Pyffel: Szanghaj. Córa zachodniej i wschodniej cywilizacji

REKLAMA

Szanghaj – piękna córka zachodniej i wschodniej cywilizacji, zrodzona z żądzy zysku w XIX wieku, jako efekt wymuszonego otwarcia Chin na świat zachodni i nierównoprawnych traktatów podyktowanych po wojnach opiumowych. Chińska i zachodnia jednocześnie – nie przynależy w pełni do żadnego z tych światów.

W przeszłości, ale i dziś miejsce, gdzie Zachód spotyka się ze Wschodem; siedziba międzynarodowych banków, korporacji i kompanii handlowych z ponad milionową (na 20 milionów wszystkich mieszkańców) populacją ekspatów. Drugi – po Singapurze – port świata, rozsyłający wytwory globalnej chińskiej fabryki na cały świat. To także miasto, gdzie licho nie śpi, siedziba chińskich gangów, gdzie chińscy Perszingowie, Baraniny i Masy zawsze czuły się – by nawiązać do nazwy miasta(Szanghaj znaczy Nadmorze) – jak ryba w wodzie. To tutaj proklamowano Komunistyczną Partię Chin, licząc na poparcie nielicznego w Chinach, a licznego w uprzemysłowionym Szanghaju proletariatu (pierwszych zwolenników komunizmu wymordowali na prośbę Czang kaj Szeka szanghajscy mafiozi). Gdy zapada zmrok, na wąskie ulice miasta wylegają niezmiennie od blisko 150 lat (z krótką przerwą na maoistowską ascezę) tłumy przedstawicielek najstarszego zawodu świata i alfonsów.

REKLAMA

Maglew i Pudong

Przyjeżdżając do Szanghaju z północnych Chin, odnoszę wrażenie, iż zjawiam się w wirtualnych Chinach przyszłości, że właśnie taki będzie cały ten kraj za 30-40 lat, gdy poziom dochodu zbliży się do tego w Szanghaju. Ponad 150 stacji metra, wielopoziomowe autostrady na wysokości 15 piętra, budowane w poprzednich latach z pogwałceniem praw rzadkich gatunków ptaków i niestety także ludzi, których usuwano w szybkim tempie – za negocjowane odszkodowania (kto był słaby lub nie protestował, nie dostawał nic). – Wtedy można było, dlatego budowano w zawrotnym tempie, dziś już tak się nie da – tłumaczy mi znajomy z branży deweloperskiej, wspominając o proteście bogatych mieszkańców miasta, którzy zablokowali rozbudowę Maglewa – najszybszej kolei świata. I rzeczywiście, rozbiórki i wyburzenia to w Szanghaju już bolesna przeszłość, przykryta kolorową nowoczesnością made in China, wieżowcami i 20-piętrowymi apartamentowcami. W pobliżu hotelu w dzielnicy wieżowców Pudong, którą zbudowano w ciągu ostatnich 25 lat (to czas, w którym w Polsce buduje się jedną linię metra), nie mogę w promieniu dwóch kilometrów odnaleźć najzwyklejszej w innych częściach Chin, prowadzonej przez chińską rodzinę knajpki z tradycyjnym chińskim jedzeniem. Wokół banki, agencje nieruchomości, a także otwarte i tętniące życiem fitness kluby, salony tradycyjnego chińskiego masażu i nocne sklepy. Decyduję się przejechać taksówką kilka kilometrów, by odnaleźć w końcu w mega-centrum handlowym cały rząd chińskich fast foodów oferujących zupki, ryż i kawałek mięsa, ale – zupełnie jak w indywidualistycznej kulturze zachodniej – w postaci pojedynczych porcji.

Świat ekspatów

Wspólne życie ekspatów i Chińczyków, do którego zmusza ich Szanghaj, nie jest, jak się okazuje, bezproblemowe. Bariera kulturowo-językowa sprawia, iż obcokrajowcy często żyją we własnym świecie lokali z zachodnią muzyką i drinkami, a także, jak się okazuje, własną policją (którą obcokrajowiec może w każdej chwili wezwać, a ta ma obowiązek stanąć po jego stronie). – Mam tu właściwie kontakt tylko z taksówkarzami – tłumaczy mi znajomy Anglik. – W pracy i poza nią mówię wyłącznie po angielsku, spotykam się z obcokrajowcami, jem zachodnie jedzenie. Szanghajski świat ekspatów, na równych prawach z innymi, tworzą również Polacy, których pensje i pozycja zawodowa są o niebo lepsze niż u tak preferowanych w polskich mediach przedstawicieli emigracji zarobkowej na Wyspy Brytyjskie… Zdaniem jednej z Polek, relacje między miejscowymi a przybyszami stały się niezwykle napięte. Społecznością szanghajskich ekspatów wstrząsnął incydent na tak zwanym fake markecie (czyli targu z podróbkami, których nikt nie jest w stanie w Chinach zlikwidować), na który zjeżdżają autokarami zachodni turyści, gdzie Brytyjka, wchodząc w spór z miejscową krawcową (podobno źle skroiła sukienkę), została pobita, a miejscowi z zaciekawieniem się temu przyglądali. Gdy włączyli się dwaj biali, zostali z kolei pobici przez sprzedawców z sąsiednich stoisk… A wszystko to z powodu sukcesu Igrzysk, które sprawiły, iż Chińczycy nabrali ogromnej pewności siebie i biali, wcześniej właściwie w Chinach nietykalni, dziś już mogą być nawet bici.

