Łepkowski: Antypolonizm a Żydzi

REKLAMA

Przeciętny Polak kojarzy się w Ameryce z pracowitym, ale jednocześnie bogobojnym i rozpitym idiotą, który ma elementarne kłopoty ze zrozumieniem, do czego służy kontakt elektryczny w ścianie. Polscy intelektualiści wzbudzają zdziwienie i są traktowani jako kuriozum przyrodnicze z gatunku gadającego konia Eda. Gniotowate produkcje hollywoodzkie pozwalają sobie na złośliwe antypolskie dowcipy. Przykładem jednego z wielu jest film „SWAT” z 2003 roku, ukazujący jednostkę szybkiego reagowania policji Los Angeles. W jednej ze scen murzyńsko-latynoski oddział szturmuje zabarykadowany dom, którego właścicielem jest Amerykanin polskiego pochodzenia. Na widok brudnego pijaka wyprowadzanego w kajdankach dowódca grupy – sierżant Dan Harelson, grany przez Samuela L. Jacksona – mówi do reszty swojej kompanii: „On naprawdę musi być Polakiem!”.

Polish jokes

REKLAMA

Dwaj Polacy przyjeżdżają nad jezioro, żeby łowić ryby. Na przystani wypożyczają łódkę. Po pewnym czasie są zdumieni ogromną ilością ryb, jakie udało im się złowić. Więc jeden mówi do drugiego: „Słuchaj, musimy tutaj przyjechać jutro i znowu złowimy pełno ryb”. „Ale jak zapamiętamy to miejsce?” – pyta się rezolutnie pierwszy. Na co drugi wyjmuje farbę w sprayu i rysuje „X” na dnie łodzi, mówiąc: „Jutro poszukamy tego znaku”. Pierwszy Polak wybucha śmiechem, mówiąc: „Ty idioto, a skąd wiesz, że jutro wynajmą nam tę samą łódź?”. Oto klasyczny „polski żart”, jakich się produkuje setki w USA każdego roku. Śmieszny? Zapewniam, że to jeden z najinteligentniejszych dowcipów w tej kategorii.

„Polskie kawały” cieszą się szczególna popularnością wśród Żydów i Murzynów. Głupkowate dowcipy w tym gatunku były i są tworzone z myślą o odbiorcach umiejących liczyć tylko do dziesięciu, a to naprawdę spora populacja w USA. Amerykańskie określenie Polack miało nieobraźliwy do początku lat 80. XIX wieku. Oznaczało ono polskiego imigranta lub osobę o polskim rodowodzie – tak jak dzisiejsze określenie Pole. Ale w dwóch ostatnich dekadach XIX wieku nasiliła się imigracja Żydów z obszarów dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Przywieźli oni ze sobą pogardliwe rosyjskie określenie Polaczek, które ewoluowało w obelżywe słowo Polack. Antagonizm polsko-żydowski przerodził się w prawdziwą wojnę obrzucania się słownymi odchodami.

Oczywiście nie można niczego generalizować ani oskarżać całej populacji o zachowania świadczące o niskim poziomie kultury osobistej. W ciągu 11 lat mojego pobytu w USA z jednoznacznie obraźliwym słowem Polack spotkałem się może dwa razy, kiedy rozmówca nie był świadom mojej narodowości. Muszę też uczciwie przyznać, że określenie to słyszałem z ust osób starszych lub bardzo starych, którzy równie chętnie nazywali Murzynów Niggers, Irlandczyków określali jako Mack’s, a Włochów jako Guidos. Polacy nie są jedynymi „ofiarami” głupawych żartów o charakterze rasistowskim. Nazwa Guido, którą wspomniałem, jest równie obraźliwym i szyderczym określeniem biedoty włoskiej, która po przybyciu do Ameryki parała się każdą dostępną pracą.

W drugiej połowie XIX wieku najbardziej wyszydzoną grupą etniczną byli imigranci irlandzcy, kojarzeni z brudem, pijaństwem i przesadnym katolicyzmem. Ten ostatni czynnik, religijny, miał chyba największe znaczenie w tworzeniu się podziałów w społeczeństwie amerykańskim. Mimo że katolicy stanowią najliczniejszą grupę religijną Ameryki, tylko raz udało się katolikowi objąć rządy nad tym krajem. Przyglądając się animozjom innych grup etnicznych i religijnych w USA, można odnieść wrażenie, że głupie Polish jokes są objawem prymitywnego poczucia humoru kilku prostaków próbujących rozjaśnić świat własnych kompleksów. Problem jednak w tym, że przymykając oko na głupkowate dowcipy o Polakach, daliśmy carte blanche rozwojowi kłamliwej propagandy historycznej, która fałszuje dzieje naszego kraju i antagonizuje nas z innymi narodami.

