Łepkowski: Czarny scenariusz dla USA

REKLAMA

Wszyscy antysocjaliści i antykomuniści na świecie liczą w tym roku na klęskę wyborczą Baracka Obamy. Przegrana obecnego prezydenta byłaby wyraźnym sygnałem, że najbogatsze i najpotężniejsze państwo świata, jakim są Stany Zjednoczone Ameryki, zakończyło swój krótki eksperyment z socjalizmem w stylu afrykańskim. Ale nadzieja bywa matką głupich. Co się stanie, jeżeli przez kolejne cztery lata najbogatszym krajem naszej planety nadal rządzić będzie człowiek przekonany, że Ameryka jest centralą światowego imperializmu, neokolonializmu i zniewolenia narodów Trzeciego Świata?

Taką wizję czterech kolejnych lat katastrofalnej polityki lewicowej obecnego gospodarza Białego Domu przedstawia najnowszy film dokumentalny konserwatywnego producenta Geralda Roberta Molena. Dokument – wzorowany w swojej stylistyce na filmach reportażowych serii „Frontline”, produkowanych dla stacji PBS, czy paradokumentach filmowych w reżyserii Michaela Moore’a – podbija amerykańskie kina. Obecnie znajduje się na dziewiątym miejscu najchętniej oglądanych filmów w USA.

REKLAMA

Kto jest autorytetem dla Obamy?

Autorem i współreżyserem dokumentu jest 51-letni przewodniczący nowojorskiego The King’s College, konserwatywny publicysta pochodzenia indyjskiego – Dinesh D’Souza. Dwa lata temu napisałem obszerny artykuł do tygodnika „Najwyższy CZAS!” o książce tego autora zatytułowanej „The Roots of Obama’s Rage” („Korzenie wściekłości Obamy”). W książce tej Dinesh D’Souza przedstawił prawdziwe opinie 44. prezydenta USA na otaczającą go rzeczywistość. Odwołując się do artykułów prasowych napisanych przez ojca obecnego prezydenta USA, jego listów, zapisków pamiętnikarskich oraz wspomnień ludzi z jego otoczenia, Dinesh D’Souza doszedł do wniosku, że Barack Obama junior bezkrytycznie przyjął po swoim ojcu większość jego poglądów.

Zresztą sam Obama junior nigdy nie ukrywał swojej bezwarunkowej wierności poglądom ojca. Jeszcze jako lokalny działacz społeczny w Chicago zaczął pisać książkę będącą manifestem politycznym, którą opublikował w 1995 roku pod znamiennym tytułem „The Dreams from my father”. Kilka lat później, już jako senator ze stanu Illinois i kandydat do najwyższego urzędu w państwie, wydał poprawioną wersję tej książki, usuwając z niej niektóre zbyt radykalne poglądy. Jednak książką tą udowodnił, że traktuje światopogląd nigdy nie spotkanego ojca jako własny. Oczywiście nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że poglądy ojca obecnego prezydenta niewiele różnią się od poglądów Fidela Castro, Hugo Chaveza, Roberta Mugabego czy Nelsona
Mandeli.

Cieszący się rosnącą popularnością wśród amerykańskiej widowni film „2016 – Ameryka Obamy” przedstawia szereg wywiadów i wypowiedzi ludzi z otoczenia Obamów, które wskazują, jak znaczący był wpływ poglądów ojca na pierwsze decyzje 44. prezydenta USA. Swoje rozważania nad prezydenturą Obamy zaczyna D’Souza od doświadczeń imigracyjnych własnej rodziny. Tym samym wskazuje, że dokument ten nie jest dziełem białych konserwatystów zamieszkujących Amerykę od wielu pokoleń, ale opowieścią syna kolorowego imigranta z Indii o synu innego kolorowego imigranta, którego poglądy na świat mogą być całkowicie odmienne.

Czarni rasiści i kryptokomuniści

Pierwsza część filmu Dinesha D’Souzy skupia się na drodze Obamy do Białego Domu. Jest ona przypomnieniem niezwykle smutnego faktu, że obecny prezydent niemal zawsze otaczał się ludźmi nienawidzącymi Ameryki, czarnoskórymi rasistami lub kryptokomunistami. Dla obecnego przywódcy USA to nie wizja polityczno-społeczna Johna Adamsa, Benjamina Franklina, Alexandra Hamiltona, Johna Jaya, Thomasa Jeffersona, Jamesa Madisona czy George’a Washingtona była wyznacznikiem jego działań jako głowy państwa. Obama uznaje innych „ojców założycieli” – „nowej Ameryki”. Wśród bardzo wielu wymienić wystarczy jedynie: kryptokomunistę Franka Marshalla Davisa; pastora-rasistę Jeremiaha Wrighta, wznoszącego modły za upadek USA; Billa Ayersa, współzałożyciela The Weather Underground – najbardziej bandyckiej i radykalnej organizacji komunistycznej w USA, odpowiedzialnej za zamachy bombowe na budynki federalne w latach 60. i 70. XX wieku; radykalnie lewicowego pisarza palestyńskiego Edwarda Wadie Saïda czy brazylijskiego lewaka – profesora Roberto Ungera, nauczyciela akademickiego Baracka Obamy.

