Piński: Dlaczego politycy boją się dzieci

REKLAMA

„Polacy zaakceptowali podwyższony wiek emerytalny. Jedni z większym entuzjazmem, drudzy z mniejszym” – stwierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka PO. Ma rację.

Jesteśmy od małego tresowani w respektowaniu władzy: nauczycieli, biurokratów, urzędników, polityków. „Sprawdź, na jakie traktowanie ludzie bez sprzeciwu się zgodzą, i dokładnie tyle niesprawiedliwości i zła zostanie im wyrządzone” – komentował Frederick Douglass, amerykański abolicjonista, urodzony jako niewolnik, zmarły jako wolny człowiek.

REKLAMA

Rozum dziecka

Duński psycholog Jesper Juul szacuje, że dzieci średnio przez 65 proc. czasu nie słuchają się swoich rodziców. Nie uznają autorytetów, nie wykonują poleceń i wszystko chcą same sprawdzić (chyba każdy z nas osobiście przetestował, czy żelazko naprawdę parzy). Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdybyśmy z takim podejściem do życia dotrwali do dorosłości. Gdybyśmy na twierdzenia polityków, że państwo, które zabiera nam połowę dochodu, jest najlepsze, jakie może być, powiedzieli: sprawdźmy. Wybierzemy na przykład takich, którzy mówią, że państwo powinno zajmować się tylko takimi rzeczami jak bezpieczeństwo (policja i wojsko), i porównajmy, w którym systemie będzie nam lepiej. Wszyscy rozumiemy, że takie podejście byłoby śmiertelnie niebezpieczne dla klasy rządzącej. Dlatego zanim wszystkim dorosłym pozwolono głosować w wyborach, najpierw wprowadzono powszechne publiczne szkolnictwo (pierwsze były w XIX wieku Prusy – najbardziej absolutystyczne państwo ówczesnej Europy).

Społeczeństwo musiało zostać przygotowane do demokracji, aby dokonywać „odpowiednich” wyborów.

Głupota koncesjonowana

Chyba każdy z nas się kiedyś zastanawiał, po co w szkole uczą mnóstwa rzeczy, które nie mają żadnego praktycznego zastosowania: jak rozmnażają się pantofelki czy też daty bitew Mieszka I itp. Otóż zarzucenie dzieci mnóstwem bezużytecznych informacji i wykorzystanie aparatu państwa do zmuszenia dzieci do przyswajania ich sobie i odtwarzania ma wytworzyć u nich nawyk posłuszeństwa w stosunku do władzy (którą w szkole reprezentuje nauczyciel). Dzieci muszą zaakceptować, że robienie rzeczy, których one nie chcą robić i które nie mają sensu, a które władza chce, by robiły, jest naturalnym porządkiem świata.

Przeczytaj, powtórz i odtwórz. Spajanie słów z ust nauczyciela, uczenie się ich na pamięć i odtwarzanie. I tak przez pięć-sześć godzin dziennie, pięć dni w tygodniu, 10 miesięcy w roku przez 12 lat. Od szóstego do osiemnastego roku życia – w okresie, kiedy mózg się intensywnie kształtuje i dojrzewa. I dlatego tak trudno jest zmienić nawyki posłuszeństwa wobec władzy wpojone w systemie publicznego szkolnictwa. I dlatego też kiedy polski rząd otwarcie podejmuje decyzje sprzeczne z wolą 90 proc. społeczeństwa – takie jak ta o podwyższeniu wieku emerytalnego – to większość z nas spokojnie to akceptuje i nie robi nic, by to zmienić. 12-letni trening posłuszeństwa w stosunku do władzy robi swoje.

Nie bez powodu jedyny kraj na świecie, w którym obywatele faktycznie rządzą, czyli Szwajcaria (60 proc. wszystkich referendów na świecie odbyło się właśnie tam), to kraj, w którym nie ma Ministerstwa Edukacji Narodowej.

REKLAMA