Lewicowe media wyliczają gafy

REKLAMA

W związku z wyprawą republikańskiego kandydata na prezydenta, Mitta Romneya, do Europy i okolicy Polska pojawiła się w mediach. Zaczęło się od tego, że Politico.com ujawnił, iż Romney wybiera się w podróż zagraniczną, w tym do Polski. Ponieważ z czeluści kampanii wyborczej dochodziły przewidywalne oddźwięki (np. „po Izraelu jedziemy do Auschwitz! A potem na obchody powstania w getcie”), ludzie życzliwi zasugerowali sztabowi wyborczemu byłego gubernatora Massachusetts, co następuje:

Jeśli chodzi o wyprawę nad Wisłę, to na samym początku uprzytomnijcie sobie, że Auschwitz leży w Polsce, a w ogóle to przez osiemset lat był to Oświęcim, tylko pod niemiecką okupacją (1939-1945) stał się Auschwitz. „Naprawdę?”. Ponadto bez wehikułu czasu nie można cofnąć się do kwietnia, kiedy upamiętnia się zryw w getcie. 1 sierpnia wybuchło natomiast Powstanie Warszawskie. Brali w nim udział głównie polscy chrześcijanie i oni ponieśli główne straty. „Naprawdę?”. Sugerujemy w związku z tym wyprawę do Polski, aby podkreślić jej wagę jako sojusznika USA, aby był kontrast z filomoskiewską polityką Obamy. Szczególnie trzeba dbać o symbole, a więc jechać do Gdańska, kolebki „Solidarności”, potem do Warszawy, gdzie trzeba pokłonić się polskiej hekatombie II wojny światowej – znów w kontraście do „polskich obozów śmierci” Obamy – oraz do Krakowa, gdzie należy przyklęknąć przed grobem śp. Lecha Kaczyńskiego na Wawelu (czego nie zrobił Obama); trzeba też koniecznie zawadzić o Wadowice, gdzie urodził się Karol Wojtyła, a na końcu okazać szacunek ofiarom Auschwitz – głównie Żydom, ale i też polskim chrześcijanom. Spotkać się i z rządzącymi, i z opozycją, tak jak gdzie indziej. Wystarczy stawić się i uśmiechnąć – i już przebije się Obamę.

REKLAMA

A w ogóle to cała wyprawa powinna odbyć się w odpowiednim kontekście. Wybór krajów ma pokazać priorytety Romneya i jego przyszłą politykę zagraniczną.

Po pierwsze – w Anglii trzeba podkreślić sojusz transatlantycki, aby skontrować dotychczasową politykę Obamy, nastawioną na Brukselę, a ignorującą Wielką Brytanię jako strategicznego sojusznika (zamiast tego Romney niezgrabnie obsztorcował Anglików za brak zabezpieczenia Igrzysk Olimpijskich). Po drugie – trzeba zameldować się w Watykanie. Bez tego nie ma co liczyć na katolickie głosy. Romney jest mormonem, co powoduje wielką podejrzliwość wobec niego wśród katolików i chrześcijan w ogóle. Pokłon przed Ojcem Świętym jest bezwzględnie potrzebny. Po trzecie – w Izraelu wystarczy uśmiechnąć się i powiedzieć parę komplementów. I już przebije się Obamę, który jeszcze nawet nie odwiedził tego państwa. W ten sposób zdobędzie się nie tyle głosy żydowskie (większość Żydów głosuje na Demokratów), co poparcie fundamentalistów protestanckich, dla których Izrael jest kluczowy z powodów teologicznych – jako Ziemia Święta. A tzw. evangelicals uznają Romneya za niebezpiecznego sekciarza. Niech więc republikański kandydat stara się uwiarygodnić przez ultrafilosemityzm. Nie należy przy tym wplątywać się w sytuacje kontrowersyjne (Romney niestety odezwał się pogardliwie o Palestyńczykach). Po czwarte – z Izraela trzeba lecieć do Polski z powodów wymienionych powyżej, a więc po głosy katolickie i polonijne, oraz z reklamą nowej polityki zagranicznej USA. Orientacja na Polskę to orientacja transatlantycka. Oznacza to ignorowanie Brukseli, postawienie tamy Rosji i szachowanie Niemiec oparte na osi Waszyngton-Londyn-Warszawa. Następnie – po piąte – należy pojechać do Berlina, aby zachęcić Niemcy do powrotu na łono USA i zaprzestania tulenia się do piersi Moskwie. To też naturalnie część „transatlantyzmu” i integracji Zachodu. Po szóste – lepiej zrezygnować teraz z wyjazdu do Afganistanu, by w ten sposób zasygnalizować, że Europa jest dla Romneya najważniejsza, a ponadto przy takim cyrku medialnym łatwo władować się w zasadzkę ostrzeżonego z góry Talibanu. Afganistan można odwiedzić osobno i niespodziewanie za miesiąc.

