W Niemczech rośnie liczba ekonomistów, którzy uważają, że system waluty UE w dłuższej perspektywie nie utrzyma się. Sądzą oni, że dlatego nie ma sensu mnożenie działań i kosztów podtrzymywania go przy życiu. Takie przekonanie mają już nie tylko „starzy” (od lat 90.) przeciwnicy waluty euro – jak prof. Joachim Starbatty – ale także liczni niedawni zwolennicy systemu euro. Twierdzą, że dla mocno zadłużonych państw europołudnia byłoby lepiej, gdyby Niemcy ponownie wprowadziły markę. Bo wówczas rosnący przez dłuższy czas kurs marki wobec innych walut Europy, a więc spadający i niski kurs euro i paru walut narodowych, spowodowałby znaczne zwiększenie opłacalności greckiego czy hiszpańskiego eksportu i produkcji. A w konsekwencji nastąpiłby wzrost gospodarek tych krajów i ich stopniowe wychodzenie z ogromnego zadłużenia.
W lipcu aż 172 ekonomistów wystosowało apel do kanclerz Merkel, aby rząd wycofał się ze swych międzynarodowych zobowiązań dotyczących ratowania systemu euro. Ekonomiści uznali, iż „akcja ratowania euro szkodzi Niemcom, obywatelom, państwu, gospodarce oraz przyszłym pokoleniom”. W związku z tym należy się jej przeciwstawić.
Ich apel był reakcją na deklaracje „szczytu” UE w Brukseli (28-29 czerwca) – tworzenia „unii bankowej”, systemu „wspólnych gwarancji” bankowych depozytów w Hiszpanii i innych krajach oraz systemu emisji euroobligacji, czyli „wspólnych” długów. Niemieccy ekonomiści skrytykowali zwłaszcza kolektywną euroodpowiedzialność za deficyty banków w strefie euro. Wezwali obywateli Niemiec, aby wywarli presję na swoich posłów do Bundestagu i zablokowali te projekty rządu i władz UE.
Prof. Hans-Werner Sinn, szef poważanego instytutu Ifo z Monachium, jeden z głównych inicjatorów tego apelu, przekonuje od miesięcy, że w miarę ustępstw władz Niemiec, Francji czy Holandii na rzecz państw zagrożonych bankructwem będą rosnąć żądania i nierealne oczekiwania tych państw. Skutkiem tego będzie kiedyś finansowy upadek i tych europaństw, które obecnie jeszcze dają sobie radę.
Prof. Sinn i inni uważają, że Grecja powinna ratować się sama, wprowadzić drachmę i dać szansę rozwoju swemu eksportowi i produkcji, a hiszpańskie czy cypryjskie banki nie mają moralnego prawa do czerpania wielkich środków z eurofunduszu EFSM. Z kolei prof. Manfred Neumann twierdzi, że to, co wyraźnie odróżnia Niemcy od większości innych krajów strefy euro, to ich bardzo silny i różnorodny przemysł, nastawiony na duży eksport. Wydajność tego przemysłu nieustannie rośnie, a np. przemysł Włoch, wskutek m.in. znacznego wzrostu kosztów produkcji po wprowadzeniu euro, stopniowo staje się coraz mniej konkurencyjny. Jeżeli to się nie zmieni, trzeba będzie stale rewaloryzować naszą walutę, bo inne kraje będą uginały się pod presją koniecznej dewaluacji – uważa Neumann.
Jens Ehrhardt prognozuje, iż system waluty euro w obecnym kształcie nie przeżyje. Uważa, iż „jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby wystąpienie Niemiec ze strefy euro. A waluta euro pozostała w innych krajach musiałaby zostać mocno zdewaluowana. W takich warunkach gospodarki krajów śródziemnomorskich znów mogłyby stać się konkurencyjne”.
Niektórzy uważają jednak, że gdyby Niemcy wystąpiły ze strefy euro, to mogłyby mieć później podobne problemy, jakie od trzech lat ma Szwajcaria i jej drogi frank. Bo zbyt mocno wzrosłaby wartość marki. Ale spadek niemieckiego eksportu i przejściowy wzrost bezrobocia byłyby dla Niemiec i tak mniej bolesne niż wieloletnie wspieranie samej Grecji, nie mówiąc już o Hiszpanii czy Włoszech.
Ano, niech niemieccy ekonomiści i politycy debatują, jak tu wybrnąć ze ślepego eurozaułka, do którego Niemcy, Holandię i inne kraje zapędziła socjalistyczna i niezwykle kosztowna polityka eurolewicy i władz UE – prowadzona od około 40 lat…