Korwin-Mikke: Różnice płci a podejście do seksu

REKLAMA

Odmienne podejście obydwu płci do spraw seksu wytworzyło się w naturalnym procesie ewolucji. Tylko wyjątkowo naiwni dogmatycy równości płci mogą sądzić, że da się tu wprowadzić równouprawnienie.

W procesie doboru naturalnego ten mężczyzna najskuteczniej przekazał swój gen przyszłym pokoleniom, który zapłodnił możliwie wiele kobiet. Jeśli jego synowie choćby w paru procentach dziedziczyli po nim (obojętnie: genetycznie czy kulturowo) takie zdobywcze nastawienie do seksu, to typ pożeracza serc niewieścich musiał się rozpowszechnić. I rozpowszechnił się. Istnieli i zapewne istnieją mężczyźni mający po parę tysięcy potomstwa. Kobieta natomiast nie ma nic do zyskania dzięki ewentualnej poliandrii. Przeciwnie – nieustanne kłopoty z agresywnymi członkami „antyharemu”. Natomiast i tak może wydać tylko jedno dziecko rocznie. Więcej: Bóg czy Natura to tak urządzili, że wprowadzenie nasienia dwu mężczyzn zmniejsza prawdopodobieństwo zapłodnienia (choć znane są już dwa wypadki bliźniąt z dwóch ojców, ale mówię o prawdopodobieństwie). Z tego właśnie powodu poliandria nie ma najmniejszych szans na przetrwanie ani nawet na zaistnienie w znaczniejszym stopniu.

REKLAMA

Tradycyjne role mężczyzny i kobiety nie są więc jakąś tam fanaberią, odbiciem praw społeczeństwa feudalnego lub burżuazyjnego, wynikiem ucisku ekonomicznego czy wyzyskaniem fizycznej słabości kobiety – lecz efektem działania logicznych praw wynikających z konstrukcji płci. Punktem odniesienia jest zawsze monogamia (wówczas mężczyzna zapewnia względnie największą opiekę dzieciom!), ale osiągana od strony poligynii z częstymi w tę stronę odchyleniami. Można oczywiście chcieć z takim układem walczyć. Nie można jednak utrzymywać jednocześnie, że jest się miłośnikiem Natury, zwolennikiem ochrony przyrody, konserwatystą itp. Trzeba wówczas śmiało stanąć w jednym szeregu z tymi, co to na widok rzeki natychmiast zastanawiają się, jakby tu ją puścić w drugą stronę, a zacofaną górę przerobić na postępową kotlinę. Domaganie się równego traktowania płci w tej dziedzinie nie ma też nic wspólnego z „samorealizacją”, lecz jest domaganiem się, by ludzie zadali gwałt swej naturze i przerobili się na automaty realizujące wydumane dogmaty.

Nacisk kulturowy może być niesłychanie silny. Bardzo wiele dziewcząt decyduje się na współżycie seksualne z obawy przed posądzeniem przez koleżanki o zacofanie, a nie z pragnienia serca lub potrzeby fizjologicznej. Zresztą co tam seks?! Znane są przypadki wizyt u psychologa dziewcząt lubiących zmywanie i inne prace domowe – a bojących się przyznać do tak nieprzyzwoitych pragnień! Powiedzmy to jasno: w każdym społeczeństwie jest i być powinna grupa niezłomnych purytanów, których żadna moda nie ugnie. W każdym społeczeństwie powinna też być i jest grupa nonkonformistów, których żadne zakazy ani inkwizycja nie powstrzymają przed łamaniem zasad.

Między tymi grupami znajduje się większość, skłonna przychylić ucha raz jednym, raz drugim. Jeśli grupa taka zaczyna masowo przechodzić do nonkonformistów, to sytuacja jest niepokojąca dla… logika, gdyż wówczas „nonkonformiści” zostają nagle przeciętniakami. W istocie prawdziwymi nonkonformistami zostają purytanie. Stąd widoczne w całym świecie zdecydowane prądy w tym kierunku.

REKLAMA