Cukiernik: Byle nie sprzedać Ruskim!

REKLAMA

W połowie maja br. rosyjska Grupa Acron, za pośrednictwem spółki zależnej, ogłosiła wezwanie na akcje Zakładów Azotowych w Tarnowie-Mościcach po cenie 36 zł za sztukę. Spółka Acron chciała kupić 41,55 mln akcji tarnowskich Azotów, które dają 64,8 proc. głosów, by w rezultacie uzyskać własność 66 proc. akcji. W Polsce niemal wszyscy opowiedzieli się przeciwko sprzedaży akcji Rosjanom.

Acron to notowany na giełdzie w Moskwie i Londynie jeden z dziesięciu największych producentów nawozów mineralnych w Europie, posiadający aktywa w Rosji, Estonii, Chinach i Kanadzie. Działająca w ponad 50 krajach i zatrudniająca ponad 13 tys. osób rosyjska Grupa Acron w 2011 roku wypracowała 2,2 mld $ przychodów oraz 692 mln $ zysku netto. Dla porównania: przychody Grupy Zakładów Azotowych Tarnów-Mościce wyniosły w 2011 roku ponad 5,3 mld zł, a zysk netto – 461,5 mln zł. – Jesteśmy przekonani, że Acron jako strategiczny inwestor zapewni Grupie Azoty Tarnów silną pozycję rynkową i dynamiczny rozwój w kolejnych latach, m.in. dzięki dostępowi do własnych surowców, a także międzynarodowej sieci dystrybucji – tłumaczy Władimir Kantor, wiceprezes Grupy Acron. Tymczasem przeciwko sprzedaży Rosjanom akcji ZA Tarnów opowiedziały się zarówno władze polskiej firmy, jak i skarb państwa, który posiada 32,05 proc. akcji tarnowskich Azotów, a także zakładowe związki zawodowe oraz niektórzy eksperci. Stało się tak, mimo że od wielu lat mówiło się, iż branży chemicznej potrzebny jest duży zagraniczny inwestor, a sam skarb państwa przez kilkanaście lat bezskutecznie próbował znaleźć kupca dla tej branży.

REKLAMA

Budujemy wielki koncern

Zarząd Zakładów Azotowych w Tarnowie-Mościcach zdecydowanie sprzeciwił się wezwaniu, „ponieważ nie odzwierciedla ono wartości godziwej spółki i nie uwzględnia jej strategii długoterminowej, koncentrując się na budowaniu trwałej pozycji jednego z trzech największych producentów nawozów na rynku europejskim”. Zarząd spółki podkreślił, że działania Grupy Acron są sprzeczne z interesami tarnowskich Azotów, gdyż „firma planuje kolejne alianse, fuzje i akwizycje w Polsce i poza granicami kraju. Realizuje też inwestycje w bazę produkcyjną w naszym kraju”. Zdaniem niektórych ekspertów, problem w tym, że kupując Grupę Tarnów, Rosjanie mogą być o krok od dominacji na polskim rynku chemicznym, gdyż w drugiej kolejności mogą próbować przejąć Zakłady Azotowe w Puławach. Pojawiły się także głosy, że sprzedając Rosjanom Grupę Tarnów, naraża się na poważne kłopoty pozostałe polskie zakłady chemiczne i PGNiG, gdyż przy produkcji zakładów chemicznych kluczową rolę odgrywa koszt gazu, który jest znacznie tańszy w Rosji niż w Polsce.

Nawet jeśli polskie instalacje są wydajniejsze od rosyjskich o 25 proc., to i tak trudno rywalizować z rosyjskimi, skoro płacą one za gaz znacznie mniej. Poza tym Rosjanie mogliby też dostarczać do ZA w Tarnowie znacznie tańszy rosyjski gaz, na czym, co oczywiste, zyskałyby zakłady w Tarnowie, ale ucierpiałoby państwowe PGNiG (skarb państwa ma 72,41 proc. jego akcji). Aleksander Grad, były minister skarbu państwa z PO, uważa, że akcji spółki z Tarnowa nie należy sprzedawać rosyjskiemu inwestorowi i z uwagi na niską cenę, i z powodu „przesunięcia ośrodka, który decydowałby o funkcjonowaniu grupy, poza granice Polski, [co] mogłoby podważyć sens realizacji podjętego już z woli rządu programu łupkowego”.

