Krytyka feminizmu: Hieny, Modliszki, Czarne Wdowy – czyli jak kobiety zabijają?

REKLAMA

Z PAWŁEM ŚLĄSKIM, autorem książki „Hieny, Modliszki, Czarne Wdowy – czyli jak kobiety zabijają” (dostępna tutaj), rozmawia Marta Sieciechowicz. Książka jest szczerą i autentyczną opowieścią o konsekwencjach związków z pewnymi kobietami. Związków, które tylko w najlepszym wypadku mogą się zakończyć na sali sądowej, ale na ogół tak się nie kończą. Książka to męskie, ale absolutnie niemizoginiczne, spojrzenie na feminizm i jego zabawna, beletrystyczna krytyka.

Czy religijność może mieć wpływ na istnienie hieny, tzn. czy osoba wierząca może być hieną?

REKLAMA

Niestety może – i to jak! Ta Hiena de domo Maliszewska, ta od piekarza Tadzia była osobą wierzącą, jej matka też i córka też. Ale Hiena jest Hieną i religię wyrzuci z siebie w zależności od okoliczności. Bywa, że pastor ma żonę i żona jest Hieną aż miło. Dlatego celibat jest pożądany. Po pierwsze – nie ma rozkradania majątku kościelnego dla własnej rodziny, a po drugie – po zejściu z kazalnicy nie ma tego sączenia jadu do ucha i nastawiania księdza przeciwko temu czy tamtemu. Mogę się zgodzić, że przykazania i wzorowe życie religijne w domu rodzinnym mają na Hienę jakiś wpływ, ale obserwacje moje i kolegów ustaliły ten poziom wpływu na 1-5%, bez znaczenia.

Czy naprawdę uważa Pan, że tzw. samorealizacja jest kobiecie niepotrzebna? Czy jest Pan zwolennikiem niemieckiego 3xK, tzn. Kinder, Kirche, Küche? Co w takim razie z talentami danymi kobiecie przez Pana Boga?

Wszystkie „samorealizujące się” przestawały o tym ględzić w ciągu sekundy, w której dawałem im odczuć, że jestem taką zainteresowany – nie tylko zresztą ja, inni koledzy też to potwierdzają. Jest facet? Chce mnie! A to precz z samorealizacją! Rzuci wszystko i pędzi na randkę z uszami i ogonem do góry, choćby właśnie do jej firmy przyleciała japońska delegacja z klientem. No takie one na ogół są… tak są stworzone i nie jest to wcale żadna ujma. Nie mógłbym żyć z kobietą, która woli swoją pracę ode mnie. Inni może tak, ja nie. Nawet premier Cyrankiewicz się połapał i rozwiódł z Niną Andrycz – pasjami kochała swoją pracę, ale po co taka pasjonatka w domu? Niemcy są genialni w tym określonku. Po co mi żyć z domowym Einsteinem? Choć oczywiście moja domowa Kaczusia potrafi ze mną rozwinąć temat różnic stylu wystroju wnętrz art déco w Europie i w USA. To nas łączy. Zna na pamięć, jak Korwin-Mikke, oba koncerty Chopina – ja nie, ale to nas łączy. Łączy nas i religia, i wychowanie, i inne rzeczy – ot, choćby tango, ale uwaga!!! Kaczunia spełnia fenomenalnie całość niemieckiego przysłowia – a to jest wielka sztuka, największa i ja mam w domu baaardzo dobrze, ostatecznie wybaczyłbym tę damę w kuchni, ale i tak z trudem, bo nasza miłość do Bordeaux też nas łączy. Jakie talenty? Mają ich o wiele mniej od mężczyzn i prawie zerową zaciekłość realizacji tych ewentualnych uzdolnień. Ponadto to one same mają w pięcie własny talent, gdy na horyzoncie pojawia się facet do zagospodarowania. Córka mego kuzyna ma fenomenalny talent plastyczny, niewyobrażalny, po pradziadku. I co z tego? Zjawił się mężczyzna, wyszła za niego i talent pozostał w szafie. Ale to ona tak woli! Ona tak wybiera! Facet jest najważniejszy w ich głowach.

Dlaczego uważa Pan, że sądy rodzinne są niepotrzebne? Przecież zdarzają się także mężczyźni-dranie.

Pytanie tendencyjne. To nie ma nic do rzeczy. Mężczyźni-dranie istnieją, jest ich mniej niż Hien, określiłem takich w książce mianem „Kurdupli”, jestem dla nich bezlitosny w życiu i jeśli po drugim tomie „Hien” podołam, to napiszę poradnik dla kobiet: „Kurdupel – czyli męska Hiena”. Ale sąd? Jaki sąd? O sprawach intymnych, ludzkich, może mieć opinię ksiądz małej parafii, mufti, rabin czy kacyk małego plemienia. Ta opinia może – powtarzam: może mieć szanse na obiektywność, bo tam się znają wszyscy od pokoleń i o każdym wszystko wiadomo. Jeszcze do tego potrzebni są świadkowie, którzy mieszkali u powoda czy powódki przez sześć tygodni w szafie – jeśli takowych nie ma, to nikt nie ma prawa do sądzenia. NIKT! Sądy do spraw rodzinnych są chore, tendencyjne, skorumpowane. Cruelle w togach mają swe antypatie i sympatie, świadkowie bezkarnie kłamią – cyrk na kółkach, gorzej: PIEKŁO NA KÓŁKACH!

