Chodakiewicz: Neokomuna. Czyli bagnet na broń!

REKLAMA

Zapomnijmy o historii – czyli wybierzmy przyszłość. Skoncentrujmy się na pięknych ideałach. Przygotujmy trzecią falę rewolucji. „Spróbujmy znowu, spieprzymy ponownie, ale spieprzymy lepiej” (“Try again, Fail again, Fail better.”). Jest to argument neo-komunisty Slavoja Zizki. Jednocześnie Zizek otwarcie wzywa do przemocy, do mordowania. Chwali się, że go nie wzrusza go etykietka „faszysty na lewicy.” Naturalnie „faszysta na prawicy” to oksymoron. Faszyzm, jak socjalizm jest kolektywistycznym zjawiskiem lewicowym. Operuje przez państwo i za jego pomocą, oraz stara się wszystko państwu podporządkować. Jak socjalizm chce kontroli totalnej i stara się uprawiać socjalistyczny styl zarządzania, czyli gospodarkę nakazową. Jest wrogi religii, szczególnie Kościołowi Katolickiemu. Zwalcza wolność.
Zizek myli się, gdy pisze że jest „faszystą.” Faszyści do dużo większego stopnia wchłonęli nacjonalizm i równoważyli go swym socjalizmem, odwrotnie niż komuniści, którzy byli internacjonalistyczni, a nacjonalizm traktowali instrumentalnie tylko jako zbiór symboli i retoryki potrzebnych do mobilizacji społecznej i legitymizacji swojej władzy pod szyldem narodowego-bolszewizmu. No, ale Zizek przełamuje tutaj pewne stereotypy. W kręgach postępowych faszyzm to nie określnik, a obelga. Na przykład, gdy moja siostra uczyła swych studentów o Edmundzie Burku w UC Berkeley, to ktoś namalował jej swastykę na drzwiach biura. Jak profesor dał studentowi zły stopień, to był to – naturalnie – „faszyzm.” Dla postępowych konkurentów Zizka oskarżenia o „faszyzm” mają pogrążyć lewicowca. Ale neo-komunista ten wcale się nie martwi. Przyznaje, że chce przemocy.

Recydywa czystej komuny (a nie jej post-modernistycznego, moralnie relatywistycznego wcielenia) jawi się na tyle niebezpieczna i rzeczywista, że ostatnio zajął się nią Alan Johnson w World Affairs („The New Communism: Resurrecting the Utopian Delusion,” maj-czerwiec 2012, http://www.worldaffairsjournal.org/article/new-communism-resurrecting-utopian-delusion). Streszczę jego argumenty, robiąc też tradycyjnie małe dygresje.

REKLAMA

Od implozji Związku Sowieckiego postępowcy ciskają się szaleńczo w poszukiwaniu formuły intelektualnej na rządy dusz. I dla realnej władzy. Początkowo takową bezkonkurencyjnie sprawowały ex-dzieci kwiaty, które po zwycięskiej rewolucji kontr-kulturowej lat 60. przemaszerowały przez instytucje państw liberalnej demokracji i nasyciły je duchem marksistowskim według ewolucyjnego modus operandi Gramsciego. Z tego wyrosła m.in. Unia Europejska i jej post-eurokomunistyczna elita. Wielu z nich to ex-Maoiści, post-Staliniści, neo-Trockiści. Rozmaici reformatorzy socjalizmu.

Ponieważ triumf instytucjonaly post-Nowej Lewicy zbiegł się w czasie z zamrożoną kontr-rewolucją w post-Sowiecji i jej satelitach, dominujący paradygmat kulturowy histerycznie musiał natychmiast zacząć się bronić przed posądzeniami o moralną odpowiedzialność za zbrodnie komunizmu. Oskarżenia takie podcinały bowiem jego pozycję u władzy. Stąd „Czarna księga komunizmu”, która była próbą zawłaszczenia wyżyn moralnych przez wylewanie często krokodylich łez nad ofiarami czerwonego totalitaryzmu. Stąd też ofensywa moralnego relatywizmu, znana z nad Wisły, zrównująca ofiary z katami.

