Wielomski: Ekolodzy są jak arbuzy. Z wierzchu zieloni w środku czerwoni!

REKLAMA

Boję się ostatnio włączać telewizor, gdyż niezależnie od tego, na który kanał bym go przełączył, wałkowany jest tam temat tzw. globalnego ocieplenia. Gdyby tak z powagą słuchać tego ekologicznego bełkotu, od razu należałoby wyrzucić kożuchy i jesionki jako rzeczy zupełnie zbędne w najbliższej przyszłości. Przecież przemieniamy się w wyschniętą pustynię. Dlaczego? Dlatego że używamy elektronicznego czajnika i tradycyjnych żarówek…

Ktoś może powiedzieć, że nie powinienem odzywać się w kwestii ocieplenia klimatycznego, ponieważ brak mi odpowiedniego wykształcenia, aby wypowiadać się w tej trudnej kwestii. Na pytanie to jednak łatwo odpowiem: 99,8% wypowiadających się w tej sprawie nie posiada jakiegokolwiek wykształcenia w tym względzie, a pozostałe 0,2% mające odpowiednie wykształcenie przeważnie mówi o całym problemie z lekceważeniem. Obserwacja tej jałowej dysputy daje proste wnioski. Na alarm biją przede wszystkim osoby z wykształceniem humanistycznym, podczas gdy oficjalne ośrodki zajmujące się tzw. naukami o Ziemi zachowują wobec tej debaty duży sceptycyzm, wskazując, że ocieplenia i ochłodzenia klimatu są czymś całkowicie normalnym i związanym z faktem, że ziemia nie orbituje wokół słońca po idealnym okręgu, lecz po elipsie, a jeszcze konkretniej: po licznych elipsach, które powtarzają się co ileś stuleci i tysiącleci.

REKLAMA

Ziemia ma na swoim koncie kilka wielkich zlodowaceń i ociepleń i pewnie jeszcze kilka takich zaliczy, chyba że przyjdzie jakiś lewak i przy pomocy nieznanych nam jeszcze sił zmieni jej trajektorię. Mam tylko nadzieję, że owa korekta nie zakończy się oderwaniem od przyciągania przez Słońce i wystrzeleniem nas w bezpowrotny kurs na Drogę Mleczną. W ten sposób lewica zakończyłaby historię ludzkości, mając – tradycyjnie – szlachetny zamiar melioracji naszego życia. We wczesnym Średniowieczu na południu naszego kraju uprawiano winorośl i produkowano wino. Potem klimat się ochłodził, a winorośl przestała rosnąć. Po 1000 lat mamy odwrotny trend. Nie widzę w tym nic dziwnego i żądam od sekt ekologicznych jasnych dowodów naukowych, że ocieplenie to ma znaczący związek z działalnością człowieka.

Jakiś ekspert wyraził w telewizji słuszną myśl, że wiara w to, iż człowiek jest w stanie zmienić klimat jest niczym innym jak tylko przejawem ludzkiej pychy. Tak, w grzechu pychy lewica zawsze przodowała, a pierwsi rewolucjoniści zostali opisani w Księdze Rodzaju. Szatan był ich Pankracym.

Dawno już zauważono, że ekolodzy przypominają arbuzy: z wierzchu są zieloni, a po przekrojeniu są zupełnie czerwoni. Przydałoby się parę dni wolnego czasu, aby poszperać po stronach internetowych głównych organizacji ekologicznych i wypisać nazwiska ich przywódców i ekspertów. Następnie trzeba by te nazwiska wrzucić w wyszukiwarkę. Jestem prawie pewien, że wiele z nich będzie miało swoją długą historię w rozmaitych lewacko-marksistowskich organizacjach, sektach prawo-człowieczych, organizacjach homosiowych, feministycznych, antyglobalistycznych itd. Po upadku komunizmu w 1989 roku ludzie ci zostali jak sierotki po Włodzimierzu Iljiczu i musieli gdzieś znaleźć pole dla dalszej działalności w obliczu bankructwa ideologii socjalizmu. Przecież nie poszli do normalnej pracy! Najpierw zaangażowali się w ruch antyglobalistyczny, ten jednak wyraźnie zaczyna zamierać, więc teraz przerzucili się na „ekologię socjalistyczną”.

Logika jest prosta: jeśli nie udało się obalić kapitalizmu w zrywie rewolucyjnym, to trzeba go powoli podpiłowywać, korzeń po korzeniu, jako „truciciela” odpowiedzialnego za „wymieranie wielorybów” i poszerzanie się Sahary w Afryce. Lewak chyba autentycznie nie wierzy, że prawa natury, w tym klimatu, mogłyby być silniejsze niż kreacjonistyczna działalność człowieka. Ekologiczni socjaliści znaleźli w tym względzie znakomitego sojusznika. Mamy tu do czynienia z prawdziwym internacjonalistycznym sojuszem lewicowych ekologów z „burżuazją”. Czegoż chce „burżuazja”? Bogaci boją się zawsze tego samego: konkurencji. Jak najprościej skasować tanią, depczącą po piętach konkurencję z krajów Trzeciego Świata? A groźna to konkurencja, bo i socjalizm tam mniejszy, i podatki niższe, i płace skromniejsze. Jak ją skasować? Wprowadzić limity na emisję CO2. Nawet jeśli kraje Trzeciego Świata będą chciały się rozwijać, to nie będą mogły, gdyż uprzemysłowienie jest niemożliwe bez zatrucia środowiska, przynajmniej w pewnym stopniu. Bogate kraje same sobie powyznaczają „limity” emisji CO2 i w ten sposób zabezpieczą swoją supremację przemysłową nad biedotą z Południa.

Zachodnie, zetatyzowane i przeżarte przez socjalizm gospodarki prawie się nie rozwijają, więc raz wyznaczone limity będą im pasowały na wiele lat. A biedne kraje Afryki i Azji pozostaną nędzarzami. Bogaty i socjalistyczny Zachód od czasu do czasu zrobi łaskawie zrzutkę na „głodne dzieci” w Mauretanii czy Kongu i problem będzie pozornie rozwiązany. Szkoda mi tylko ekologii. Przecież myśl, że miasto, hałas, dym fabryczny, spaliny to nie jest świat, w którym Bóg stworzył człowieka, jest poglądem dogłębnie tradycjonalistycznym, prawicowym, wręcz kontrrewolucyjnym.

Szlachetna idea harmonijnego współżycia człowieka z przyrodą została przechwycona przez ideologicznych sekciarzy, którzy przekształcili ją w polityczną armatę skierowaną przeciwko naturalnym zasadom ekonomii. Przecież to nie oni, to ja jestem prawdziwym ekologiem. Chodzę na spacery do lasu, biegam z psem po trawie. Kocham naturalny świat w jego naturalnym pięknie. Nigdy by mi jednak nie przyszło do głowy, żeby filozofię przyrody przekształcić w ideologię przyrody, z której można zrobić narzędzie rewolucji. Ale lewica już tak ma – nie ma sfery życia, której nie można upolitycznić. W Związku Sowieckim nawet muzyka Szostakowicza była traktowana jako „kontrrewolucyjna”. Dlaczego więc lewactwo nie mogłoby spojrzeć na drzewo z perspektywy ideologicznej?

(źródło: NCZ! 2009; publikujemy w ramach cyklu tekstów archiwalnych, które nie poddały się upływowi czasu i prezentują “ostre”, często kontrowersyjne poglądy naszych Autorów)

REKLAMA