Euro to pętla na szyi Słowacji. Coraz więcej osób chce powrotu do korony!

REKLAMA

Na Słowacji coraz częściej słyszy się głosy nawołujące do wyjścia tego kraju ten ze strefy euro i powrotu do korony. Wielu ekonomistów jest zdania, że Słowacja, uczestnicząc w programach ratowania bankrutów ze strefy euro, sama popada w kłopoty finansowe.

Nie są to bynajmniej głosy nowe. Już przed dwoma laty przewodniczący parlamentu i lider koalicyjnej partii Wolność i Sprawiedliwość, Ryszard Sulik, oświadczył, że nadszedł czas, aby Słowacja przestała ślepo wierzyć Brukseli i przygotowała plan B, zakładający powrót do słowackiej korony. Wiadomo jednak, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Ówczesny koalicyjny rząd nie chciał słuchać Sulika, zostawiając pasztet swemu następcy, czyli gabinetowi Roberta Ficy. Ten nie skorzystał z rady Sulika i w Bratysławie zaczęły się schody. Zamiast pogłębiać liberalne reformy rząd zaczął szukać pieniędzy w kieszeni podatników.

REKLAMA

Chcąc pozostać w strefie euro i spełnić wymogi paktu fiskalnego, nakładającego na jej członków określone obowiązki, Słowacja musi ograniczyć deficyt sektora finansów publicznych z 4,8 proc. PKB w ub. roku do 3 proc. PKB w roku przyszłym. Do 2014 roku Słowacja ma wpłacić do funduszu ratunkowego strefy euro 660 mln euro i udzielić gwarancji kredytowych na 5,1 mld euro. Według ostrożnych szacunków ministerstwa finansów, spowoduje to spowolnienie wzrostu PKB w 2013 roku o 0,04 procent. Krótko mówiąc: uczestnictwo swego kraju w strefie euro boleśnie odczuje też wielu Słowaków, którym fiskus głębiej niż dotąd zajrzy do kieszeni.

Już 18 czerwca br. gabinet Roberta Ficy opublikował listę rozwiązań mających spełnić fiskalny dyktat Brukseli. Znaczna część z 22 jej punktów zakładała zwiększenie obciążeń finansowych. Mają one dotknąć nie tylko firmy, ale i więcej zarabiających obywateli – poprzez wprowadzenie progresji podatkowej i odejście od dotychczas obowiązującego podatku liniowego. Bardziej obciążone mają być firmy z sektora energetycznego czy telekomunikacyjnego, co też uderzy po kieszeni szarych obywateli. Wzrosną ceny paliw, prądu, połączeń telefonicznych czy koszty udzielania pożyczek.

Na początku sierpnia br. słowacki parlament zatwierdził także reformę systemu emerytalnego, która dopełnia jego „oszczędnościowe” działania w zakresie finansów publicznych. Ogranicza ona rolę sektora prywatnego w sprawach socjalnych i dąży do powrotu do jednego państwowego funduszu ubezpieczeń zdrowotnych i znacznego ograniczenia roli dwóch funduszy prywatnych, w których konta ma 1,5 mln ubezpieczonych. Zdaniem Roberta Ficy, obecny system emerytalny przynosi straty sięgające 900 mln euro rocznie, a stopa zwrotu z oszczędności w drugim filarze jest niższa od inflacji. Krytycy zmian w systemie twierdzą natomiast, że rząd najzwyczajniej dybie na składki ubezpieczonych, które obecnie – zamiast do państwowego molocha – trafiają na konta prywatnych funduszy. Reforma emerytalna zakłada, że od 2017 roku wiek emerytalny będzie się przesuwał wraz ze wzrostem średniej oczekiwanej długości życia. Obecnie wynosi on 62 lata dla kobiet i mężczyzn.

(więcej w NCz! 38/2012 – dostępny tutaj jako e-wydanie)

REKLAMA