Szymowski: Komu zależy, aby piłkarscy sędziowie się mylili?

REKLAMA

Federacje piłkarskie: europejska (UEFA) i światowa (FIFA) robią wszystko, aby nie wprowadzać nowinek technologicznych pozwalających wyeliminować błędy sędziów. Jedyne logiczne wytłumaczenie jest takie, że robią to po to, aby zachować wpływ na wyniki meczów.

Szef FIFA Sepp Blater stwierdził kilka miesięcy temu, że system monitorowania linii bramki zacznie obowiązywać na Mundialu w Brazylii w 2014 roku. Wcześniej Blater zarzekał się, że nic nie zmusi go do poświęcenia „czystości futbolu na rzecz technologii”. Obietnica Blatera została wymuszona przez skandal związany decyzją arbitra, który w meczu Niemcy-Anglia na Mistrzostwach Świata w RPA w 2010 roku nie uwzględnił wyrównującego gola dla Anglików (przy stanie 2:1), którzy przegrali całe spotkanie (4:1). Wcale jednak nie wiadomo, czy FIFA znów nie znajdzie powodu, aby ratować „czystość futbolu”. Właśnie zakończone na boiskach Polski i Ukrainy finały piłkarskich Mistrzostw Europy są więc kolejną imprezą, podczas której sędziowie nie wykorzystują technologicznych nowinek w swojej pracy.

REKLAMA

Sprzęt elektroniczny, który wyklucza pomyłki sędziowskie, jest dostępny praktycznie w każdym sklepie. Chodzi o kamery i czujniki zainstalowane w bramkach, oraz iPady (czy inne tablety / monitory), na których sędziowie mogą oglądać powtórki zarejestrowane przez kamery telewizyjne. Główny arbiter może „na słuchawkę” otrzymywać 100-procentowe informacje, sprawdzone przez komputer, czy piłka przeszła linię bramki, kto ostatni dotknął piłki, ewentualnie czy doszło do zagrania ręką. Ograniczyłoby to możliwość sędziowskich pomyłek do minimum.

Bramki i kartki

Dziś najwięcej kontrowersji budzą decyzje sędziów co do dwóch spraw: kartek za faule i bramek. Zgodnie z przepisami FIFA, gol pada wtedy, gdy piłka całym obwodem przekroczy linię bramkową. Nie ma problemu, gdy piłka wpadnie do siatki. Jeśli jednak odbija się od słupków lub poprzeczki, prowadzący sprawę sędzia kieruje się własną obserwacją i sam musi zadecydować, czy piłka przeszła całym obwodem, czy nie. Gdy chodzi o ułamki centymetrów, trudno polegać na wzroku. Przykładów jest dużo. Np. w 1996 roku na Mistrzostwach Europy podczas meczu Rumunia-Bułgaria piłka odbiła się od poprzeczki i uderzyła o ziemię tuż za linią bramkową, jednak natychmiast została wykopana przez obrońców. Zamieszanie i tłok na polu karnym sprawiły, że sędzia tego nie zauważył i… nie uznał bramki.

Podobnie jest z faulami. Za niektóre, regulamin piłkarski przewiduje żółtą kartę, za inne czerwoną, za inne tylko rzut wolny bez żadnej kartki. Problem w tym, że piłkarze często symulują, usiłując wymusić rzut karny lub spowolnienie gry. Sprawdzenie sytuacji na powtórkach ograniczałoby błędy. Dziś arbiter, który podejmie złą decyzję, tłumaczy się, że kierował się tym, co zobaczył. Gdyby wykorzystać obrazy z kamer, nie miałby tłumaczenia.

Pół wieku kontrowersji

Dowodem na to, jak potrzebne jest sędziom techniczne wsparcie, są nieustające kontrowersje dotyczące ich decyzji. Najdłuższy spór trwa już prawie pół wieku i dotyczy finałowego meczu z mundialu w 1966 roku. Przypomnijmy: 30 lipca 1966 roku na Wembley wybiegły reprezentacje Anglii i RFN, rywalizujące o złoty medal. Sędziował Szwajcar Gottfried Dienst – jeden z najbardziej utytułowanych sędziów piłkarskich (jako jeden z trzech w historii sędziował finał Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy). Regulaminowy czas nie przyniósł rozstrzygnięcia. Było 2:2. Dienst zarządził więc dogrywkę. W 101. minucie brytyjski napastnik Goeff Hurst kopnął piłkę w taki sposób, że odbiła się od poprzeczki, uderzyła w linię bramkową, a potem wyszła w pole. Zdezorientowany Dienst przerwał grę, ale nie wiedział, jaką decyzję podjąć. Skonsultował się z sędzią bocznym – Tofikiem Bachramowem z ZSRS. Zdaniem Bachramowa, piłka wpadła do bramki. Dienst uznał więc bramkę i wskazał na środek pola. Dziewięć minut później podjął drugą kontrowersyjną decyzję. Goeff Hurst ponownie trafił do siatki, choć kilka sekund wcześniej kibice zaczęli wbiegać na boisko, a jeden z nich wrzucił na murawę drugą piłkę. Przepisy nakazują w takiej sytuacji przerwać grę. Jednak i tym razem Dienst gola uznał i mecz zakończył się wynikiem 4:2. Mistrzami zostali Anglicy – był to jedyny taki tytuł zdobyty przez nich w historii. Dwie ostatnie bramki wzbudziły najwięcej kontrowersji. W prasie niemieckiej pisano, że Anglikom wygrać pomógł sędzia.