Do tego sprawa kryzysu światowego. Rząd obwinia o ten kryzys Amerykę i przedstawia Chiny jako ofiarę machinacji szajki z Wall Street. Wściekłość Chińczyków jest zatem kierowana na obcokrajowców.

Warto tu zaznaczyć, iż w Chinach, nie obowiązują normy politycznej poprawności. Osoby o ciemniejszym kolorze skóry znajdują się w hierarchii najniżej i gdy próbują egzekwować wywiązanie się z umowy, są przez miejscowych po prostu lekceważone i wyśmiewane.

Pop w kościele

Czy ze względu na te tarcia nie ucierpią chińscy katolicy, zawsze traktowani jako forpoczta „zachodniego imperializmu” i „sprzedawczyki”? Jest ich w Chinach tylko 1 procent. Biorąc pod uwagę burzliwą historie Chin w ostatnich dziesięcioleciach i fantastyczne eksperymenty Mao, który wzorem antycznego cesarza Qinshi i Józefa Stalina chciał zbudować nowy świat i nowego człowieka, ten 1 procent to i tak cud. Nawet jeśli połowa należy do Kościoła Patriotycznego, w którym zaledwie 2/3 biskupów mianowanych zostało przez władze świeckie w uzgodnieniu z Rzymem, a 1/3 to urzędnicy państwowi oddelegowani do posługi kapłańskiej. Być może dlatego w pekińskim kościele Św. Józefa z głośników sączy się popowa muzyczka. Szanghajska katedra na Xujiahui pęka w szwach i będzie to dla mnie pokaz prawdziwej, głębokiej i żarliwej wiary. W świątyni przeważają Szanghajczycy, są także Chińczycy z innych części kraju, widać też Europejczyków, Amerykanów i Afrykańczyków. Kościół Powszechny jak na dłoni. Msza święta w języku mandaryńskim (putonghua – mowa powszechna) wydaję się chińska. Pieśni sławiące miłość do Tianzhu, władcy Niebios, o dość tradycyjnej chińskiej melodyce; znak pokoju przekazywany w formie ukłonu ze złączonymi dłońmi; doniosły, mocny i zdecydowany głos kapłana niczym konfucjańskiego mandaryna. Ani przez chwilę nie odczuwam obcości, porządek mszy jest zachowany i nie ma tu żadnych ekstrawagancji w stylu smoczego tańca. Chińskie, ale jednocześnie powszechne.

Wielka Sobota

W Wielką Sobotę jestem także świadkiem chrztu kilkudziesięciu Chińczyków. Dorośli ludzie. Widok rzadko spotykany w krajach tradycyjnie chrześcijańskich. Kapłan wyczytuje ich chińskie imiona, oni zaś odpowiadają: dao – przybyłem. W kościele dostrzegam twarze chińskich everymenów, ulicznych sprzedawców szaszłyków, kobiet z biur podróży, ekspedientek, kierowców. Wyglądają i zachowują się zupełnie jak pani Krysia, pan Gienek i ksiądz Michał z rodzimej parafii. Jak napisano w Ewangelii, „oczy są świadectwem duszy”. Patrząc na ich na twarze, widzę wielką żarliwość i głęboką wiarę. Myślę o rachunku prawdopodobieństwa, który daję szanse bliskie zeru na odnalezienie chrześcijaństwa w kraju niechrześcijańskim, a zwłaszcza takim jak Chiny, o długiej historii, bogatej kulturze i własnej tradycji, często stojącej w sprzeczności z naukami Jezusa. Do tego w kraju, w którym wszystko, co zachodnie, a zatem i chrześcijaństwo, ocenia się pod kątem użyteczności; w kraju gdzie na wszelkie formy masowego zorganizowania, w tym także religijnego, władza nie patrzy łaskawym okiem. Podziwiam ich odwagę. W Chinach zawsze realna jest groźba oskarżenia o zdradę narodową, sprzyjanie Zachodowi itd. W przypadku konfliktu z Zachodem chińscy chrześcijanie mogą być pierwsi do odstrzału. Zatem ta ich dzisiejsza decyzja z Wielkiej Soboty może oznaczać wielkie cierpienia w przyszłości. Patrząc na przyjmujących chrzest, intuicyjnie wyczuwam, że na swój sposób są tego świadomi i biorą to pod uwagę.

Konsul prosi do tańca

Mszę kończy zespół taneczno-wokalny z włoskiego konsulatu, który ofiarował także kilka intencji modlitewnych. Polska po 1989 roku świadomie usunęła się z Dalekiego Wschodu, a ostatnio Sławomir Nowak zredukował „ze względu na kryzys” polski budżet na przyszłoroczne szanghajskie Expo o 70 procent. Czy gdyby wśród polskich elit zapadała decyzja o tym, iż warto promować Polskę w Azji, czynilibyśmy to w taki sam sposób jak Włosi? Radosna włoska pieśń porywa tłumy. Siwy konsul prosi do tańca swoją małżonkę i tańczy na tle rozbawionych i rytmicznie klaszczących Chińczyków. Mszę świętą kończy poświęcenie pokarmów, które wierni przynieśli w plastikowych reklamówkach. – Yesu Jidu fuhuo le – Jezus Chrystus Zmartwychwstał – mówi, uśmiechając się do mnie, wychodzący z kościoła Chińczyk. Trudno w to nie uwierzyć.

REKLAMA