Chodakiewicz: Kryminaliści w komunizmie

REKLAMA

Zastanawiam się nad powiązaniami między wolnością a patologią. I nie chodzi mi tu o „wesołków” w San Francisco, a raczej o „worów” i „błatnych” w post-Sowiecji. „Wory” – czyli kryminaliści – szukają wolności i odrzucają państwo, a jednocześnie stają się „błatnymi”, czyli ludźmi z oficjalnymi koneksjami. Część pierwsza tekstu znajduje się tutaj – kliknij.

Początkowo w czerwonym totalitaryzmie wory w zakonie znaleźli potężnego przeciwnika. Państwo marksistowskie z definicji jest patologią, która dąży do zdominowania wszystkich innych form życia. W związku z tym starało się zaprząc złodziei do swojego wózka. Kryminaliści się bronili. Przecież to oni do tej pory mieli monopol na patologię. Ale jak ma patologiczny margines pasożytować na systemie, który sam jest patologią? Da się. Znów dzięki korupcyjnym właściwościom państwowej biurokracji.

REKLAMA

Pod carem wory mieli ograniczone możliwości. Istniał bowiem rynek, działało prawo popytu i podaży. Było wszystkiego dosyć, o ile miało się pieniądze. Właściwie nie trzeba było kombinować. Działalność czarnorynkowa polegała jedynie na dostarczaniu tych nielicznych produktów, które były zbyt drogie bądź w inny sposób trudno dostępne ze względu na regulacje państwowe. I tutaj ujawniali się wory, na przykład oferując nielegalnie pędzony samogon. Ale to był margines. System gospodarczy pod berłem cara działał i nabierał rumieńców, im więcej elementów kapitalistycznych wychodziło w nim na wierzch. Natomiast pod rządami komisarzy ujawniła się cała jadowitość socjalizmu. System nie potrafił wyprodukować właściwie nic na potrzeby konsumenta. Brakowało podstawowych rzeczy. Powstał więc wolny rynek podziemny, tak zwany czarny rynek. To zaczęło funkcjonować jeszcze w czasie I wojny światowej, przed rewolucją. Ale czarny rynek jawił się wtedy jako przejściowa aberracja spowodowana niedoborami wynikającymi z zawieruchy wojennej. Ta aberracja gospodarcza została zinstytucjonalizowana pod rządami bolszewików.

Lenin i towarzysze skorzystali na wojnie nie tylko w sensie cynicznego wykorzystania śmierci, zawieruchy, zniszczenia i anarchii. Zyskali również instytucjonalnie. Socjalizm bowiem to gospodarka nakazowa. A gospodarka nakazowa to jest gospodarka wojenna. Rosja została poddana takiej gospodarce stopniowo po wybuchu I wojny światowej jeszcze przez rząd carski. Socjalizm w tym sensie jest systemem wywodzącym się z potrzeby mobilizacji wojennej. Socjalizm to odgórne mobilizowanie surowców, potencjału przemysłowego i pracowników na potrzeby zwycięstwa. Bolszewicy odziedziczyli podstawy socjalistycznego systemu gospodarki wojennej i rozbudowali go jeszcze do monstrualnych rozmiarów w czasie pokoju. I skoordynowali z propagandą, stąd stała „walka na froncie pracy” oraz nomenklatura wojenna – „zwycięstwa produkcyjne”, „brygady” itp. Prowadzili bowiem wojnę wewnętrzną, rewolucyjną ze swoimi własnymi poddanymi. Wory naturalnie obśmiewali to wszystko. I kryminalne podziemie dostosowało się do systemu sowieckiego. W okresie tzw. komunizmu wojennego, gdy bolszewicy konfiskowali jedzenie po wsiach, czarny rynek funkcjonował pełną parą, bo inaczej nie byłoby w ogóle żywności dla ludzi.

