Pazio: Samorządy są bezradne w obliczu władz centralnych

REKLAMA

Co dzieje się w samorządach z hitami ustawowymi, które stanowiły bardzo popularny przedmiot sporów pomiędzy opozycją a rządem? Samorządy nie mogą albo nie chcą się same rządzić w Polsce. Mają obowiązek realizacji ustaw, które powstają w Warszawie i są przypieczętowane głosami większości parlamentarnej. Jeśli opozycja w Sejmie protestuje, robi się zamieszanie, ale tylko na chwilę. Tak było chociażby ze słynną ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Wokół rodziny

REKLAMA

Prezentacja i omawianie projektu ustawy o kontroli życia prywatnego czy zarządzaniu rodzinami – jak ją określały niektóre organizacje skupiające rodziny – napotkały na dosyć duży opór. Krytyka zaczęła płynąć z różnych stron, a konkretna (jak rzadko w życiu publicznym, chociaż kiedy się chce, to można), nazywająca rzeczy po imieniu, popłynęła także ze strony Konferencji Episkopatu Polski. Biskup Kazimierz Górny, przewodniczący Rady do spraw Rodziny, podpisał ostry komunikat, w którym stwierdzono, że nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie „godzi w rodzinę, w jej niezbywalne wartości i prawa, jakimi są: wolność rodziny, prawo rodziców do wychowania dzieci według wyznawanych zasad, prawo dziecka do opieki ze strony własnych, biologicznych rodziców, intymność życia rodzinnego”. Po tych zasadniczych i ostrych stwierdzeniach biskup zarzucił rządowi manipulację. Twórcy ustawy przyjęli, że przemoc dotyczy 50 proc. rodzin w Polsce. Hierarcha przywołał badania, z których wynika, że jest to około 5 procent. Ale dane rządu miały usprawiedliwiać powołanie zespołu monitorującego rodziny, także potencjalnie zagrożone przemocą, co wiąże się między innymi ze zbieraniem danych o rodzinach bez ich zgody.

Bez sprzeciwu owieczek

Kościoły lokalne już nie protestowały. Zobowiązane ustawą samorządy w podskokach tworzyły kolejne programy wdrażane przez lokalne instytucje ds. interwencji kryzysowej. Najbardziej drażliwy zapis w tych regulaminach dotyczy realizacji założeń ustawowych, że „w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie pracownik socjalny wykonujący obowiązki służbowe wspólnie z funkcjonariuszami policji, a także lekarzem lub ratownikiem medycznym, lub pielęgniarką ma prawo podjąć decyzję o odebraniu dziecka z rodziny i umieszczeniu go u innej, nie zamieszkującej wspólnie osoby najbliższej, w rodzinie zastępczej lub w całodobowej placówce opiekuńczo-wychowawczej. Rodzicom przysługuje odwołanie do sądu opiekuńczego. Mogą się domagać zbadania zasadności i legalności odebrania dziecka”. Zapis z programu stanowi kopię lub przeróbkę tekstu ustawy, tym razem w formie instrukcji dla urzędników i pracowników służb interwencji kryzysowej. Przy założeniu, że przemoc dotyczy 50 proc. rodzin, lokalne instrukcje nabierają niezwykłej mocy. Biskup Górny zauważa, że zapisy ustawowe rozszerzają definicję przemocy w taki sposób, że zagrażają normalnym działaniom wychowawczym rodziców. Pracownicy samorządowi pytani o konsekwencję wprowadzenia zapisów o odbieraniu dzieci odpowiadają lakonicznie, że chodzi tu o ratowanie najmłodszych w myśl zasady, że uratowanie choćby jednego dziecka ratuje cały świat.

