Cukiernik: Najpierw rabowanie, potem marnowanie

REKLAMA

Amerykańskie państwo opiekuńcze jest znacznie większe niż się powszechnie uważa. Z analizy waszyngtońskiego Instytutu Katona wynika, że polityka rozwijania państwa socjalnego, która pochłania niewyobrażalną kwotę prawie 1 biliona dolarów rocznie, zakończyła się klęską.

Jak pisze Michael Tanner, tylko w 2011 roku wydatki amerykańskiego rządu federalnego na 126 różnych programów walki z ubóstwem przekroczyły 668 mld US$. Dodatkowo wydatki władz stanowych i lokalnych na te cele wyniosły 284 mld US$, co oznacza łączną sumę na poziomie 952 mld US$! To 6,3 procenta PKB Stanów Zjednoczonych i mniej więcej wartość dwuletniego produktu krajowego brutto Polski lub inaczej 10-u tegorocznych budżetów państwa polskiego. Dla porównania, całkowity budżet USA na obronność, włączając w to wydatki na wojny w Iraku i Afganistanie, wynosi w tym roku 685 miliardów US$. Dodatkowo państwowe wydatki z tytułu ubezpieczeń emerytalnych i osób niepełnosprawnych (Social Security) wynoszą w tym roku prawie 779 mld US$ – co autor raportu pomija.

REKLAMA

Oznacza to, ze na biedną osobą w USA w 2011 roku przypadała 20 610 US$, a na biedną rodzinę – średnio 61 830 US$ wydatków socjalnych. Jak pisze Tanner, wydatki na cele socjalne w USA rosły za prezydentury Jerzego W. Busha i eksplodowały za prezydenta Baraka Obamy. Odkąd urząd objął przywódca z Partii Demokratycznej, wydatki federalne na państwo opiekuńcze zwiększyły się aż o 41 procent, czyli o ponad 193 mld US$. Dla porównania, uwzględniając inflację, w 1965 roku całkowite wydatki na cele socjalne amerykańskich władz na wszystkich poziomach wynosiły 256 mld US$, czyli niecałe 27 procent aktualnej sumy. Inaczej mówiąc, wydatki te zwiększyły się z 2,19 procenta PKB do 6 procent PKB obecnie. Przeliczając na biedną osobę – urosły aż o 651 procent!

Jakie są skutki tych wydatków?

Wzrost ilości Amerykanów żyjących w biedzie (należy jednak przyjąć do wiadomości, że bieda biedzie nierówna i co innego będzie to słowo oznaczało w USA, co innego w Polsce, a co innego w Malawi) do 15,1 procenta, czyli do najwyższego poziomu od niemal dekady! Oznacza to, że ponad 46 milionów Amerykanów żyje w ubóstwie. Choć najnowsze dane, uwzględniające różnice w dochodach w różnych stanach, mówią, że w niedostatku żyje aż 16 procent Amerykanów! Mimo prawie 15 bilionów US$ wydanych na cele socjalne (około 12 bilionów US$ rząd federalny i około 3 biliony US$ władze stanowe i lokalne) od czasów prezydentury Lyndona Johnsona, który w 1964 roku zadeklarował wojnę z biedą, aktualny poziom ubóstwa w USA jest podobny do tego, jaki był w tamtych czasach, prawie pół wieku temu. Od tamtej pory poziom biedy nigdy nie spadł poniżej 10,5 procenta.

Większość ze 126 programów pomocowych dostarcza pieniądze, jedzenie, mieszkania, edukację czy opiekę medyczną dla osób o niskich dochodach. Pozostałe programy skupiają się na pomocy dla całych biednych społeczności, takich jak migranci zarobkowi czy bezdomni. Na przykład istnieją 33 programy mieszkaniowe, prowadzone przez cztery różne departamenty. Obok siebie funkcjonuje 21 programów żywnościowych, administrowanych przez trzy różne departamenty i jedną niezależną agencję, których celem jest dostarczanie jedzenia lub pomocy na zakup pożywienia. Działa 8 różnych programów opieki medycznej, zarządzanych przez pięć różnych agencji. Oczywiście to się ciągle zmienia – władze w Waszyngtonie likwidują jedne programy i agencje, by powoływać do życia inne. Tylko w ciągu ostatniej dekady amerykańscy urzędnicy stworzyli ponad 100 programów, których celem była walka z ubóstwem. Do tego dochodzą programy i agencje kreowane przez władze stanowe i lokalne.

