Paul Ryan. Ukłon w stronę Tea Party i katolików

REKLAMA

Wybór kongresmana Paula Ryana na kandydata do urzędu wiceprezydenta USA przez Mitta Romneya zaskoczył amerykańską opinię publiczną. Ten mało znany 42-letni reprezentant pierwszego okręgu wyborczego stanu Wisconsin w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych jest człowiekiem o bardzo wyrazistych poglądach wolnorynkowych. Jego przyłączenie się do walki o Biały Dom jest ukłonem w kierunku Ruchu Herbacianego, który dotychczas z rezerwą podchodził do programu wyborczego Mitta Romneya.

Urodzony 29 stycznia 1970 roku Paul Davis Ryan junior jest jednym z najmłodszych kandydatów republikańskich do urzędu wiceprezydenta USA. Młodszy od niego był jedynie Richard Nixon, który w 1952 roku, mając 39 lat, otrzymał nominację swojej partii na stanięcie u boku generała Dwighta D. Eisenhowera do walki o Biały Dom. W dniu swojej nominacji 42 lata miał także Theodor Roosevelt, który w 1900 roku został zastępcą prezydenta Williama Mc Kinleya.

REKLAMA

,,Ekskomunikować go!”

Paul Ryan wyróżnia się więc świeżością wśród grona seniorów politycznych, którzy co cztery lata próbują zawojować Waszyngton. Ale to nie wiek, który wyróżnia Paula Ryana z listy podstarzałych kandydatów do najwyższych godności w Stanach Zjednoczonych, zwrócił uwagę amerykańskiej prasy lewicowej. Rodzina Paula Ryana to katolicy pochodzenia głównie niemieckiego i irlandzkiego. I to jego wyznanie stało się pierwszym tematem medialnym. Zaraz po ogłoszeniu decyzji Mitta Romneya co do wyboru swojego partnera do rywalizacji o Biały Dom zarówno sztab wyborczy Demokratów, jak i lewicowa prasa rzuciły się do poszukiwania brudów i wpadek z przeszłości politycznej i osobistej Paula Ryana. Jak na razie nie wykryły żadnej. Czyżby więc Paul Ryan był nieskazitelnym politykiem? Jak się okazuje, na każdego można znaleźć bata.

Pisząc ten tekst, mam przed sobą „Los Angeles Times” z 14 sierpnia 2012 roku, który piórem Michela Sima Wintersa wykpiwa Paula Ryana jako katolika: „Zapomnijcie o tym, czy Paul Ryan powinien być wybrany na wiceprezydenta. Zapytajcie się raczej, czy nie powinien on być wcześniej ekskomunikowany”. Skoro kongresman od 1999 roku Paul Ryan jako członek Izby Reprezentantów niemal na każdym kroku głosował przeciw planom pomocowym, socjalnym i społecznym, jednocześnie gloryfikując wolny rynek i konieczność cięć wydatków socjalnych, to znaczy, że występuje przeciw podstawowym przesłaniom nauczania Kościoła. Takiej hucpy dawno już nie widziałem w amerykańskiej prasie. Winters, a za nim wielu innych dziennikarzy lewicowych przypomniało sobie nagle naukę społeczną Stolicy Apostolskiej od czasów pontyfikatu Leona XIII. Lewicowy publicysta cytuje nawet słowa Zbawiciela z Ewangelii św. Mateusza: „Zaprawdę, powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,40). Jak więc pogodzić fakt, że Ryan często powołuje się na nauczanie Kościoła, a jednocześnie niemal bezwzględnie odrzuca koncepcję wyciągnięcia pomocnej dłoni do najbardziej potrzebujących? – pyta Winters. Złośliwy publicysta kalifornijski zadaje pytanie: „jak Ryan interpretuje kościelne przykazanie solidarności międzyludzkiej określonej w encyklice »Rerum novarum« Leona XIII i »Quadragesimo anno« Piusa XI?”.

Chór lewicujących komentatorów dołącza się do Wintersa, pytając, jak można pogodzić potępienie wolnego handlu międzynarodowego, który w opinii papieża Pawła VI wyrażonej w encyklice „Populorum progressio” „nie jest narzędziem adekwatnym do zlikwidowania nierówności między ludźmi”, z postulatami, jakie stawia sobie liberalna gospodarczo skrajna frakcja Partii Republikańskiej grupująca się w Ruchu Herbacianym (Tea Party)?