Inni też dawali rady, tyle że publicznie. „The Economist” (19 lipca) burczał, że „złoty wiek stosunków polsko-amerykańskich się skończył”. W rządzie PO tak. W opozycji nie. Wśród ludzi spory sentyment wciąż jest, chociaż dobra wola w stosunku do Waszyngtonu jest na wyczerpaniu. Molly Ball przypomniała cynikom i sceptykom, dlaczego „Romney jedzie do Polski”: „tarcza”, Rosja, duch Reagana i wyborca polonijny w USA. Zresztą – powiada Ball sarkastycznie – „dokąd jechać?”. Do Francji? Przecież w Europie wszyscy Ameryki nienawidzą. Oprócz Polaków. Ponadto Romney rutynowo krytykuje socjalistyczną gospodarkę Europy, gdzie szaleje kryzys, a w Polsce gospodarka ma się lepiej. No i Polacy walczą w Afganistanie, tak jak wcześniej w Iraku, przy boku USA. Podkreślmy: walczą, a nie tylko są obecni – jak większość koalicjantów.

Romney jest w końcu anty-Obamą. Jak przyznaje Benjamin Weinthal, obecny prezydent USA popełnił tyle błędów, że „stracił Polskę”. Wystarczy poczytać WikiLeaks o tym, jak Biały Dom sprzedawał Warszawę Moskwie. Wcześniej Paul Kengor przypomniał Amerykanom, że przy okazji odznaczania Jana Karskiego Obama obraził Lecha Wałęsę – najbardziej popularnego i rozpoznawalnego Polaka w USA. Te wszystkie obrazy i gafy przypomniał też wielki przyjaciel Polski katolickiej, tradycjonalistycznej, solidarnej, konserwatywnej i narodowej – George Weigel (NationalReview.com, 23 lipca). Nie zapomniał też o tym, jak Obama złapał Miedwiediewa za nogę i poufnie obiecał ułożyć się z Kremlem po wyborach. Weigel krytycznie wspomniał też o wymaganiach wizowych dla Polaków podróżujących do USA. Zwalił to wszystko na Obamę. A w końcu podkreślił, że Romney musi przyrzec, iż USA powróci do steru, że wywiąże się ze swoich sojuszniczych zobowiązań w ramach NATO. Bruksela przecież RP przed Moskwą nie obroni.

W Polsce wyszło jak wyszło, rodacy są mniej lub bardziej zadowoleni, ale przynajmniej sztab Romneya i sam gubernator uznali, że wyprawa nad Wisłę się opłaciła – i nie tylko ze względu na Auschwitz. W swoim przemówieniu, które ponoć pisał mu Ian Brzeziński, republikański kandydat użył wszystkich właściwych słów-kluczy: Pułaski, II wojna światowa, Powstanie Warszawskie, „Solidarność”, a nawet pamiętał o nowo odsłoniętym pomniku Papieża i Reagana w Gdańsku. Jego sztab wyborczy cieszy się z poparcia Wałęsy dla republikańskiego kandydata („The Washington Post”, 30 lipca). Tymczasem mainstreamowe, liberalne i lewicowe, media w USA starają się, jak mogą, zignorować wizytę Romneya w Polsce, a koncentrują się na gafach popełnionych w Anglii i w Izraelu.

Głównie o „gafach” pisały „The New York Times” i „The Washington Post”. Do groteskowych rozmiarów urosła awantura z asystentem Romneya, który starał się uspokoić rozbestwionych dziennikarzy pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Szczególnie dostaje się gubernatorowi za komentarz o niskim poziomie kultury palestyńskiej. I tak CBS i NBC skupiły się właściwie tylko na Palestyńczykach. ABC też, ale przynajmniej wspomniało wsparcie ze strony Wałęsy, ale „The Wall Street Journal” – powołując się na razwiedkowską TVN-24 – podał, że według byłego szefa „S”, Romney nie ma charyzmy. „McClatchy”, „USA Today”, „The Los Angeles Times” oraz Fox News podkreślają wsparcie Wałęsy oraz anty-Obamowy charakter wyprawy do Polski. Polonia w Michigan i Pensylwanii – tzw. stanach wahadłowych – słucha uważnie. Tam Wałęsa bardzo się liczy. Z mitami walczyć trudno…

REKLAMA