Przyglądając się tym ludziom, których sam Obama określa jako wielkie autorytety, mające wpływ na jego światopogląd, D’Souza buduje portret psychologiczny prezydenta.

Obama był otoczony od najmłodszych lat nie tylko skrajnym lewactwem, radykałami nienawidzącymi wolności słowa i wolnego rynku, ale przede wszystkim ludźmi, którzy uważają cywilizację zbudowaną przez Europejczyków za największe zło w dziejach. Stąd też w swoim dokumencie filmowym D’Souza podkreśla ze szczególną precyzją te poglądy, które Obama senior wyrażał pod adresem kolonializmu i Imperium Brytyjskiego. To bardzo ważne, żebyśmy sobie uświadomili, iż Barack Obama senior był przez większość życia jednocześnie obywatelem tegoż Imperium, jak i jego zaciekłym wrogiem. Dopiero w 1963 roku zamienił cenny paszport brytyjski na nic nie wart paszport kenijski. Niegdyś kwitnąca gospodarczo i cywilizacyjnie Brytyjska Afryka Wschodnia, podzieliwszy się na Kenię i Ugandę, stała się obszarem, który pod rządami ludzi pokroju Obamy seniora wrócił do kulturowego i gospodarczego paleolitu. Jeżeli dobrze wsłuchamy się w komentarze Dinesha D’Souzy, usłyszymy, że takie samo niebezpieczeństwo grozi Ameryce wydanej na pastwę człowieka, który programowo nienawidzi fundamentów wolnościowych leżących u jej podstaw.

Prawdziwa twarz Obamy

Film „2016 – Ameryka Obamy” musiał zaboleć pierwszą rodzinę Ameryki. Podczas wystąpienia na Narodowej Konwencji Partii Demokratycznej w Charlotte, stolicy Karoliny Północnej, swoją wściekłość na ten dokument okazała w sposób jasny i dobitny Michelle Obama. Co prawda żona prezydenta ani razu nie wspomniała z imienia i nazwiska Mitta Romneya, ale za to wielokrotnie, bardzo aluzyjnie odnosiła się do filmu Dinesha D’Souzy, twierdząc, że jedyne wartości, jakimi kieruje się w swojej pracy jej mąż, to wartości sformułowane przez Ojców Założycieli Ameryki.

Podobno lewackie filmy paradokumentalne Michaela Moore’a doprowadzały najbardziej do wściekłości matkę prezydenta George’a W. Busha – Barbarę Bush – i jej synową Laurę Bush. Dzisiaj Demokraci muszą odczuwać podobną gorycz i rozdrażnienie, oglądając ostre jak żądło szerszenia dzieło Dinesha D’Souzy. Tym bardziej że swoje opinie buduje D’Souza na bazie wywiadów z ludźmi, którzy znajdowali się lub znajdują się w bezpośrednim otoczeniu Baracka Obamy. W filmie możemy więc usłyszeć wypowiedzi czarnoskórego publicysty Shelby’ego Steele’a, emerytowanego profesora psychologii Paula Vitza, antropologa Alice Dewey, politologa Paula Kengora, brata prezydenta – George’a Obamy, wujka prezydenta – Josepha Ojiru, historyka Daniela Pipesa, kontrolera generalnego USA Davida Walkera czy ciotki prezydenta – Sary Obamy. Ciekawe, że ludzie ci, kiedy pozwala im się swobodnie mówić do mikrofonu, zaczynają opowiadać rzeczy i sprawy, które gospodarz Białego Domu najchętniej zamiótłby pod dywan.

„2016 – Ameryka Obamy” jest więc nie tylko filmem dokumentalnym przedstawiającym sylwetkę pierwszego polityka kraju, ale przede wszystkim jest poważnym ostrzeżeniem, że człowiek ten niczym janczar podlegał od dzieciństwa silnej indoktrynacji otoczenia o radykalnie marksistowskich poglądach, będącej zlepkiem opinii daleko bardziej lewicowych, niż by się wydawało nawet naszym rodzimym socjalistom.

Lata dzieciństwa na Hawajach i w Indonezji, a później młodość i studia w środowisku przesiąkniętym kosmopolityzmem, marksizmem, feminizmem, antyamerykanizmem, antykapitalizmem i innymi niezwykle szkodliwymi nurtami myślowymi, ukształtowały twardy trzon światopoglądu obecnego prezydenta USA. Nawet środowiska murzyńskie – wywodzące się zarówno z pacyfistycznego ruchu pastora Martina Luthera Kinga, jak i radykalnych kręgów z gatunku dawnych Czarnych Panter – spoglądają na obamowską wizję Ameryki z nieukrywaną obawą.