Pytanie te wydają się bardzo złośliwe, ale są w rzeczywistości obłudne i dowodzą głupoty ich autorów. Dziennik „Los Angeles Times”, zdominowany przez publicystów i dziennikarzy żydowskich, drwi sobie z katolicyzmu, domagając się od amerykańskich biskupów ekskomuniki katolickiego kandydata na urząd wiceprezydenta, który rzekomo „jawnie odrzuca społeczną naukę Kościoła, a tym samym dogmat o nieomylności papieża”. Zarówno publicysta „Los Angeles Times”, jak i jego klakierzy zapominają, że katolickich kandydatów do ekskomuniki w tyglu politycznym Waszyngtonu jest o wiele więcej.

Przed Paulem Ryanem wprzód należałoby obłożyć anatemą przewodniczącą Izby Reprezentantów, Nancy Patricię D’Alesandro Pelosi, która będąc praktykującą katoliczką, nie tylko poparła, ale wręcz forsowała na posiedzeniach Izby projekt ustawy zmuszającej szpitale i szkoły katolickie do opłacania środków antykoncepcyjnych i zabiegów aborcyjnych dla pracownic i studentek tych instytucji. Zresztą Nancy Pelosi, osobliwie niechętnie mówiąca o swoim włoskim pochodzeniu, otwiera bardzo długą listę amerykańskich katolików, którzy splamili się jako parlamentarzyści głosowaniem przeciw życiu dzieci nienarodzonych. Należy do nich między innymi obecny wiceprezydent USA Joseph Biden czy Minister Zdrowia i Służby Społecznej Kathleen Sebelius, której proaborcyjne i wrogie Kościołowi wystąpienie na Uniwersytecie Georgetown o mało nie zakończyło się anatemą nałożoną przez arcybiskupa Waszyngtonu.

Zastanawiam się, jak długo katolicyzm Paula Ryana będzie jeszcze obiektem drwin i ataków ze strony obozu Baracka Obamy i lewicowej publi-cystyki? Poza tym czy naprawdę Paul Ryan aż tak bardzo odbiega od zbioru zasad, które nazywamy skrótowo katolicką nauką społeczną?

Nie taki diabeł straszny, jak go malują

Analizując dokładnie poszczególne encykliki, listy papieskie i kazania, możemy dojść do wniosku, że nie wszyscy papieże od czasów Leona XIII wyrażali się w podobny sposób. Niektórzy mieli pewne ciągoty lewicowe – Leon XIII, Pius XI, Jan XXIII czy Paweł VI. Inni stali na stanowisku znacznie bardziej konserwatywnym – Pius św. X, Pius XII, Jan Paweł II czy Benedykt XVI. Jednak wspólnym mianownikiem nauczania wszystkich tych biskupów Rzymu było wyraźne zdystansowanie się i krytyka wszystkich koncepcji politycznych XX wieku, a więc zarówno ideologii lewicowej (socjalizm, faszyzm, komunizm), jak i prawicowej, nazywanej nieco infantylnie kapitalizmem i liberalizmem. Co natomiast jest więc w światopoglądzie republikańskiego kandydata na wiceprezydenta USA, co pozwala twierdzić lewackiej publicystyce, że łamie on doktryny zawarte w nauce społecznej Kościoła?

Wypunktujmy zatem stanowisko kongresmana w poszczególnych kluczowych kwestiach jego programu wyborczego. Oceniając większość publicznych wypowiedzi Paula Ryana, można stwierdzić, że za najważniejsze w jego kampanii wyborczej uważa on sześć elementów.

Pierwszy i najważniejszy to zrównoważony budżet. Zacznijmy więc od wizji budżetu państwa. W 2011 roku Paul Ryan był czołowym autorem i propagatorem wprowadzenia tzw. podatku konserwatywnego, pod którym to pojęciem kryje się cała filozofia fiskalna amerykańskich liberałów gospodarczych – a więc wolny rynek, deregulacja gospodarki, niskie podatki, zakaz zwiększania deficytu budżetowego i zaciągania długu publicznego w okresie narastającego ujemnego bilansu budżetowego. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma w tym nic odkrywczego. Zwolennicy kongresmana Rona Paula z Teksasu powiedzą nawet, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej tego, co miałby do zaproponowania kandydat libertariański. Niestety libertarianin zaproponowałby także całkowitą izolację Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, na co ani Mitt Romney, ani Paul Ryan zgodzić się nie chcą. Kongresman Paul Ryan występował osobiście w 2011 i 2012 roku do prezydenta Obamy o zmianę bajońskich wydatków budżetowych w okresie najbardziej katastrofalnego zadłużenia publicznego w dziejach USA. Niestety prezydent traktował go jak natrętną muchę brzęczącą podczas snu nad głową.