W latach 90. izraelscy naukowcy przeprowadzili badania, z których wynikło, że piłka wpadła do bramki i gol został uznany prawidłowo. Inne badania przeprowadzili naukowcy z Oksfordu, którzy ogłosili, iż piłka wyszła w pole i bramka została zaliczona niesłusznie. Dyskusje trwają do dziś, bo zachowany obraz z jednej kamery nie pozwala rozstrzygnąć, kto miał rację.

Jak „ściany” pomagają gospodarzom

Takich kontrowersyjnych decyzji sędziów w ważnych meczach było setki. Najczęściej sędziowie „mylą się” na rzecz gospodarzy. W 1973 roku, w drugiej połowie legendarnego meczu na Wembley (remis zapewniał Polsce awans do Mistrzostw Świata, ale eliminował Anglików), sędzia podyktował kontrowersyjny rzut karny, po którym padł wyrównujący gol. Nie wyrzucił natomiast z boiska angielskiego obrońcy, który brutalnie szarpał za koszulkę Grzegorza Latę, gdy ten wychodził na czystą pozycję (gdyby nie to, najprawdopodobniej mecz zakończyłby się zwycięstwem Polaków). Podczas Mundialu w 1974 roku zaplanowany półfinał Polska- RFN nie powinien się odbyć, bo potężna, wielogodzinna ulewa zamieniła boisko w kałuże. Sędziowie techniczni z FIFA stwierdzili, że murawa jest zbyt mokra i mecz należy przełożyć. Stanowiska tego nie podzielił sędzia główny i gra rozpoczęła się zgodnie z planem. Eksperci z UEFA sugerowali jej przerwanie, jednak arbiter również postawił na swoim – i to mimo że murawa była tak mokra, iż piłka nie odbijała się od niej. W 79. minucie Gerd Müller zdobył bramkę i do finału weszli Niemcy. W 2008 roku, podczas Mistrzostw Europy rozgrywanych na boiskach Austrii i Szwajcarii, Polska rozgrywała mecz z Austrią. Spotkanie prowadził Anglik Howard Webb, uważany za najwyższego arbitra (ma prawie 1,90 m wzrostu). Webb znany był z tego, że rok wcześniej prowadził spotkanie Polska-Brazylia rozgrywane w ramach Mistrzostw Świata do lat 20. W trakcie tego meczu (zakończonego zwycięstwem Polaków 1:0) pokazał czerwoną kartkę bocznemu obrońcy Krzysztofowi Królowi.

W Austrii nasi reprezentanci prowadzili 1:0 aż do 93. minuty, kiedy Webb podyktował jeden z najbardziej kontrowersyjnych rzutów karnych. W efekcie Ivica Vastić zdobył wyrównującego gola. Decyzję tę skrytykowali prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk. Jednak i UEFA, i FIFA stanęły na stanowisku, że decyzja arbitra była prawidłowa. A sam Howard Webb sędziował później finał Mistrzostw Świata w 2010 roku (zakończył się zwycięstwem Hiszpanii).

Sędziowie bez kary

Międzynarodowe organizacje piłkarskie pobłażliwie traktują sędziów. Regulamin FIFA przewiduje co najwyżej skierowanie sprawy do komisji sędziowskiej, która może zażądać wyjaśnień od arbitra i – w najgorszym przypadku – odebrać mu licencję. Kilka razy w ciągu ostatnich 50 lat zdarzyło się, że reprezentacja narodowa nie zgadzająca się z konkretnym werdyktem sędziego zapowiadała wniosek do FIFA lub UEFA o anulowanie ważności meczu i rozegranie go jeszcze raz. Tak było choćby po finale Mundialu w 1966 roku. Jednak taki precedens (anulowanie meczu) nigdy nie miał miejsca.

Kamery i komputery do sędziowania można było wprowadzić wiele lat temu. Jednak ani FIFA, ani UEFA nie chciały się na to zgodzić. Wszystko dlatego, że nowe technologie bardzo ograniczą wpływy federacji piłkarskich na wyniki meczów. W kontrowersyjnej sytuacji sędzia zawsze może podjąć taką decyzję, jakiej wymagają jego mocodawcy. Taki stan rzeczy sprzyja też korupcji. Sędzia, który przyjmie pieniądze w zamian za „ustawienie” meczu, może teraz w kontrowersyjnej sytuacji podjąć decyzję korzystną dla jednej strony (np. w końcówce meczu podyktować rzut karny po tym, jak zawodnik zasymuluje faul). Przedłużanie terminu wprowadzenia nowinek technologicznych służy więc nieuczciwym działaczom i sędziom.

REKLAMA