Moralny relatywizm i post-modernizm służyły doskonale przez dwadzieścia lat po 1989 r. Rozmywały odpowiedzialność za zbrodnie komuny, odwracały gniew od rządzących w Brukseli prymusów Gramsciego, oraz od panoszących się post-komunistów (tzw. przekształconych „demokratów” i „kapitalistów”) w post-Sowdepii i byłym bloku. Post-komuna po obu stronach obalonej „żelaznej kurtyny” taplała się w sukcesie konwergencji, upajała się integracją europejską, delektowała się globalizmem, paplała o końcu historii, triumfie permanentnym liberalnej demokracji, maszerowała z wesołkami, ziała tolerancjonizmem, pętała kapitalizm państwem opiekuńczym. Rządziła.
Tak się działo aż świat dostał kilka kopów z rozmaitych stron. Kontekstem jest globalizacja, terroryzm, katastrofa ekologiczna, fala epidemii, a szczególnie AIDS, globalne ocieplenie i prześladowanie Południa przez Północ (tzw. neo-marksistowska teoria niedorozwoju). To wszystko wina kapitalizmu naturalnie. A potem były pojedyncze konwulsje. Wojny bałkańskie z czystkami etnicznymi to pierwszy deszczyk na postępową paradę. Potem piorun załamania się rynku nowych technologii. Ataki terrorystyczne początku wieku XXI spowodowały szok, a jeszcze większy – amerykańska na nie odpowiedź w postaci wojen w Iraku i Afganistanie. I w końcu Wielka Recesja spowodowana pęknięciem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomościami.

Obecny kryzys gospodarczy jak zwykle spowodował, że postępowcy zacierają ręce. Jest znowu szansa na socjalizm. Szczególnie, że Ameryka się potknęła, „nowy porządek światowy” jest kaputt, a Chiny pokazały jak można w post-totalitarny sposób osiągnąć sukces gospodarczy. Rosja sobie też raczej dobrze daje radę na froncie międzynarodowego kapitalizmu. A sam kapitalizm nie ma już nic wspólnego z demokracją. Deregulacja, prywatyzacja, odczłowieczające biotechnologie, współzawodnictwo wolnorynkowe, usychanie związków zawodowych, sypanie się państwa opiekuńczego – to wszystko jest „nowym apartheidem,” według Zizka. A więc viva komunizm!
Rozmaici lewicowcy pospiesznie porzucili moralny relatywizm (nie tylko dlatego, że się przeżył, ale dlatego głównie, że nie potrafił obalić kapitalizmu). Znów stali się absolutystami słowa i czynu. Wzywają do odbudowy komunizmu. Do ponownego triumfu marksizmu. I śmiało czerpią ze skarbca socjalistycznej mądrości. Na przykład, charakterystyczne jest, że nie wstydzą się odgrzewać klisz rodem z lewicowej propagandy XIX w., gdzie wrogiem często nie był jakiś tam abstrakcyjny kapitalizm, ale kapitalista żydowski. Jak uważa Edmund Silberer, pewnie tyle samo osób czytało „O kwestii żydowskiej” Marxa, co „Manifest komunistyczny.”
Novum natomiast jest podłączenie pod tą starą antyżydowską kliszę Żyda-kapitalisty – sprawy Izraela i Palestyny. A niektórych może szokować otwartość postępowców, na przykład neo-komunisty Gianni Vattimo, na takie bestsellery jak słynna fałszywka „Protokoły Mędrców Syjonu.” Norweski „pacyfista” Johan Galtung również znalazł natchnienie w „Protokołach”. Uznał je za wspaniały sposób na odszyfrowanie współczesnych operacji firm takich jak Goldman Sachs. Uważa ponadto, że jest zdumiewające, że Ochrana miała tak dokładne informacje o działalności „Żydów”. Galtung zresztą patrzy na historię żydowską panoramicznie. Pogromy rzeczywiście miały miejsce w średniowiecznej Europie, naturalnie, przykro. Ale Żydzi parali się lichwą, stąd chłopski gniew. W republice weimarskiej Żydzi też się panoszyli, trzeba więc potępić Holocaust, ale zrozumieć jego korzenie.