Kolejnym, niezwykle ważnym elementem programu wyborczego Paula Ryana jest reforma administrowanego przez rząd federalny systemu Medicare, który gwarantuje osobom niepełnosprawnym lub starszym (obecnie tym, które ukończyły 65 lat) dostęp do pełnej opieki medycznej oraz systemu ubezpieczeń społecznych Social Security. Ten temat rozwinę szczegółowo w następnych artykułach relacjonujących kampanię wyborczą w USA. Skrótowo można natomiast podkreślić, że w przypadku Medicare kongresman Paul Ryan chce podwyższenia wieku beneficjantów tego systemu do 67 lat, przerzucenia zadań administracyjnych na stany oraz wypłacania beneficjantom zgromadzonych przez nich składek w celu indywidualnego wykupienia programu prywatnego ubezpieczenia medycznego. Podobnie w przypadku Social Security Paul Ryan zdaje się być zwolennikiem przekazania części zgromadzonych ze składem środków pieniężnych na indywidualne zainwestowanie przez emerytów ich składek na wybrane przez beneficjantów systemu prywatne fundusze emerytalne. Jak łatwo się domyślić, te dwa elementy programu Paula Ryana nie cieszą się zbytnią akceptacją klasy średniej i niższej społeczeństwa amerykańskiego i powodują wahania ze strony środowisk katolickich.

Podobnie zresztą jak trzeci filar jego kampanii – kwestia wolnego dostępu do broni palnej. W tej kwestii nie ma wątpliwości, że Ryan ma poglądy prawdziwego kowboja. Głosował za programem chroniącym amerykańskie zakłady zbrojeniowe. Jest zwolennikiem skrócenia procedury wydawania broni palnej w sklepie z ustawowych trzech dni do jednego. Uważa, że podstawowym prawem każdego amerykańskiego obywatela jest obrona życia, domu i rodziny za pomocą dowolnie wybranej broni. Sam osobiście jest zapalonym myśliwym, ale do polowań używa jedynie tradycyjnych łuków. I choć ten element programu politycznego nie wzbudza zachwytu ani kleru, ani świeckich środowisk katolickich, to już piąty i szósty filar jego programu jest absolutnie zgodny ze światopoglądem większości katolików.

Kongresman Paul Ryan jest bowiem zadeklarowanym i skrajnie konsekwentnym przeciwnikiem wolnego dostępu do aborcji. Należy do grona autorów odrzuconej przez Kongres ustawy „Sanctity of Human Life Act and Right to Life Act”, ustalającej początek życia ludzkiego od poczęcia. Przez 13 lat swojej misji w Kongresie uparcie głosuje przeciw jakiemukolwiek finansowaniu ze środków publicznych zabiegów aborcyjnych.

Także w kwestii „małżeństw” homoseksualnych poglądy kongresmana są bardzo wyraziste. Jest on zadeklarowanym przeciwnikiem jakiejkolwiek formalizacji związków tej samej płci oraz nadania praw adopcyjnych homoseksualistom. Warto podkreślić, że Ryan dwukrotnie głosował przeciw ustawie określającej jakikolwiek napad na osobę homoseksualną jako akt nienawiści.

Ukłon w kierunku Tea Party

Od początku tegorocznej kampanii wyborczej podkreślałem w moich artykułach, że Mitt Romney jest postrzegany przez zadeklarowane środowiska konserwatywne społecznie i liberalne gospodarczo jako człowiek o zbyt giętkim kręgosłupie ideologicznym. Dlatego teraz uważam, że wybór mało znanego, ale jednocześnie bardzo konsekwentnego w swojej postawie kongresmana Paula Ryana jako partnera w wyścigu do Białego Domu jest znakomitą decyzją Romneya i jego doradców. Zaproszenie do wspólnej kampanii wyborczej reprezentanta zdecydowanej prawicy amerykańskiej było równoznaczne z przyłączeniem się Tea Party do obozu Romneya. Teraz lewica amerykańska ma się czego bać. Do boju rusza najbardziej konserwatywny i wolnorynkowy duet, jaki stawał do rywalizacji o Biały Dom od 1980 roku. Z tą tylko różnicą, że w 1980 roku o prezydenturę starał się aktor i były dziennikarz sportowy, a w tym roku zadanie to przypada bardzo sprawnemu przedsiębiorcy i znakomitemu ekonomiście z własnym doświadczeniem rynkowym.

REKLAMA