Kalumnia

Warto przypomnieć sobie słowa napisane przez Normana Daviesa: „Pisarze i historycy pochodzenia żydowskiego, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, sformułowali… wizję historii, którą dziś określa się mianem Holocaustu; w wersji skrajnej przedstawia ona Żydów jako jedyne ofiary zbrodni wojennych. Uczeni zostali poddani ogromnej presji, aby podpisali się pod tezą o wyjątkowości Holocaustu i unikali porównań z cierpieniami innych narodów. Ponieważ areną Holocaustu była Polska pod okupacją niemiecka, rozpowszechniono mit, zgodnie z którym hitlerowcy dokonali masowych mordów na Żydach z pełnym poparciem i przy współudziale Polaków. Niestety, charakterystyka Polski jako »kraju nieuleczalnie antysemickiego« stała się istotnym elementem prostackiego modelu, który propagowano [i nadal się propaguje – P.Ł.] podczas kampanii mającej na celu wprowadzenie Holocaustu do programów edukacyjnych na całym świecie”.

W latach 50. XX wieku jednym z największych oszustów historycznych na masową skalę był Leon Marcus Uris – trzeciorzędny pisarz, który genialnie wpasował się w trywialny gust amerykańskiego czytelnika. Uris naprodukował wiele książek pokazujących Polskę i Polaków we wściekle negatywnym świetle. Przykładem mogą tu być osławione nowele „QB VII” i „Exodus”, których czarnym bohaterem jest polski chirurg, dr Adam Kelno. Powieściowy dr Kelno jest alter ego polskiego ginekologa, Władysława Deringa, który podczas wojny pełnił w oświęcimskim szpitalu obozowym funkcję Lageraltestera. Leon Uris, pisarz żydowski urodzony w Baltimore, który nigdy nie doświadczył okupacji niemieckiej, w opublikowanym w 1959 roku „Exodusie” podał, że Dering wykonał w obozie 17 tys. operacji sterylizacyjnych bez środków znieczulających. W wyniku oszczerstwa dr Dering został aresztowany. Przeprowadzono rzetelny proces, przesłuchano wielu świadków i przeanalizowano dokumenty. Nie wchodząc w szczegóły, warto podkreślić, że dr Dering wygrał proces, a Leon Uris został uznany za winnego oszczerstwa. Jednak jego fałszująca historię powieść jest nadal wydawana. Tysiące chętnych do przeczytania tej „faktograficznej” makulatury dowiadują się, że w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Auschwitz polski sadysta sterylizował na własną rękę i z własnej inicjatywy żydowskich więźniów. Czy to przypadkiem nie kwalifikuje się jako „kłamstwo oświęcimskie” (art. 55 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej)? We wspomnianym bestsellerze Leona Urisa pojawia się takie oto zdanie: „Przez siedemset lat Żydzi w Polsce byli poddawani prześladowaniom najróżniejszego rodzaju, począwszy od maltretowania po masowe mordy”. Czy takie zdanie wymaga jakiegokolwiek komentarza? Książka opiera się na tezie, że Żydzi po wojnie robili wszystko, co było możliwe, żeby uciec z Polski, ponieważ Polacy zamierzali dokończyć „dzieła” zagłady hitlerowskiej.

To ciekawe założenie popularnego pisarza amerykańskiego, który najwyraźniej nie słyszał o Bermanie, Brystygierowej, Światle, Różańskim, Fiedlerze, Zambrowskim, Kasmanie, Wolińskiej, Michniku, Morawskim czy Zofii Szoken, rozpoczynających długa listę tzw. budowniczych Polski Ludowej po 1945 roku. A jednak na bazie kołtuńskich nowel „QB VII” i „Exodus” powstały dwie produkcje hollywoodzkie z doborową obsadą gwiazdorską. Filmy odniosły sukces komercyjny i nabiły kabzę mistyfikatora Leona Urisa. I znowu kalumnia okazała się najskuteczniejszą metodą propagandy.

Hollywoodzkie kłamstwa

Cechą ludzi propagujących antypolskie kłamstwa jest bezczelność. W 1978 roku została wydana książka rabina H. M. Shonfelda pt. „The Holocaust Victims Accuse”, zawierająca takie oto stwierdzenie: „U Żydów w Polsce przyjęło się powiedzenie: jeśli Polak spotka mnie na brzegu drogi i nie zabije, to zrobi tak tylko przez lenistwo”. Tego typu bełkot kształtuje świadomość historyczną Amerykanów. Ale największe spustoszenie czynią tzw. historyczne produkcje hollywoodzkie. Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek bardziej fałszował historię świata niż Hollywood, to należy mu się specjalne miejsce dla VIP-a w piekle. W jednym z pierwszych odcinków serialu telewizyjnego „Wojna i pamięć” jest scena, kiedy polski żołnierz zatrzymuje wyjeżdżający z oblężonej Warszawy samochód, w którym jadą Aaron i Natalie Jastrow. Polski wojak jakimś cudem natychmiast rozpoznaje w bohaterach Żydów, po czym wygłasza plebejski, antysemicki komentarz i nie pozwala na przejazd pojazdu. W innym serialu – pt. „Holocaust” – jest scena, kiedy polscy żołnierze w zielonych mundurach i czapkach-rogatywkach rozstrzeliwują na oczach zadowolonych Niemców powstańców warszawskiego getta. Inna scena z tego serialu pokazuje polskich żołnierzy prowadzących pod karabinami ludność żydowską na Umschlagplatz. Serial „Holocaust” był wyświetlany na History Channel jako znakomity i wierny faktom historycznym obraz przedstawiający zagładę Żydów w czasie II wojny światowej.