W czasach NEP-u, regulowanego przez Kreml pseudowolnego rynku, kryminalistom również powodziło się dobrze. NEP-meni, czyli przedsiębiorcy prywatni, aby funkcjonować, musieli przecież łamać bolszewickie „prawo”. Zbliżało to ich znów do marginesu społecznego. A biurokraci z czerwonej nomenklatury brali łapówki na lewo i prawo. Najlepiej podłączeni pod układ byli naturalnie czekiści. Jedni worów zwalczali, inni z nimi współpracowali, dawali im protekcję w zamian za zyski z udziału w spekulacji i złodziejskich interesach. I tak system się kręcił. Po zwrocie dokonanym przez Stalina w 1929 roku możliwości działalności gospodarczej znacznie ograniczono, a w wielu dziedzinach wręcz wyeliminowano. Przedsiębiorców zlikwidowano fizycznie, a kryminaliści zeszli do głębszego podziemia. Zaludnili też GUŁAG. Tam ukształtowane za cara formy poddawano sowieckiej przeróbce. Od początku istnienia komunistycznego systemu penitencjarnego rewolucyjne władze postawiły sprawy na głowie. Przede wszystkim odwróciły hierarchię. Przed rewolucją polityczni byli uprzywilejowani.

Za czasów pierwszych sekretarzy to kryminaliści stali się uprzywilejowani. Co więcej, bolszewicy używali przestępców pospolitych, aby kontrolować i prześladować politycznych. Tego za cara raczej nie było. Wory dali się komunistom wyzyskać, tłumacząc sobie, że nie jest to kolaboracja z państwem, lecz tylko wykorzystywanie dogodnej sytuacji. W końcu obowiązującym hasłem bandziorów było „Śmierć frajerom”. A – jak wiadomo – polityczni to frajerzy. I tutaj nie miało znaczenia, że w totalitaryzmie definicja więźnia politycznego i przestępstw politycznych stała się nieskończenie elastyczna. Dla worów oznaczało to po prostu więcej frajerów do obróbki. Następny wyłom w kolaboracyjnej historii między kryminalistami a komunistami nastąpił podczas II wojny światowej. Po ataku III Rzeszy na Sowiety Stalin zagrał na nacjonalistycznym bębnie, a z GUŁAG-u posypali się rekruci na mięso armatnie. Worski mir podzielił się. „Tradycjonaliści” powtarzali, że honor złodzieja zakazuje jakiejkolwiek współpracy z państwem. Trochę to naciągane, bowiem przecież już od dawna pełnili oni nieformalne funkcje kapo nad politycznymi.

„Moderniści”, czyli rozłamowcy uznali, że trzeba zaciągnąć się do Armii Czerwonej. Zapewne niektórzy podpierali się sowieckim patriotyzmem, ale dla większości rozłamowców ważne było, żeby wydostać się z łagrów. Poza tym wojna to chaos i kolejna możliwość mordowania i rabowania. Dobra nasza! Rozłam w świecie worów doprowadził do wewnętrznej rzezi, szczególnie gdy po zwycięstwie Stalina w GUŁAG-u pojawili się nowi i starzy kryminalni bywalcy, którzy służyli uprzednio w Armii Czerwonej. Ostra wojna wśród bandziorów trwała kilka lat. Administracja obozowa i strażnicy NKWD poparli naturalnie rozłamowców. Głównie dlatego ci ostatni wygrali. Kontakty z NKWD, a potem KGB – jako instytucją i jako poszczególnymi funkcjonariuszami – zwycięscy „modernistyczni” kryminaliści utrzymywali i po wyjściu na sowiecką „wolność”. Niektórzy z nich służyli jako „stukacze” (donosiciele) tajnej policji – zarówno w łagrach, jak i poza nimi. Objawiało się to szczególnie po masowej amnestii po śmierci Generalissimusa.