Co to są za programy?

W 2011 roku największym federalnym programem socjalnym w USA był Medicaid, dostarczający opiekę medyczną dla biednych, który miał budżet na poziomie 228 mld US$. Drugi był Program Pomocy Uzupełniającego Odżywiana (The Supplemental Nutrition Assistance Pro­gram – tzw. „znaczki żywnościowe”), który kosztował podatników prawie 75 mld US$. Z Medicaid korzystało 49 milionów biednych Amerykanów, a jak podało Kongresowe Biuro Budżetowe, około 45 milionów Amerykanów, czyli prawie 15 procent populacji, korzysta aktualnie ze znaczków żywnościowych, co jest rekordem w całej historii Stanów Zjednoczonych (wzrost o 70 procent od 2007 roku, kiedy zasiłek ten pobierało 26 milionów Amerykanów). Trzeci największy program socjalny (Earned Income Tax Credit) to tzw. „kredyt podatkowy”, który kosztuje amerykańskich podatników 55 mld US$, a korzysta z niego 27 milionów gospodarstw domowych o niskich dochodach. Dwa kolejne programy: emerytalny dla osób, które nie kwalifikują się do normalnego systemu emerytalnego Social Secutity oraz stypendia studenckie pochłaniają odpowiednio 43,7 mld US$ i 41 mld US$. Wśród mniej ważnych można wymienić między innymi: program dotacji do rachunków za ogrzewanie lub chłodzenie domów (4,7 mld US$), Program Śniadań Szkolnych (2,9 mld US$), Program Dystrybucji Żywności do Rezerwatów Indian (97 mln US$), Program Edukacji dla Bezdomnych Dzieci i Młodych (63,7 mln US$), program dotacji do remontów domów dla biednych (53,7 mln US$), program czasowych mieszkań dla młodych bezdomnych (39,3 mln US$) czy program edukacyjny dla emigrantów (19,9 mln US$).

W 2011 roku co najmniej 106 milionów Amerykanów korzystało z przynajmniej jednego z tych programów socjalnych. Nie ma się co dziwić, skoro na dodatek w ostatnim czasie poluzowano reguły przyznawania różnej pomocy, na przykład jeśli chodzi o znaczki żywnościowe, co powoduje, że wiele osób otrzymuje wsparcie, które im się nie należy. Dostają je nawet rodziny, których dochód wynosi 200 procent kwoty dochodu, która określa poziom ubóstwa. Na dodatek władzom stanowym nie opłaca się redukować liczby ludzi biednych, bo wtedy otrzymują mniejsze dofinansowanie federalne.

Płatności rządowe, włączając w to należności socjalne dla klasy średniej, mają wartość ponad jednej trzeciej wszystkich płac w Stanach Zjednoczonych. Co gorsza, jeśli do tego wliczyć płace pracowników państwowych, to ponad połowa Amerykanów otrzymuje znaczną część swoich dochodów od rządu! USA stały się krajem, w którym coraz więcej ludzi czeka na rządową pomoc.

