Kilka dni temu (tutaj) informowaliśmy o planach podniesienia płacy minimalnej. Zwłaszcza wersja opublikowana w papierowej edycji NCZ! spotkała się z dosyć dużym odzewem. Otrzymaliśmy kilkadziesiąt listów. Czytelników zastanawiał zwłaszcza brak stanowczego sprzeciwu ze strony organizacji zrzeszających pracodawców, którzy jako jedna ze stron mają wpływ na określenie wysokości płacy minimalnej. Mnie konformistyczną postawa tych organizacji smuci ale nie dziwi.
Propozycja rządowa, która prawie na pewno wejdzie w życie, zakłada zwiększenie najniższego uposażanie osób zatrudnionych na umowę o pracę z 1500 zł do 1600 zł (brutto) miesięcznie. Oczywiście związkowcy zrzeszeni w Komisji Trójstronnej („instytucji dialogu społecznego” tworzonej przez przedstawicieli rządu, organizacji pracodawców i pracowników) zażądali większych pieniędzy dla osób najgorzej wykwalifikowanych, które teoretycznie są beneficjentami narzuconego przez państwo minimalnego wynagrodzenia. Pracodawcy zrzeszeni w organizacjach takich jak PKPP Lewiatan oczywiście wiedzą, że regulowana ustawą pensja powoduje wzrost kosztów pracy, który zwykle nie jest równoważony wzrostem wydajności pracownika. Podwyżka pensji minimalnej nawet o proponowane przez rząd 100 złotych brutto (plus 20,74 zł kosztów, które nie wchodzą w skład wynagrodzenia pracownika, ale muszą zostać opłacone przez pracodawcę: połowa składki emerytalnej i większa część składki rentowej) zmusi pracodawców do zwalniania osób, które mają najmniejsze doświadczenie i umiejętności nie wymagające specjalnych kwalifikacji. Ich obowiązki łatwo można scedować na pracowników trudniej zastępowalnych. Wzrośnie więc bezrobocie. Jak zauważył Andrzej Blikle (prezes Zarządu Stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych) pracodawcy „po prostu zwolnią tych wszystkich, których praca nie jest tyle warta, i żadne uchwały związków zawodowych czy Sejmu tego nie zmienią. Matematyki nie udało się pokonać nawet Związkowi Radzieckiemu.” Zwiększy się ilość zatrudnionych na tak znienawidzone przez związkowców „umowy śmieciowe”. Rozkwitnie „szara strefa”.
Pomimo świadomości konsekwencji podwyżki płacy minimalnej, organizacje pracodawców („Lewiatan”, Konfederacja Pracodawców Polskich, Business Centre Club i Związek Rzemiosła Polskiego) poparły projekt rządowy. Nie ma się im co dziwić! Jak przypomniał „Tygodnik Solidarność” według regulacji przyjętych w 2005 roku wysokość najniższej płacy powinna rosnąć „co najmniej o prognozowany na dany rok wskaźnik inflacji powiększony o 2/3 wskaźnika realnego przyrostu PKB”. Prawo gwarantuje więc stopniowy wzrost pensji minimalnej. Gwarancję jej wzrostu stanowi także lobbing związkowców i masowane poparcie społeczeństwa, które narzucony przez ustawę wzrost płac traktuje jako jeden ze sposób zapewnienia „godnego życia”. Powszechne w społeczeństwie przekonanie o zaletach pensji minimalnej podtrzymuje „świat nauki” – starannie dobrani przez media głównego nurtu profesorowie tacy jak p. Mieczysław Kabaj. Naukowiec zatrudniony w Instytucie Pracy i Spraw Socjalnych uznał „płacę minimalną na poziomie 50 proc. średniego wynagrodzenia” za „podstawowy standard cywilizacyjny”, o który „trzeba walczyć”. Skoro „uważamy, że jesteśmy częścią UE” to nie powinniśmy lekceważyć unijnych „standardów socjalnych”.