Często do tego dochodził współudział czy obopólne pośrednictwo przy transakcjach czarnorynkowych. Czasami policja ganiała worów, a czasami brała od nich łapówki albo i jedno, i drugie naraz, w zależności od okoliczności (Serguei Cheloukhine i M. R. Haberfeld, „Russian Organized Corruption Networks and their International Trajectories” – Springer, London,  2011). Po 1956 roku powróciła więc pewna patologiczna symbioza między podziemiem kryminalnym a czekistami, którą pioniersko wprowadzono jeszcze w latach dwudziestych, podczas NEP-u. Symbioza ta ponownie rozkwitła, gdy system stał się mniej represyjny, rozkręcając się w latach sześćdziesiątych, a szczególnie podczas tzw. zastoju breżniewowskiego w latach siedemdziesiątych. Wtedy nastąpił wielki rozrost czarnego rynku i rozmaitych mafijnych powiązań partyjno-państwowo-policyjno-kryminalnych. I ponownie nastąpiło zbliżenie między światem kryminalnym a urzędnikami nomenklaturowymi.

I trójkąt wory – nomenklaturowcy – KGB-iści był właściwie jedynym dynamicznie i owocnie funkcjonującym przedsięwzięciem gospodarczym w Związku Sowieckim. Naturalnie układ ten miał rozmaity charakter i dynamikę, odzwierciedlające lokalne i regionalne idiosynkrazje oraz historię (James O. Finckenauer i Yuri A. Voronin, „The Threat of Russian Organized Crime” – „Issues in International Crime”, vol. 33, 2001). Władze w różny sposób, w różnym stylu i z różnym natężeniem w poszczególnych okresach starały się kontrolować nieformalną gospodarkę podziemną i dlatego – mimo rozmaitych czystek – nigdy nie zniszczyły patologicznego trójkąta. Czarny rynek był niezbędny, aby nie było głodu, aby istniał społeczny wentyl bezpieczeństwa i aby sowieckiej ludności dać liznąć konsumpcyjnych dóbr zachodnich przez spaczoną szybę podziemnej ekonomii.

Patologia w patologii była możliwa tylko dzięki tyranii socjalizmu. Chociaż przyznajmy, że to właśnie korupcja nadaje socjalizmowi jego ludzką twarz i czyni życie w komunie lżejszym (William H. Webster, red., „Russian Organized Crime: CSIS Task Force Report” – Center for Strategic and International Study, Washington, DC, 1997; Yuriy A. Voronin, „The Emerging Criminal State: Political Aspects of Organized Crime in Russia”, w: Williams, red., „Russian Organized Crime”). System świetnie działał podskórnie, aż jego uczestnicy dostali wspaniałą szansę w czasach gorbaczowowskiej pieriestrojki i głasnosti w drugiej połowie lat osiemdziesiątych (Michael Ellman i Vladimir Kontorovich, red., „The Destruction of the Soviet Economic System: An Insiders’ History” – M. E. Sharpe, Armonk, NY, 1998; Peter J. Boettke, „Why Perestroka Failed: The Politics and Economics of Socialist Transformation” – Routledge, London, 1993).

W 1988 roku władze zalegalizowały tzw. kooperatywy. Była to nie tylko bonanza dla worów, ale również i wspaniała możliwość zalegalizowania podziemnej działalności gospodarczej przez nomenklaturę i KGB. Większość czarnorynkowych biznesów wyszła na powierzchnie pod szyldem kooperatyw. Mafia i KGB dały im kryszę (dach), czyli ochronę. Bez tego nie było możliwości robienia interesów. Bez ochrony i układu rządziła przemoc. System podporządkował sobie zarówno miejscowych przedsiębiorców, jak i zagranicznych (Robert W. Orttung i Anthony Latta, red., „Russia’s Battle with Crime, Corruption, and Terrorism” – Routledge, New York, 2008; Vadim Volkov, „Violent Entrepreneurs: The Use of Force in the Making of Russian Capitalism” – Cornell University Press, New York, 2002; Federico Varese, „The Russian Mafia: Private Protection in a New Market Economy” – Oxford University Press, Oxford, 2001).