Grada łatwo jednak zrozumieć: spółką rządzi jego bliski współpracownik (były doradca). Gdyby prywatny inwestor kupił firmę, wymieniłby zarząd. Z kolei zdaniem działających w ZA Tarnów związków zawodowych, sprzedaż akcji spółki Grupie Acron to „wrogie przejęcie”, gdyż Rosjanie mogliby zamknąć instalację produkującą amoniak, by sprowadzać go z Rosji, a poza tym może im zależeć głównie na wejściu na rynek nawozowy Unii Europejskiej, a nie na rozwijaniu produkcji w Tarnowie (mimo że Rosjanie zapowiedzieli szeroki program inwestycyjny). Co ciekawe, za sprzedażą tarnowskich Azotów Rosjanom opowiedzieli się związkowcy z „Solidarności”, „Sierpnia 80” i „Kontry 95” z Zakładów Chemicznych Police, których większościowym udziałowcem są ZA Tarnów (mają 66 proc. akcji). Ich zdaniem, rosyjska spółka może być lepszym inwestorem niż Grupa Tarnów, gdyż Rosjanie posiadają dostęp do surowców i zdywersyfikowane rynki zbytu. W sytuacji sporego oporu wobec rosyjskiego inwestora i niewielkiego zainteresowania sprzedażą akcji ZA Tarnów, Acron podniósł cenę w wezwaniu do 45 złotych. W rezultacie Rosjanom udało się zgromadzić około 12,03 proc. wszystkich akcji spółki i stać się, na razie, inwestorem mniejszościowym. Równocześnie władze tarnowskich Azotów podjęły uchwałę o podniesieniu kapitału zakładowego spółki nawet o 75 proc., co sprawi, że stopnieje pakiet akcji, jakie Acron kupił w wezwaniu.

Mimo podniesienia ceny o 25 proc. – co odebrało argumenty, że Rosjanie za mało chcą zapłacić za tarnowską spółkę – Ministerstwo Skarbu Państwa nadal stoi na stanowisku, by nie sprzedawać Acronowi akcji, i pojawił się pomysł konsolidacji ZA Tarnów z ZA Puławy, w którym to podmiocie skarb państwa miały 40 proc. akcji, w celu budowy silnego polskiego koncernu chemicznego. W efekcie ZA Tarnów ogłosiły wezwanie na akcje ZA Puławy, które stanowią 32 proc. walorów na walne zgromadzenie.

Preferowani pośrednicy?

Równocześnie skarb państwa stosunkowo pozytywnie odnosi się do wezwania polskiej spółki Synthos na zakup akcji ZA Puławy, w których państwo posiada 50,67 proc. udziałów (tylko PiS chciałoby pozostawić ZA Puławy w zasobach skarbu państwa). A przecież Synthos (za kredyt z państwowego PKO BP) może kupić spółkę w Puławach tyl-ko po to, by za chwilę sprzedać ją Acronowi czy komukolwiek innemu. Tak samo ZA w Tarnowie mogłyby zostać kupione przez inwestora zachodniego (lubianego przez polskich polityków i urzędników), by ten potem sprzedał je Acronowi (nielubianemu przez polskich oficjeli). Nie da się prywatnej spółki za wszelką cenę utrzymać w rękach kapitału pochodzącego z jednego państwa tylko dlatego, że tak sobie wymyślili urzędnicy w ministerstwie. Dlatego w perspektywie dalszej prywatyzacji działania Ministerstwa Skarbu Państwa na dłuższą metę i tak są jałowe.

Całkowicie niezrozumiała jest strategia skarbu państwa, tym bardziej że wydatki państwa rosną, dług publiczny narasta, a zakłady chemiczne nie są żadną branżą strategiczną. Za tarnowską spółkę skarb państwa otrzymałby prawie 925 mln zł, co zmniejszyłoby potrzeby pożyczkowe budżetu, a tym samym państwo płaciłoby mniejsze odsetki od kredytów. Jeszcze jeden pozytywny skutek sprzedaży tarnowskiej spółki Rosjanom przedstawił prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. Uważa on, że „w sytuacji gdy nieodpowiedzialna polityka Komisji Europejskiej dotycząca klimatu utrudnia działania firm, warto mieć sojusznika, który nowemu prawu nie będzie podlegał. Rosjanie mogliby produkować niektóre półprodukty, których wytwarzanie powoduje największe emisje. Następnie mogłyby je przerabiać polskie zakłady”.

Dlaczego więc uniemożliwia się rosyjskie inwestycje w Polsce, podczas gdy z otwartymi ramionami zaprasza się firmy zachodnie, często oferując im dodatkowe ułatwienia i ulgi, które to firmy przecież nie robią tego z miłości do nas, tylko – tak jak Rosjanie – chcą na tym interesie najzwyczajniej zarobić?