Ponadto obecnie, według norweskiego myśliciela, “Żydzi kontrolują i manipulują amerykańskie media dla Izraela…. Sześć żydowskich firm kontroluje 96% mediów… A 70 procent profesorów w 20 czołowych uczelniach Ameryki to Żydzi.” Działają też i w Norwegii przez swoją agenturę. W końcu to Mossad wysłał Breivika aby wystrzelać małoletnich lewaków w wyspiarskim kurorcie, prawda? Nota bene, kolega Galtunga z Nowego Jorku, Richard E. Rubinstein, też profesor „studiów pokoju,” uznaje mossadowską inspirację Breivika za logiczną.

W to wszystko się wplata krytyka Izraela. Dlaczego? Bo Izrael jest państwem narodowym i jako takie powinien zniknąć z powierzchni ziemi. Oprócz tego atak na Izrael jest wyrazem „antykolonializmu” lewicy. Ale najważniejsza rzecz jest taka, że Izrael uważany jest przez postępowców za marionetkę Stanów Zjednoczonych. A to jest główny cel, który trzeba zniszczyć. Każde uderzenie w Izrael, jest uderzeniem w USA, a więc w twierdzę wolnego rynku, oraz tradycji, kraju, który dobitnie udowodnił, że aby wspaniale rozwijać się, kwitnąć i modernizować trzeba bronić wiary, rodziny, własności prywatnej, wolności, oraz patriotyzmu. Wot, i cała tajemnica antyamerykańskości lewaków.

Takie poglądy, o rozmaitym natężeniu akcentów funkcjonują szeroko na dzisiejszej lewicy. Szczególnie doszukać się ich można wśród neo-komunistów, o których pisał Johnson. Splatają się one ze sloganami o rewolucji społecznej, o „równości” i „sprawiedliwości.” Towarzystwo – jak na komunę przystało – internacjonalistyczne. Oto lista wiodących uszczęśliwiaczy ludzkości: Alain Badiou, Judith Balso, Bruno Bosteels, Terry Eagleton, Michael Hardt, Toni Negri, Alessandro Russo, Alberto Toscano, Gianni Vattimo, oraz Słavoj Zizek, Vattimo, Alain Badiou, Alessandro Russo, Judith Balso i Alain Badiou. Naturalnie w większości to „elita” uniwersytecka, subsydiowana przez pieniądze podatników.

Ich plan jest prosty: wywołać trzecią falę rewolucji, po francuskiej i rosyjskiej. I ma ona objąć cały świat. Komunizm to „walka o ludzką emancypację.” Walkę trzeba prowadzić stale. Periodyzacja to od proklamacji republiki w 1792 do upadku komuny paryskiej w 1871; od zamachu bolszewików w 1917 r. do finału rewolucji kulturowej w Chinach w 1976 r. A teraz ma wnet nadejść kolejna faza rewolucji, ale tylko wtedy kiedy wielką ideę komunizmu zrehabilitują i zaczną wprowadzać w życie nasi intelektualiści. Z pomocą odpowiednio uświadomionego motłochu, naturalnie. Najpierw skonfiskuje się własność prywatną. Potem skolektywizuje się społeczeństwo i gospodarkę. Następnie “uwiędnie państwo”, będzie raj na ziemi. Zwycięży idea egalitaryzmu. Będzie gites. Kochani, nie ma co dużo gadać. Bagnet na broń.

REKLAMA