Afrykański socjalista po ojcu

REKLAMA

Wielokrotnie słyszałem opinie, że w moich tekstach przedstawiam Obamę w przesadnie krytycznym świetle, w sposób, na który ten przywódca nie zasługuje. Nie zgadzam się z takim poglądem. Uważam, że od początku tej prezydentury pisałem na nczas.com i w NCZ! o Obamie wyjątkowo łagodnie, licząc, że jego otoczenie polityczne będzie zdecydowanie hamowało zapędy prezydenta do ręcznego sterowania gospodarką. Myliłem się!

Barack Hussein Obama okazał się nieprzewidywalny nawet dla swojego obozu politycznego. To osobowość kacyka, który odziedziczył po swoim ojcu owo specyficzne spojrzenie na sprawy społeczne i gospodarcze ukształtowane przez pryzmat marksizmu w wydaniu afrykańskim.

REKLAMA

W 1965 roku Barack Obama senior opublikował w „East Africa Journal” artykuł pod znamiennym tytułem „Problemy, które nękają nasz socjalizm”. Wszystkich wielbicieli i przeciwników Obamy zachęcam do lektury tego tekstu, który był powielany wielokrotnie w internecie. Jego przesłanie ukazuje ogromne podobieństwa w sposobie myślenia ojca i syna. W swoim artykule dr Obama wyraża niezadowolenie, że rządy afrykańskie powołują się w swoich programach na koncepcje społeczeństwa i gospodarki socjalistycznej, ale w rzeczywistości nadal utrzymują kapitalistyczną formę władzy i odrzucają niemal całkowicie „osiągnięcia” systemu planowania centralnego. Dla doktora Obamy fundamentem i spoiwem nowych niepodległych gospodarek afrykańskich było zorganizowanie systemu planowo-rozdzielczego na wzór sowiecki. Ideologia ta trafiła na podatny grunt w Zimbabwe, Etiopii i Mozambiku, cofając całkiem sprawne postkolonialne gospodarki tych krajów do wczesnego neolitu.

Trzy dekady po ukazaniu się wspomnianego artykułu, który stał się manifestem politycznym doktora Obamy seniora, jego syn – początkujący aktywista społeczny ze stanu Illinois – wydał książkę pod tytułem „Dreams from My Father”. Należy zwrócić uwagę na ten tytuł. Jak słusznie zauważył w jednym ze swoich intrygujących tekstów Dinesh D’Souza, znany amerykański pisarz o poglądach konserwatywnych, tytuł dzieła Obamy nie brzmi „Dreams of My Father” („Marzenia mojego ojca”), lecz „Dreams from My Father”, co można interpretować jako „Opinie przejęte od mojego ojca”. Tym samym amerykański polityk dawał od początku do zrozumienia, że przyjmuje poglądy swego ojca bezwarunkowo jako własną wizję świata.

Ślepa wiara w poglądy ojca nie miała żadnego wspólnego mianownika z wizją murzyńskich bojowników o prawa obywatelskie w USA. Na tym polega owa subtelna różnica, która przejawiała się zadziwiającą niechęcią środowisk działaczy murzyńskich wobec Obamy. Także jako prezydent on jest traktowany w środowisku czarnoskórych Amerykanów jako człowiek spoza klanu. Jego książka, która stanowiła deklarację programową, nie była nawiązaniem do koncepcji równości głoszonych przez pastora Martina Luthera Kinga w czasie „Marszu na Waszyngton” w 1963 roku, ale stanowiła proklamację do budowy kompletnie obcego dla białych i czarnych Amerykanów społeczeństwa na wzór klanów postkolonialnej Afryki.

To nie kolor skóry, przynależność do Partii Demokratycznej czy uzależnienie od sponsorów politycznych czyniły z Obamy czyste zagrożenie dla przyszłości Ameryki, ale jego wyraziste poglądy, ślepo przejęte po ojcu i jawnie ogłoszone opinii publicznej. Dinesh D’Souza uważa, że wyznanie ślepej wiary w poglądy ojca czyni Baracka Obamę juniora osobą szczególnie niebezpieczną dla losów Ameryki i społeczeństw zachodnich. Klucz do działań destabilizujących amerykańską gospodarkę jest zawarty w artykule ojca z 1965 roku.

„Czy to Afrykańczyk jest właścicielem swojego państwa? Jeżeli jest, to dlaczego nie ma on kontrolować ekonomicznych środków wpływających na wzrost tego państwa?” – pytał retorycznie kenijski socjalista. I z charakterystyczną pewnością siebie odpowiadał: „Musimy usunąć potężne struktury wzniesione poprzez nadmierne gromadzenie, tak by to nie tylko nieliczne jednostki kontrolowały znakomitą większość środków – co ma miejsce obecnie”.

Znamienne, że wspominając te słowa, przyszły prezydent USA pisał: „Głos mojego ojca mimo to pozostaje wyraźny, inspirujący, upominający, udzielający lub wstrzymujący aprobatę. Nie pracujesz wystarczająco ciężko, Barry. Musisz pomóc w walce swojego narodu. Zbudź się, czarny człowieku!”.

Pokłosie poglądów doktora Obamy łatwo odnaleźć w decyzjach strategicznych 44. prezydenta USA: zwiększył zadłużenie publiczne do rekordowej sumy 14,3 biliona dolarów oraz – jak zwraca uwagę Dinesh D’Souza – „rozszerzył kontrolę władz federalnych na kredyty hipoteczne, inwestycje banków, opiekę zdrowotną, motoryzację i sektor energetyczny”. Czy ktoś ma wątpliwości, że człowiek ten jest ogarnięty wewnętrzną nienawiścią do kultury zachodniej?

Przypomnijmy sobie zeszłoroczny katastrofalny wyciek ropy naftowej Zatoce Meksykańskiej. Jakie były pierwsze słowa prezydenta w oświadczeniu wydanym w dniu, kiedy wody terytorialne USA spotkała jedna z największych tragedii ekologicznych? Obama miał pretensje do Amerykanów, że konsumują oni 20% światowego wydobycia, podczas gdy ich własne zasoby stanowią około 2% globalnych zapasów. Jego wypowiedź i działania wskazują, że świadomie szkodzi on interesom własnego kraju.

W 2010 roku wydał na przykład polecenie aby U.S. Export-Import Bank zaproponował brazylijskiej firmie naftowej Petrobras 2 miliardy dolarów w pożyczkach z budżetu skarbu państwa. Ta pożyczka miała na celu sfinansowanie odwiertów w Basenie Santos niedaleko Rio de Janeiro. Amerykanie z własnych podatków wspomogli firmę konkurującą z ich firmami narodowymi. Czy takie postępowanie nie ma charakteru dywersji i nie jest uzasadnione wiarą w walkę z neokolonializmem, tak bardzo postulowaną przez Obamę seniora?

(źródło: NCZ! 2011)

REKLAMA