraz więcej i coraz więcej decyduje się na osiedlenie w tym kraju. Wydaję się, że polityka Pekinu może powoli zacząć ich do tego zniechęcać.

Trzy nie

A tempo wprowadzania ograniczeń wskazuje na wielką determinację chińskich władz. 15 maja rozpoczęła się oficjalnie 100-dniowa kampania pekińskiej policji przeciwko „trzem nielegalnym cudzoziemcom” – „trzy nie” (nielegalne przekraczanie granicy, nielegalne przebywanie na terenie Chin, nielegalna praca na terenie Chin), która ma uporządkować życie obcokrajowców w mieście. Według Biura Bezpieczeństwa Publicznego Pekinu, celem tej kampanii jest znalezienie obcokrajowców nielegalnie przekraczających granicę, pozostających w stolicy z wygasłą już wizą lub pracujących bez pozwolenia na pracę. W zależności od przewinienia przewidziano następujące kary: nielegalne przekroczenie granicy – od tysiąca do 10 tys. juanów grzywny (ok. 500-5000 zł), od trzech do 10 dni aresztu, deportacja; nielegalne przebywanie na terenie ChRL (bez ważnej wizy) – od 500 do 5 tys. juanów grzywny (ok. 250-2500 zł) oraz od trzech do 10 dni aresztu, deportacja; nielegalna praca (bez pozwolenia na pracę) – od 500 do tysiąca juanów grzywny (ok. 250-500 zł), zaprzestanie pracy, deportacja.

Podczas kampanii policja będzie sprawdzać, czy obcokrajowcy posiadają odpowiednie dokumenty, a mieszkańcy Pekinu są zachęcani do zgłaszania tych, których podejrzewają o ich brak – można w tym celu dzwonić na gorącą linię Biura. Pod lupę będą brane najbardziej lubiane i popularne wśród laowai miejsca, tj. dzielnica barów Sanlitun w centrum Pekinu czy dzielnica studencka Wudaokou w północnej części miasta. Aby nie mieć problemu, poruszając się po mieście, każdy powinien mieć przy sobie paszport oraz ważny wspomniany już dokument tymczasowego zameldowania. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że w każdy weekend w ciągu tych 100 dni kampanii w wyżej wymienionych dzielnicach policja zorganizuje „obławy” na cudzoziemców, wchodząc do przypadkowo wybranych barów, klubów i restauracji.

Odciąć zagraniczne głowy węża

Jako że kampania dotyka obcokrajowców przybywających do Chin dosłownie z całego świata, odbija się ona szerokim echem w mediach na całym świecie. Sprawa jest bardzo delikatna, atmosfera napięta i jakiekolwiek, choćby drobne błędy chińskich służb czy lekko prowokujące zachowania obcokrajowców mogą doprowadzić do kolejnych incydentów, a nawet dyplomatycznych utarczek. Atmosferę podgrzał ostatnio znany dziennikarz CCTV 9 – angielskojęzycznej stacji telewizji publicznej – który nie wytrzymał i na swoim mikroblogu Sina Weibo napisał wprost: „Biuro Bezpieczeństwa Publicznego powinno wyrzucić te zagraniczne śmieci: aresztować chuliganów i chronić niewinne dziewczyny (…), odciąć zagraniczne głowy węża. Ludzie, którzy nie mogą znaleźć pracy w USA czy Europie, przyjeżdżają, by zabrać nam nasze pieniądze, brać udział w handlu ludźmi oraz zwodzą kłamstwami, by zachęcać do emigracji. Zagraniczni szpiedzy poszukują chińskich dziewcząt, by zamaskować szpiegostwo, i udają turystów, aby tworzyć mapy i dane GPS dla Japonii, Korei i Zachodu”. Co prawda później w swoim komentarzu bronił się, że jego wypowiedź dotyczyła tylko obscenicznych zachowań, które ostatnio opisano, a nie wszystkich cudzoziemców. Słowa pracownika chińskiej telewizji publicznej oczywiście wywołały kolejną burzę, choć o dziwo reakcją wielu obcokrajowców był raczej śmiech, a emocjonalna reakcja dziennikarza znów stała się w społeczności pekińskich ekspatów obiektem żartów.

Według ankiety na wspomnianym portalu społecznościowym Weibo, rozpisanej tym razem przez słynnego pisarza młodego pokolenia Zheng Yuanjie, ponad 94 proc. badanych uważa, że obcokrajowcy przyjeżdżający do Chin powinni być szczegółowo badani: czy mają odpowiednie środki pieniężne, pracę i co ciekawe – własność (to jest czy nie są „golasami”). W badaniu nie uwzględniono zagranicznego gościa – turysty, studenta czy zatrudnionego już w Chinach. Ankieta potrwa jeszcze do końca tego tygodnia, a już wzięło w niej udział blisko 7,5 tysiąca internautów. Statystyki mówią, że w roku 2010 przybyło i opuściło Chiny ponad 52 miliony obcokrajowców – 2,33 raza więcej niż jeszcze 10 lat temu. W chwili obecnej w Państwie Środka rezyduje około 600 tys. przybyszów z zagranicy, którzy pozostają dłużej niż sześć miesięcy. Wśród nich około 200 tys. mieszka w Pekinie. W zeszłym roku złapano około 20 tys. cudzoziemców nielegalnie przebywających na terenie ChRL.

Chiny, stając się nowym celem międzynarodowej emigracji, stają przed zupełnie nowym dylematem: jaką politykę popierać – proczy antyimigracyjną? Nie mając w tych działaniach doświadczenia, a nawet nie znając dokładnych statystyk, stają przed bardzo trudnym wyzwaniem. Ponad 30 lat temu Chiny otworzyły się na świat i obcokrajowców. Czy teraz zaczną się powoli zamykać?

(Autorzy tekstu: ANNA KORNESZCZUK, RADOSŁAW PYFFEL; źródło: NCZ! 25/2012)

REKLAMA