Ostatnio PIS przygotował wykaz warszawskich ulic, których nazwy należy zmienić, bo pochodzą one od nazwisk rozmaitych komuchów. Dziwnym jednak trafem zabrakło na tej liście niejakiego Józefa Lewartowskiego, patrona ulicy na Muranowie. Zamordowany został przez Niemców w getcie w końcu IX 1942 r., to fakt, ale wcześniej nie był jakimś tuzinkowym działaczem komunistycznym, tylko członkiem Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego KPP w w Białej Podlaskiej, walczącym m.in. o polską republikę rad. Obok niego działali w tymże komitecie m.in. Dzierżyński, Marchlewski i Kon, których placów i ulic już dawno w stolicy nie ma. Ów Lewartowski był przed wojną sekretarzem Biura Żydowskiego przy KPP, a potem nawet jej sekretarzem. I pytanie za 100 punktów: czego takiego zlękli się PiS-iacy…? (Stały czytelnik z Muranowa)
Od redakcji: Skrajny filosemityzm to niestety stała cecha kierownictwa PiS-u. To przecież właśnie prezydent Lech Kaczyński cieszył się z odtworzenia w Polsce loży Polin B’nai B’rith – czyli żydowskiej paramasonerii. On także ośmieszał urząd prezydenta RP urządzając tańce chanukowe w Pałacu Prezydenckim. On wreszcie rozpoczął budowę drugiego już w Warszawie muzeum Żydów, którym przynajmniej raz w w tygodniu zachwyca się „Gazeta Wyborcza”, a które powstało w formie potwornego baraku z betonu na Muranowie.