Już od maja liczne niemieckie firmy przygotowywały się na ewentualny krach – względnie upadek systemu euro oraz bankructwo Grecji. Pomimo pomyślnych dla władców UE i banków wyników czerwcowych wyborów w Grecji, zainteresowanie niemieckich przedsiębiorstw różnymi rozwiązaniami awaryjnymi wciąż jest duże. Wiele z nich przezornie wycofywało swój kapitał z zagranicy – przede wszystkim z bankrutujących krajów europołudnia. A niektóre z nich szykowały się wręcz do rozpadu strefy euro. Tak wynikało z badań przeprowadzonych przez dziennikarzy „Die Welt” w dużych niemieckich firmach i kancelariach adwokackich.
Te kancelarie od paru miesięcy mają swoje „żniwa” – są zasypywane prośbami i zleceniami o porady. Andreas Steck z kancelarii prawnej Linklaters-Partner tłumaczył prasie, że niektóre przedsiębiorstwa stopniowo ściągają swoje nadwyżki finansowe z krajów kryzysowych, aby w ten sposób zapobiec ich utracie w momencie, gdyby nagle euro miało zmienić się np. w drachmę. A adwokat Max Falkenberg dodawał, że gdy pierwsze towarzystwa ubezpieczeniowe przestały ubezpieczać towar eksportowany do Grecji, Hiszpanii czy Włoch, zaniepokojenie sytuacją wzrosło dodatkowo.
Powszechnie stosowane obecnie środki ostrożności polegają m.in. na wyznaczaniu partnerom z tych krajów krótszych terminów płatności. Niepokój budzą jednak systemy księgowania, bo „nie wiadomo, czy sprawdzą się one w momencie, kiedy w Europie przywróci się dawne waluty”. Anton Börner, prezes Stowarzyszenia Handlu Zagranicznego BGA, poinformował, iż „liczne przedsiębiorstwa łamią sobie głowy, jak ewentualnie zrekompensować sobie poza strefą euro straty powstałe w interesach z krajami kryzysowymi”.
Polityczna waluta UE od miesięcy traci zaufanie niemieckich menedżerów. Z ankiety przeprowadzonej przez firmę konsultingową Bozz & Company wynika, że aż 38 proc. dyrektorów firm opowiada się za zmniejszeniem obszaru wspólnej waluty, a 3 proc. z nich jest za całkowitą rezygnacją z waluty euro. Niemal wszyscy ankietowani kierownicy przedsiębiorstw (aż 96 proc.) zgadzają się ponoć z opinią, że jedynie rygorystyczny kurs oszczędności pod kontrolą władz UE stanowi dobrą drogę wyjścia z aktualnego kryzysu.
Ano, ci niemieccy menedżerowie chyba mają rację. Bo skoro miliony europejskich durnych wyborców, takich jak ci z Grecji, zezwoliły swoim politykom (i to wielokrotnie) na eurosocjalizm, a więc na gigantyczne marnotrawstwo, korupcję, złodziejstwo i wielkie długi, to teraz trzeba będzie liczyć straty, sporo oszczędzać i wszystkich mocno kontrolować. A któż do tego nadaje się lepiej niż Niemcy?