Nomenklaturowcy, czekiści i mafiozi naturalnie szybko wywindowali się z handlu kasetami wideo w szczękach na pchlim targu przez państwowe przedsiębiorstwa-giganty, najchętniej w branży energetycznej i surowcowej, aż do międzynarodowego świata banków. To był dopiero awans społeczny! Dość sprawnie towarzysze z trojki zrozumieli możliwości tzw. transformacji. W połowie lat osiemdziesiątych podziemie kryminalne wydawało 30% dochodów na łapówki; dekadę później inwestowano w korumpowanie urzędników 50% zysków (Ol’ga V. Kryshtanovskaia, „Illegal structures in Russia” – „Sociological Research”, lipiec-sierpień 1996). W wyniku tego nastąpił gigantyczny rabunek mienia społecznego (Stephen Handelman, „Comrade Criminal: The Theft of the Second Russian Revolution” – Michael Joseph Ltd., London, 1994).

Szacuje się, że w post-Sowiecji za cenę 6 miliardów dolarów przejęto majątek państwowy o wartości 900 miliardów dolarów. To był „największy skok na kasę w tym wieku, a wręcz w dziejach ludzkości” – stwierdził były postsowiecki minister finansów Borys Fiodorow, a więc źródło jak najbardziej miarodajne (David Satter, „It Was a Long Time Ago, and It Never Happened Anyway: Russia and the Communist Past” – Yale University Press, New Haven, CT, and London, 2012, str. 110). Rabunek ten możliwy był dzięki błatnym układom socjalistycznym i worskim metodom, stosowanym od dawna.

Następnym krokiem była globalizacja ukradzionego mienia. Wpływy trojki dały o sobie znać na całym świecie. Pracują razem i oddzielnie. Wykorzystują układy i metody wypracowane w czasach ZSRS. Zarówno wtapiają się w postsowiecką diasporę, jak i operują niezależnie. Infiltrują system zachodni, szczególnie bankowość (Mark Galeotti, „The Russian »Mafyia«: Consolidation and Globalization”, w: „Global Crime Today: The Changing Face of Organized Crime”, red. Mark Galeotti – Routledge, London, 2005; Robert I. Friedman, „Red Mafiya: How the Russian Mob has Invaded America” – Little, Brown and Company, Boston, 2000; James O. Finckenauer i Elin J. Waring, „Russian Mafia in America: Immigration, Culture, and Crime” – Northeastern University Press, Boston, 1998; Richard L. Palmer, „The Infiltration of the Western Financial System by Elements of Russian Organized Crime” – „Trends in Organized Crime”, vol. 5, nr 1, jesień 1999).

Tym sposobem zapanowała w post-Sowietach otwarta kleptokracja. Jak powiada pewien KGB-ista, który uciekł do USA, „u nas mafia nie była zorganizowana; dopiero za Putina ją zorganizowano”. Anton N. Oleinik („Organized Crime, Prison and Post-Soviet Societies” – Ashgate, Burlington, VT, 2003) twierdzi, że postsowieccy przedsiębiorcy, „kapitaliści”, bankierzy i inni „kapitanowie przemysłu” posługują się obecnie całkiem otwarcie slangiem, który poprzednio funkcjonował wśród worów w podziemiu. System postsowiecki nie jest już worską patologią ukrytą w bolszewickiej patologii totalitaryzmu. Jest to worska patologia rządząca otwarcie patologią postkomunistyczną. Układ pozostaje niezwyciężony, bowiem siły postkomunistyczne zapobiegły powstaniu wolnego rynku w Rosji. Tylko kapitalizm zniszczyłby ten układ, bowiem kapitalizm uruchamia niesamowitą konkurencję. Socjalizm nie znosi konkurencji, bo pada, bankrutuje. Stąd trio: czekiści – wory – nomenklaturowcy zrobiło wszystko, aby w państwie moskiewskim socjalizm pozostał u władzy w formie tzw. kapitalizmu państwowego. Jak zwykle stosowali przemoc, dezinformację i organizowali spiski. I nie zapowiada się, by pasożyt ten zechciał dobrowolnie odejść. Taka już natura postkomunizmu. I dlatego Federacja Rosyjska pozostaje jednym z najbardziej skorumpowanych krajów świata (Ian Jeffries, „Economic Developments in Contemporary Russia” – Routledge, New York, 2011). To samo dotyczy w różnym stopniu reszty post-Sowiecji i jej satelitów.

REKLAMA