Obrzydliwym blamażem, bezczelnie fałszującym historię Polski i Polaków czasów okupacji, była inna szmira hollywoodzka pt. „Wybór Zofii”, z Meryl Streep w roli głównej. Bohaterką tego filmu jest głupawa mieszkanka Krakowa, córka polskiego nacjonalisty, który tworzy przed wojną polski plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Dalsze komentarze pod adresem tego filmowego łajdactwa są zbędne.

Filmowa hucpa

Nie można jednak obojętnie przejść wobec „Listy Schindlera” – filmu który ukształtował amerykańskie spojrzenie na zagładę polskich Żydów. Twórcy tego obrazu zostali uhonorowani aż siedmioma Oskarami. Ale czy wszyscy zasłużyli na statuetkę? Jedna z początkowych scen tego „dzieła” pokazuje nam polskich mieszkańców Krakowa rzucających ziemią i kamieniami w zalęknionych Żydów wysiedlanych do getta. Polska dziewczynka krzyczy: „Do widzenia, Żydzi!”. Potem przez resztę filmu pokazani są Żydzi, sfrustrowani mordercy z SS, którzy momentami bredzą jakieś rozważania etyczne o zabijaniu, i święty Niemiec, który ratuje 6 tys. osób od zagłady. Jedyne sceny z Polakami pokazują „polską hołotę”, dziwki lub usłużnych kelnerów. Urodzony w Cincinnati pan Steven A. Spielberg ma takie pojęcie o niemieckiej okupacji Polski jak pan Janusz Zaorski o Polonii amerykańskiej. Ma się wrażenie, że twórca takich „wiekopomnych dzieł filmowych” jak „E.T.” (o mówiącym żabo-humanoidzie z innej planety) czy serii o Indianie Jonesie (facecie, który w trzy godziny znajduje Arkę Przymierza i świętego Graala) podjął się zadania, o którym miał pojęcie jak pan Uris o Oświęcimiu. Amerykanin z Cincinnati nakręcił fi lm na podstawie powieści australijskiego pisarza Thomasa Keneally’ego. Do pełnego realizmu historycznego brakowało jedynie konsultanta historycznego z Indonezji. Jakże znamienna była reklama samochodów firmy Daimler-Benz w późniejszych produkcjach pana Spielberga! Niemcy mieli powody do wdzięczności wobec reżysera.

Porównajmy „Listę Schindlera” do arcydzieła, jakim jest film „Pianista” Romana Polańskiego. Oto właściwy człowiek nakręcił pierwszy, rzetelny i uczciwy film o losach Polaka-Żyda w czasie niemieckiej okupacji. Polański sam był świadkiem tego strasznego okresu historii, dlatego jego obraz jest wzorem rzetelnego filmu historycznego. Dla milionów młodych Amerykanów polska dziewczynka krzycząca „Do widzenia, Żydzi” w jednej ze scen „Listy Schindlera” będzie zawsze fałszywym uosobieniem każdego Polaka – mnie, ciebie, nas. To symbol „polskich zbrodni”, które – mimo że nigdy nie miały miejsca – będą przekazywane przez fałszerzy historii następnym pokoleniom.

Instytucje naszego państwa bawią się teczkami bezpieki i innymi nieistotnymi andronami epoki PRL-u, jednocześnie nie potrafiąc bronić prawdy historycznej na zewnątrz. Szkoda nawet wspominać w tym miejscu o „działaniach” (czyli ich braku) pracowników polskich placówek konsularnych w Stanach Zjednoczonych wobec chociażby jawnie antypolskich oskarżeń Ligi przeciwko Zniesławieniu. To temat na osobny artykuł. Nasi przywódcy mają dwa stałe wątki dyskusji z Amerykanami: kiedy zostaną zniesione wizy do Stanów i ile latającego złomu dostaniemy w ramach wspomagania wojenki w Iraku. Jeszcze żaden polski polityk nie walnął pięścią w amerykański stół i nie nazwał kłamstw antypolskiej propagandy po imieniu. A przecież wystarczyłoby użyć broni, którą od lat stosuje żydowska Liga przeciwko Zniesławieniu i która skutecznie powala każdego politycznego adwersarza w Ameryce na kolana – oskarżenia o dyskryminację!

(źródło: NCZ! 2009; publikujemy w ramach cyklu tekstów archiwalnych, które nie poddały się upływowi czasu i prezentują “ostre”, często kontrowersyjne poglądy naszych Autorów)

REKLAMA