W filmie przewijają się liczne cytaty ze wspomnianej książki autobiograficznej Obamy. O tym, jak wiele z nich zapomnieliśmy lub nigdy nie słyszeliśmy, świadczy wrażenie, jakie robią na widzach. A przecież są one dowodem na sposób widzenia światowego porządku przez tego człowieka. Nie są to myśli głębokie. Nie stanowią też potwierdzenia, w co tak naprawdę Obama wierzy. To myśli zakompleksionego Mulata, zasmuconego faktem, że tak naprawdę nigdy nie będzie należeć ani do kultury białego, ani czarnego człowieka. Wskazuje na to choćby zdanie: „I wtedy [w młodości] zacząłem dostrzegać mapę nowego świata, który był przerażający w swojej prostocie i duszący w interpretacji. Graliśmy zawsze na dworze białego człowieka – powiedział mi Ray – i zawsze na zasadach tylko przez niego ustalonych”.

Innymi słowy: dzisiejszy przywódca państwa, w którym ponad 70 proc. ludności stanowią ludzie pochodzenia europejskiego, zarzuca rasie białej swoją agresywną dominację nad resztą ludzi na świecie. Zadziwiające jest, że to właśnie ten element światopoglądu Obamy reżyser Dinesh D’Souza – ciemnoskóry syn imigrantów z Indii – traktuje jako cechę szczególnie niebezpieczną.

Hinduski reżyser dostrzega w drugiej kadencji Obamy wyraźne zagrożenie dla porządku świata i Ameryki. Jeżeli bowiem pierwsze cztery lata prezydentury były jedynie populistycznym preludium do zbliżającej się rewolucji, to następne cztery lata będą próbą jej realizacji zgodnie z „marzeniami” ojca obecnego prezydenta.

Dochodowy dokument

Filmy dokumentalne zazwyczaj nie mają szans w rankingach popularności z fabularnymi produkcjami hollywoodzkimi. Tymczasem jak na film dokumentalny „2016 – Ameryka Obamy” cieszy się od początku dużym zainteresowaniem szerokich kręgów społeczeństwa amerykańskiego, stając się dochodowym hitem sezonu letniego. W dniu prapremiery tego filmu w Houston producenci zarobili na czysto 32 tysiące dolarów. W sierpniu film trafił do 1091 kin w USA. Oficjalny zysk do 25 sierpnia br. wyniósł 20,5 miliona dolarów, co czyni obraz piątym najbardziej dochodowym filmem dokumentalnym o problematyce politycznej w historii.

Oczywiście film musiał spotkać się z natychmiastową krytyką mediów lewicowych. „The New York Times” przylepił piórem Andy’ego Webstera etykietkę obrazu generalnie „ostrego”, ale też w niektórych sprawach silnie naciąganego. Jako przykład takiego naciągania opinii widza podawany jest wywiad z bratem przyrodnim prezydenta – George’em Obamą, który pracuje jako aktywista społeczny w slumsach Nairobi. W opinii „New York Timesa”, padające w filmie pytanie D’Souzy: „Obama nie zrobił nic, aby ci pomóc?” jest nachalne i chamskie. Ja uważam, że odzwierciedla ono jedynie prawdę – niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy nie. Zresztą przyrodni brat prezydenta odpowiada na te słowa najlepiej, jak można: „Brat dba o mnie, bo jestem przecież częścią świata” – czym drwi sobie z prezydentury amerykańskiej jako „przywództwa całego świata”.

Prawicowy publicysta Dinesh D’Souza może być jednak zmartwiony dość chłodną reakcją na jego dzieło ze strony mediów prawicowych. „Washington Post” określił ten film jako „śliski informacyjnie”, a „The Arizona Republic” nazwała go „dziełem Michaela Moore’a, pozbawionym jednak jego humoru”. Inni recenzenci w większości powielają opinię Joe Leydona z magazynu „Variety”, który nazwał dzieło D’Souzy „obrazem, z którego spada lawina teorii spiskowych wspartych domorosłymi rozważaniami o psychologii i wpływie zasłyszanych w młodości poglądów na psychikę dzieci”.

Dlaczego więc film ten mimo wielu niekorzystnych opinii jest tak ważnym wydarzeniem w tegorocznej kampanii wyborczej? Ponieważ, niezależnie od mniej lub bardziej udanej formy narracji, ukazuje Obamę takim, jakim jest on w rzeczywistości. To także bardziej ostrzeżenie przed rządami tego polityka niż krytyka jego osobowości. Istotne jest, że film ten spotkał się z wielkim zainteresowaniem Amerykanów i może przyczynić się do kilkuprocentowego spadku popularności Obamy. A to byłby już znaczący sukces!

REKLAMA