Dlaczego Sądy Rodzinne są tak sfeminizowane? Może to wina mężczyzn, że nie chcą być sędziami?

Nie wiem dlaczego. Chyba w ogóle wiąże to się z feminizacją życia człowieka rasy białej. Polska to młyn Prokopa, tego ze „Znachora”, pędzony babami. Biedne baby! Na poczcie same baby, w sklepie same baby, kelnerzy (ciężki, męski zawód) baby, w kasach baby, gdzie podziali się faceci do roboty? A kto chce być sędzią za 3 tys. złotych? Dajmy im 30 tys. i będzie nas sądziła elita intelektualna z konkursu i nienaganna moralnie. Łapówy taki też nie przyjmie. Winą mężczyzn jest to, że jeszcze nie obalili tego zgnitego demokratycznego potworka i że dają sobą poniewierać i odbierać sobie ponad 80% zarobków na różne „rządy” i lichwiarzy. Jak mają nas one za to szanować? Sądy rodzinne opisałem z całym właściwym mi barbarzyństwem, ale obiektywnie. Proszę czytać w książce.

Czy propaguje Pan rozwody?

Oczywiście, ale tylko w związku z Hieną! W związku z Hieną to ja propaguję nawet młotek ze stali narzędziowej uczyniony, czym wsławił się nasz bohater Thierry-Młotek, szczegóły również w książce. W związku z kobietą normalną i uczciwą wyznaję zasadę, że tylko śmierć nas rozdzieli, a i tu nawet jestem przekonany, że kiedyś, już po zmartwychwstaniu, w tym nowym ciele molekularnym czy energetycznym, będę i tak szukał tej mej Kaczuchy, przywiązuję się niezwykle silnie – albo ona to jakoś robi?

Czy spotkał Pan hienę, która mówiła sama o sobie, że jest hieną (niekoniecznie używając tego określenia)?

Świetne pytanie. NIGDY!!! Każda Hiena doskonale wie, że nią jest, wie odruchowo, jest świadoma swego hienizmu i swych świńskich cech. W pełni świadoma, ale nigdy o tym nie powie, bo ona uprawia kamuflaż. Jeśli jakakolwiek Czytelniczka zadaje sobie pytanie: „Czy ja aby nie jestem Hieną?”, to z góry można założyć, że nią nie jest! Hiena nawet nie zastanawia się – toż ona wie, ma to zaprogramowane na dodatkowych zwojach mózgu; homoseksualista też na ogół wie, że mu się chłopcy podobają…

Czy hienę można wyleczyć z hienizmu? Czy spotkał Pan taki przypadek?

Niestety, nie da się tego NIGDY wyleczyć – opisałem to szczegółowo. Można li tylko ją ograniczyć finansowo czy zbrutalizować i wtedy ta eskalacja hienizmu przycicha, ale po co człowiekowi wtedy taki dom i wieczna w nim wojna, wojna z perspektywą na straszliwą zemstę, na zemstę nieuchronną.

Hiena, modliszka, czarna wdowa – wszystko jest rodzaju żeńskiego. Czy to przypadek?

Nie jest to przypadek. Tych kobiecych drapieżników jest o wiele więcej, ale te są najczęstsze. Różnią się tylko sposobem zabijania. U mężczyzn praktycznie każdy „Kurdupel” jest taki sam, tu prostota myślenia nie ewoluowała w jakieś inne podgatunki. U kobiet walka o samca i chęć wyjścia za mąż jest tak silna, że wyposażone są bardziej wielowariantowo, nie tak jak my: cycki, nogi, twarz… myślenie gibbona.

Podobno pierwszym ustrojem był matriarchat. Istnieją też do dziś społeczności poliandryczne. Może warto do tego wrócić?

Pytanie za trudne na mój prosty rozum. Jestem za powrotem do normalności poprzez obalenie tego g**** ustrojowego, jakim jest demokracja. Potem samo naturalnie się wszystko ułoży. Hienizm też przycichnie, zatrudnimy kata, sądy znormalnieją…

Skąd się bierze to całe hieństwo? Czy to wirus, którego można pokonać? Czy też może cecha przyrodzona ludzkości?

Hienizm jest genetyczny i nieusuwalny, tak jak zmiany genetyczne wywołujące syndrom samobójczy. Nawet syfilis jest niewidoczny w czwartym pokoleniu, hienizm zaś nigdy nie słabnie. W książce podaję dwie jedyne recepty na hienizm.

Co o książce mówi Pana żona?

Jest zachwycona, jak każda normalna kobieta. Są nawet fragmenty, gdzie kobiety tarzają się ze śmiechu, ale przede wszystkim żona wie, że powiedziałem 100% prawdy, tylko prawdy i całej prawdy. Staram się w życiu nigdy wobec niej nie kłamać. Kłamstwo to zawsze słabość, silny mężczyzna nie może być kłamcą, a w moim wieku nie boję się nikogo na ziemi. Aha, sama pani Małgorzata Korwin-Mikke powiedziała mi parę komplementów… Pękam z dumy.

REKLAMA