Bez refleksji

Podczas dyskusji o ustawie biskupi wskazywali na inne formy ochrony rodziny, chociażby poprzez nazwanie po imieniu i eliminowanie przemocy i brutalizacji w przekazach medialnych, zaprzestanie eksponowania antywzorców życia rodzinnego czy fałszywej tolerancji. „Państwo powinno służyć rodzinie, a nie być sędzią czy policjantem. Nikt nie ma prawa zarządzania rodzinami, lecz każdy ma obowiązek wspomagania ich, by rodzina mogła wypełniać swoje naturalne obowiązki” – pisał biskup Górny. Próba odrzucenia regulaminu opisującego „metody walki z przemocą w rodzinie” w Radzie Powiatu Wołomińskiego po raz kolejny zakończyła się sukcesem. Jednak niepokoi fakt, że na obrady sesji rady powiatu dokument rekomendowały władze powiatu zdominowane przez działaczy Prawa i Sprawiedliwości. Przedstawiciele partii Jarosława Kaczyńskiego głośno walczyli z ustawą w Sejmie. – Jestem przeciwny już samej nazwie tej ustawy. To powinna być ustawa o przemocy, a nie o przemocy w rodzinie. Bo przemoc jest wszędzie, a tu mamy do czynienia z sugestią, że jej eskalacja następuje w rodzinie – grzmiał poseł Piotr Stanke z PiS podczas obrad sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Dziś samorządy zarządzane przez PiS (m.in. w Wołominie i powiecie wołomińskim) już nie widzą problemu w rozwiązaniach, które należy realizować w terenie. Sytuacja przypomina refleksję śp. Stefana Kisielewskiego, który opowiadał o swoim zdziwieniu z okresu PRL-u, kiedy urzędniczka z medalikiem Matki Bożej na piersiach przystawiała pieczątkę pod dokumentem o likwidacji kolejnego prywatnego zakładu. Dziś lokalne struktury władzy również przystawiają pieczątki pod rozwiązaniami godzącymi w fundamenty rozwoju naszej Ojczyzny.

Niesprawiedliwość w ustawie emerytalnej

Episkopat, walczący dosyć aktywnie z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, nie eksponował swojej aktywności przy okazji tzw. reformy emerytalnej. Podwyższenie tzw. wieku emerytalnego do 67 lat i zmiany przy naliczaniu emerytur mundurowych to jedyne rozwiązania głośnej reformy. Nie zauważono w ustawie zapisów godzących w rodziny. Jeśli nic się nie zmieni, dzieci z rodzin wielodzietnych, których matka czy ojciec nie będą mogli odłożyć kapitału w ZUS, zostaną zmuszone do odkładania ze swojej pensji na emeryturę singla (kobiety lub mężczyzny) z wysoką pensją. A może biskupi, którzy nie komentowali tego zaniechania przy reformie emerytalnej, nie chcieli ponieść kolejnej porażki, jak przy walce w kontekście ustawy o przemocy w rodzinie?

Edukacja bez pomysłu

Samorządy czują się także bezradne przy realizacji swojego podstawowego zadania, czyli organizacji i prowadzenia zadań oświatowych. Gwarantowanie serwisu edukacyjnego to przedsięwzięcie niezwykle istotne. Jednak jakość tego serwisu pozostawia wiele do życzenia. Samorządowcom brakuje odwagi, aby przeciwstawić się władzom z Warszawy. Przejęcie struktur władzy lokalnej skłania do poddaństwa wobec władz centralnych. Brakuje chociażby refleksji na temat próby oddania szkół rodzicom zorganizowanym w stowarzyszenia i fundacje. Samorządy nie chcą także wchodzić w konflikt ideologiczny z ministrem edukacji, narzucającym treści nauczania. Głośny protest dotyczący ograniczania lekcji historii nie został podjęty przez odpowiedzialne za edukację samorządy, które grzecznie przygotowują się do wprowadzenia tzw. podstawy programowej. Protest tego typu sformułowany w Radzie Powiatu Wołomińskiego napotkał na lekceważące milczenie posłów z okręgu podwarszawskiego.

REKLAMA