Pensję minimalną popiera także sejmowa „opozycja”, która w kwestii „robienia dobrze” ludziom pracy jest na lewo od koalicji PO i PSL! Stanisław Szwed – poseł Prawa i Sprawiedliwości – jako jeden z sukcesów rządu Kaczyńskiego wymienił podniesienie w 2007 r. płacy minimalną o 190 zł, co wiązało się z przekroczeniem granicy 40 proc. w relacji do średniej płacy. Arkadiusz Mularczyk z Solidarnej Polski przypomniał, że choć „w Polsce już 20 lat mamy system kapitalistyczny, 7 lat jesteśmy w UE” to „zarobki (…) mamy cztery, pięć razy mniejsze niż w krajach Europy Zachodniej”. Podniesienie płacy minimalnej to dla Mularczyka nie tylko jeden ze sposobów dogonienia zachodnich krajów Europy ale także przejaw troski o „kolejne setki tysięcy Polaków”, którzy pozbawieni godnych zarobków „wyemigrują z Polski”. Na tle takich wypowiedzi rozsądnie zabrzmiała Izabela Mrzygłocka (PO), która uznała, że „ustalenie dzisiaj płacy minimalnej na poziomie dwa razy wyższym niż obecnie” spowoduje, że „skutki prawdopodobnie okażą się przeciwne do zakładanych” ponieważ „pensja otrzymywana przez pracownika jest kosztem ponoszonym przez pracodawcę”. Gdy ten koszt „okaże się nadmierny, firma upadnie lub zacznie działać w szarej strefie”. Proszę zwrócić uwagę, na zastrzeżenie, które poczyniła pani posłanka. Mrzygłocka uznała, że DWUKROTNE zwiększenie pensji minimalnej (a co z podwyżką o 15, 33, 40 %?) jest DZISIAJ (co będzie jutro? co będzie przed kolejnymi wyborami?) nieopłacalne dla samych pracowników…
W sytuacji gdy przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda z łatwością zebrał na początku tego roku 350 tys. podpisów pod ustawą zrównującą pensję minimalną z 50 proc. średnim wynagrodzeniem, gdy przedstawiciele PiS, SP, SLD i RP licytują się na wysokość minimalnego wynagrodzenia, gdy PO i PSL w najlepszym razie ograniczają się do szukania korzystnego dla związkowców „kompromisu”, trudno wymagać od organizacji pracodawców asertywności, która i tak nie przeniesie wymiernych skutków. Skoro narażamy się społeczeństwu (w Polsce wciąż pokutuje obraz „pracodawcy krwiopijcy”) i związkowcom to nie ma sensu wchodzić w konflikt z rządem. Bezpieczniej poprzeć jego projekt jako mniejsze zło…
Mimo to warto zacytować kilka fragmentów, które bez rozgłosu, na swoich stronach, opublikował „Lewiatan”. W oficjalnym komunikacie organizacja podkreśliła, że podwyższanie minimalnego wynagrodzenia bez powiązania ze wzrostem produktywności pracowników spowoduje „wzrost kosztu pracy wszystkich pracowników, znaczące pogorszenie relacji kosztu pracy do produktywności, zmniejszenie popytu na pracę i obniżenie konkurencyjności naszej gospodarki”. Godna uwagi jest zwłaszcza uwaga o związku płacy minimalnej ze wzrostem kosztu pracy wszystkich pracowników. Jak zauważył „Lewiatan” „relacje wynagrodzeń pracowników o zróżnicowanych kwalifikacjach i produktywności muszą być w przedsiębiorstwach zachowane”. Dlatego „podniesienie wynagrodzenia pomocnika murarza (zwykle – dop. red.) wymusza podniesienie wynagrodzenia murarza. Ustawowo narzucony i wyprzedzający wzrost produktywności wzrost kosztu pracy, powoduje zmniejszenie opłacalności zatrudniania i w konsekwencji ograniczenie zatrudnienia, w szczególności pracowników o niskich kwalifikacjach w regionach słabych gospodarczo”.