Dane statystyczne

pokazują, że polityka państwa opiekuńczego nie sprawdziła się. Od 1965 roku poziom ubóstwa w USA, mimo znacznie zwiększających się wydatków na cele socjalne, jest mniej więcej stały. Jedyny spadek poziomu biedy nastąpił w latach 90. XX wieku, gdy zawężano możliwość ubiegania się o pomoc socjalną. I od 2006 roku poziom ubóstwa zaczął rosnąć, gdy znacznie zwiększono wydatki socjalne. Co ciekawe, badania pokazują, że programy socjalne były bardziej efektywne przed zwiększeniem ich wydatków. Jak zauważył w książce „Bez korzeni” Karol Murray, który przez wiele lat zajmował się problemem biedy w Stanach Zjednoczonych, „liczba ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa przestała zmniejszać się w okresie, gdy środki budżetowe, którymi dysponowały programy pomocy socjalnej, i tempo wzrostu wysokości tych środków były najwyższe”. Z kolei Jerzy Gilder pisze w książce „Bogactwo i ubóstwo”, że pomoc społeczna nie likwiduje negatywnych zjawisk, którym miała przeciwdziałać, a jest wręcz odwrotnie, prowadzi do uzależnienia: „im więcej federalnej pomocy udziela się bezrobotnym, rozwiedzionym, zboczeńcom, oraz marnotrawcom, tym bardziej powszechne staną się wady, tym bardziej alarmujący będzie zakres załamania społecznego”. Warto też zacytować Jana Fijora, który 14 lat temu pisał na tych łamach: „polityka podatkowa państwa [opiekuńczego] zniechęca obywateli do bycia aktywnymi, energicznymi, ambitnymi i pracowitymi, a zachęca do bycia leniwym, biernym, miernym, do bycia wiecznie potrzebującym”. Samo istnienie pomocy społecznej powoduje, że wiele osób „dostosowuje się” do urzędniczych warunków, by taką pomoc wyłudzić.

Autor raportu, opublikowanego przez Instytut Katona, zauważa jeszcze jedną niezwykle istotną rzecz: na programach socjalnych korzystają nie tylko osoby biedne, ale także inne grupy społeczeństwa, które do biednych nie należą: pracownicy socjalni, biurokraci, którzy zarządzają programami socjalnymi czy przedsiębiorcy i lekarze, którzy bezpośrednio dostarczają za pieniądze podatników pomoc biednym. To im w znacznej mierze zależy na tym, by programy socjalne nigdy nie były likwidowane, a państwowe wydatki socjalne z roku na rok były coraz wyższe.

Co gorsza, programy socjalne nie zwalczają biedy, tylko powodują, że jest ona bardziej wygodna. Dostarczają ludziom żyjącym w ubóstwie jedzenie, schronienie i pomoc medyczną. Nie dają im narzędzi, które pozwoliłyby im wyjść z niedostatku. Zdaniem Tannera są trzy elementy, które zapewniają, że nie będzie się biednym: 1) ukończenie szkoły; 2) niezachodzenie w ciążę poza małżeństwem oraz 3) posiadanie pracy. Ludzie wykształceni łatwiej mogą wyjść z biedy. Dzieci urodzone w niepełnej rodzinie mają cztery razy większą szansę na życie w ubóstwie, a jednocześnie około 63 procent wszystkich biednych dzieci żyje w niepełnej rodzinie. Zaledwie 2,6 procenta osób posiadających w USA pracę jest biednych.

Najlepszą drogą na kreowanie bogactwa nie jest interwencjonizm państwowy, lecz wolny rynek. Dlatego – jak pisze autor – jeśli ma się zamiar zwalczyć biedę, to należy zaprzestać polityki wysokich podatków i nadmiernych regulacji, które hamują wzrost gospodarczy i tworzenie miejsc pracy. Należy chronić inwestycje kapitałowe i ułatwiać rozpoczynanie nowych przedsięwzięć biznesowych. Należy umożliwić większą konkurencję i możliwość wyboru oraz zachęcać ludzi do oszczędzania i inwestowania. A problem dotyczy nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale w jeszcze szerszym zakresie krajów Unii Europejskiej.

(Na podstawie: Michael Tanner, The American Welfare State. How We Spend Nearly $1 Trillion a Year Fighting Poverty – and Fail, w: “Policy Analysis” No. 694, Cato Institute, April 11, 2012.)

REKLAMA