Zresztą podobnie niepewne działania polskie władze podejmują wobec inwestorów z Chin, choć w tym przypadku można się obawiać, że inwestorami często okazują się firmy państwowe. Zresztą podobna histeria jak w wypadku rosyjskiej spółki Acron miała miejsce kilka miesięcy temu, gdy rosyjski Sbierbank zapowiedział wejście na polski rynek poprzez inwestycję m.in. w Alior Bank. Komisja Nadzoru Finansowego, przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji w tej sprawie, odwołała się do opinii Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a jednocześnie urzędnicy Komisji… przeszli kurs kontrwywiadowczy, w którym uczulano ich na działania rosyjskich służb. Równocześnie pojawiła się nagle propozycja „udomowienia” polskiego sektora bankowego (który w niemal 70 proc. jest w posiadaniu podmiotów zewnętrznych). Zadania wykupywania od zagranicznych inwestorów działających w Polsce banków miały się podjąć na spółkę PKO BP i PZU. Po tej szumnej zapowiedzi do tej pory nic w tej sprawie więcej nie wiadomo, ale nie ma się co dziwić, bo tak właśnie bezmyślnie działają politycy i urzędnicy – najpierw wielki zapał pod publiczkę, a potem zapominają o sprawie.

Jednak problem dotyczący Sbierbanku jest głębszy, gdyż jest to bank państwowy. Choć polscy politycy nie przejmowali się, gdy państwowa i posiadająca na dodatek monopol Telekomunikacja Polska była przejmowana przez francuską firmę państwową France Télécom, mimo że przecież nie była to żadna prywatyzacja. I w tym tkwi największe niebezpieczeństwo, a nie w fakcie, że chodzi o kapitał rosyjski. Podobna sytuacja ma miejsce w wypadku inwestorów chińskich. Podczas tegorocznej wizyty w Polsce chiński premier Wen Jiabao stwierdził, że oba kraje powinny pogłębiać wzajemne zaufanie polityczne i rozszerzać współpracę we wszystkich dziedzinach.

„Strona chińska jest gotowa, wraz ze stroną polską, zbudować mechanizm regularnych spotkań premierów obu naszych państw, by zacieśniać kontakty na wysokim szczeblu, powołać międzyrządowy komitet ds. pracy, by umacniać centralne planowanie (…), powołać komitet sterowania współpracy przemysłowej oraz platformę wymian informacyjnych między firmami, by przyczyniać się do zrównoważonego i długotrwałego wzrostu wzajemnych inwestycji i handlu” – cytowały media szefa chińskiego rządu. Ponadto premier Wen Jiabao podkreślił, że Polska i Chiny mają długoterminowy plan pogłębiania współpracy, w ramach której utworzony zostanie między innymi komitet ds. współpracy przemysłowej.

Mniej państwa

Co w tym jest nie tak? Mowa o planowaniu, o spotkaniach polityków i urzędników, o inwestycjach chińskiego państwa. Państwo nie powinno angażować się bezpośrednio w handel czy inwestycje, a tylko nie przeszkadzać w ich realizowaniu przez prywatne firmy, bo im mniej polityki w gospodarce, tym lepiej. Niestety jak widać z wypowiedzi obu premierów, oba rządy zamierzają się mieszać – i właśnie z tego mogą wyniknąć problemy, a nie z inwestycji jako takich. Wcześniej czy później wszystkie państwowe spółki powinny zostać całkowicie sprywatyzowane, także Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach. Nie może być bowiem nadal tak – jak jest aktualnie – że aż 3,5 miliona Polaków (21,6 proc.) pracuje w sektorze publicznym. Jak wyliczają eksperci Forum Obywatelskiego Rozwoju, 120 tys. osób zatrudnia sektor publiczny w górnictwie, w publicznym transporcie pracuje ponad 270 tys. osób, w publicznej energetyce – ponad 110 tys. osób, w zaopatrzeniu w wodę i gospodarce ściekami, co jest domeną samorządów – ponad 90 tys. osób, a w publicznym przetwórstwie przemysłowym – prawie 90 tys. osób. I nie ma się co obawiać rosyjskiego kapitału prywatnego. Bo czym różni się prywatny inwestor z Rosji od prywatnego inwestora z Niemiec czy USA? Nawet jeśli inwestor z Rosji jest gorszy od tego z Zachodu, to z pewnością lepiej będzie zarządzał swoją własnością niż skarb państwa, nawet jeśli – jak twierdzą niektórzy analitycy – Ministerstwo Skarbu Państwa ma kompleksowe plany wobec sektora chemicznego w Polsce, polegające na zbudowaniu silnej polskiej grupy chemicznej.

Tym po prostu nie powinno zajmować się państwo, bo gdy to robi, to zawsze wynik jest gorszy, niż gdyby zajmowała się tym spółka prywatna. Sektor prywatny bowiem, w przeciwieństwie do sektora publicznego, zawsze musi kierować się rachunkiem ekonomicznym.

Czytaj również: Korwin-Mikke: Rząd nie powinien się wtrącać w sprzedaż „Rosjanom” Zakładów Azotowych

REKLAMA