Wielomski: Demokracja jako gwarancja wolności i własności jest gigantycznym oszustwem

REKLAMA

Znajomy księgarz wręczył mi ostatnio książkę dwóch holenderskich libertarian – Franka Karstena i Karela Beckmana – zatytułowaną Mity demokracji, z prośbą abym przeczytał i ocenił. Nie jest zapewne przypadkiem, że to mnie poprosił o ocenę. Wszak to właśnie my – konserwatyści byliśmy, jesteśmy i zawsze będziemy krytykami wszelkich ludowo-populistycznych form suwerenności.

Frank Karsten i Karel Beckman nie ukrywają, że są libertarianami, a więc krytykują demokrację z pozycji charakterystycznych dla tej doktryny politycznej. W największym skrócie, ich krytyka tkwi w tym, że demokracja miała być ustrojem zapewniającym ludziom maksymalną wolność indywidualną; miała być ustrojem, który zapewni jednostce możliwie największą wolność przed państwem, rządem, urzędnikami. Miała także zabezpieczyć własność tychże wolnych i autonomicznych podmiotów. Jeśli spojrzymy na rządy w krajach należących do Unii Europejskiej, to możemy uznać, że teoretycy liberalnej demokracji grubo się pomylili. Oto bowiem, w imieniu „suwerennego ludu”, wybudowano państwo-potworka, państwo-pasożyta z administracją, kontrolą i podatkami nie znanymi żadnemu systemowi politycznemu sprzed epoki demokratycznej. Nikt nigdy nie widział organizmu politycznego przez budżet którego przechodziłoby 50% wypracowanego PKB, który zbierałby, rozdawał i marnował tak gigantyczne kwoty. Państwo-monstrum wkłada swoje obrzydliwe macki w każdą dziedzinę życia społecznego, indywidualnego, kulturowego. Wkłada swoją socjalistyczną łapę wszędzie, gdzie tylko może. A odbywa się to na koszt podatnika i na jego zgubę. I wszystko to legitymizowane jest hasłem: „lud nas wybrał, więc mamy prawo czynić to w imieniu ludu”.

REKLAMA

Dlatego holenderscy autorzy ogłaszają, że demokracja jako gwarancja wolności i własności jest gigantycznym oszustwem, czyli tytułowym „mitem”. Konkretniej zaś, zbiorem mitów politycznych – których wymieniają trzynaście – konstytuujących przekonanie, że dla suwerenności ludu nie ma alternatywy, a każde społeczeństwo rządzone inaczej jest tyranią, gdzie nie są respektowane prawa jednostek, panuje zamordyzm, korupcja i ogólne nieszczęście. Innymi słowy, alternatywą dla liberalnych demokracji jest pol-potyzm, stalinizm i hitleryzm. Prawda jest inna. Demokracja sprzyja rozwojowi potencjału i kompetencji rządu, tworzy system biurokracji, całych grup społecznych żyjących z zasiłków na koszt podatnika, promuje miernotę i demagogię. Do tego miejsca trudno mi się z holenderskimi autorami nie zgodzić.

W części trzeciej Mitów demokracji Karsten i Beckman stają się jednak bardziej kontrowersyjni, przedstawiając alternatywę dla demokracji, mocno różniącą się od tych, które przedstawiają konserwatyści. Nie zawaham się stwierdzić, że alternatywa holenderskich libertarianów jest utopią. Wierzą oni w możliwość rozwiązania dotychczasowych klasycznych państw narodowych i przekształcenia ich w rodzaj luźnej konfederacji małych wspólnot lokalnych. Każda z nich będzie inna, rządząc się własnymi prawami. Jedne z nich będą libertariańskie, inne socjalistyczne; jedne heteroseksualne, inne homoseksualne; jedne katolickie, inne ateistyczne itd. Każdy będzie mógł sobie założyć, zapisać się i wypisać do takiej wspólnoty, do jakiej będzie miał ochotę należeć.

Dlaczego uważam to za utopię? Z kilku powodów:

1/ Jeśli np. założę w mojej wsi wspólnotę katolicką a mój sąsiad wojująco-ateistyczną, to nie bardzo wierzę w pokojową koegzystencję na tym samym terenie. Klerykałowie będą chcieli wygonić ateuszy, a ateusze katolików. To naturalny ludzki odruch. Oznacza to, że każda wieś i miasteczko stanie się małym polem bitwy, z której narodzi się nowa władza, która będzie podbijać sąsiadów w imię swojej doktryny, aż powstaną znowu duże państwa i świat powróci do sytuacji sprzed libertariańskiego eksperymentu.

2/ Nie bardzo widzę jak znieść obecne państwo i zbudować w jego miejsce setki mini-struktur. Trzeba by przeprowadzić zbrojną rewolucję, gdyż biurokracja sama władzy nie odda. To zaś wytworzy rewolucjonistów, którzy władzę przejmą i… nigdy już nie oddadzą. Czyli stan wróci do status quo ante.

3/ Rewolucja libertariańska musiałaby – podobnie jak leninowska – mieć charakter światowy. Jeśli bowiem tylko Europa zniesie tradycyjne państwa, to zostanie natychmiast podbita przez tych, którzy zachowają wielkie państwo i wielką armię. Na przykład Rosję czy Turcję. Świat polityki nie zna pojęcia próżni.

Gdzie jest błąd Franka Karstena i Karela Beckmana? W swoich rozważaniach nie wyszli od natury ludzkiej i tkwiącego w niej defektu (grzech pierworodny dla chrześcijan). Założyli dosyć apriorycznie, że człowiek z natury jest dobry, chce żyć w pokoju, wspólnocie i to tylko rząd jest zły. Prawda jest odmienna: człowiek pożąda władzy nad innymi i zamożności kosztem innych ludzi. Socjalizm to skutek tych cech ludzkiej natury: rządzą tu biurokraci naszym kosztem, a wsparcie uzyskują od nierobów, którzy chcą żyć godnie za pieniądze innych ludzi. Dlatego libertariańska rewolucja – jak każda rewolucja – nie jest zdolna odmienić ludzi i świata, a jedynie stworzyć pole do powstania nowym form panowania. My konserwatyści zawsze to wiedzieliśmy, dlatego nigdy nie głosiliśmy żadnych emancypacyjnych rewolucji i przemian. Zły z natury człowiek nie nadaje się do życia w wolności. Musi znajdować się pod kontrolą władzy, żyć w państwie; musi mieć prawo nad którym czuwa sędzia i policjant; muszą jego życia i własności strzec żołnierze, aby nie stał się celem łupieżczych wypraw sąsiadów zza rzeki.

Właśnie dlatego konserwatysta nie zgadza się z planem libertariańskiej „rewolucji przeciwko państwu”. Interesuje go (kontr) rewolucja w celu odbicia państwa z rąk demokratów i socjalistów, po to, aby na miejsce demoliberalnego nieładu stworzyć (raczej: odtworzyć) państwo w oryginalnym rozumieniu tego słowa, które między innymi szanować będzie indywidualną wolność i własność.

Frank Karsten i Karel Beckman: Mity demokracji. Fijorr Publishing Company. Warszawa 2012. Książka do kupienia tutaj

REKLAMA