Piński: Żarty się skończyły! Oblicza cenzury w Polsce

REKLAMA

40 godzin prac społecznych przez rok i trzy miesiące, czyli dwa miesiące robót publicznych – taki wyrok za obrazę prezydenta Bronisława Komorowskiego usłyszał Robert Frycz, twórca satyrycznej strony internetowej Antykomor.pl. 35 kibiców zostało skazanych na grzywny za głoszenie hasła „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”. Sądy III RP zaczęły, niczym w PRL, karać za obrazę władzy.

Skąd sąd wiedział, że w haśle „Donald, matole” chodzi o premiera rządu RP? Już my wiemy, który Donald jest matołem – głosi popularny żart w internecie. Nawiązuje on do popularnego w PRL-u dowcipu, w którym młody człowiek złapany na pisaniu hasła na murze „Rząd jest do d***” broni się, że miał na myśli amerykański rząd. Milicjanci zaś zakładają mu kajdanki i spokojnie tłumaczą „Już my wiemy, który rząd jest do d***””.

REKLAMA

Fakt, że za ocenę satyrycznej twórczości na stronie Antykomor.pl zabrała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, której funkcjonariusze wpadli o szóstej rano do domu twórcy tej strony, dowodzi, że żarty się skończyły. Władza boi się śmiechu i chce, aby internauci także się bali. Chociaż Frycz osobiście na zamieszaniu wokół jego osoby zarobi, to mało kto zdecyduje się na pójście w jego ślady. Proces karny i wizyta agentów ABW o szóstej rano są skutecznym środkiem odstraszającym potencjalnych naśladowców.

Kneblowanie ludzi

To twórcze rozwinięcie know how peerelowskiej bezpieki. W PRL-u niepokornych dziennikarzy niszczyło się ekonomicznie. Wyrzucało się z pracy i wprowadzało nieformalny, ale faktyczny zakaz druku ich tekstów. Tego typu represje kilkakrotnie zachwiały egzystencją np. Stefana Kisielewskiego. Dziś mamy do czynienia z podobnym terrorem. Fakt, że wymiar sprawiedliwości chce wsadzać do więzienia człowieka, który obraża – zdaniem prokuratorów – prezydenta RP, jest sytuacją więcej niż chorą.

Prokuratura żądała kary roku i ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat dla twórcy strony Antykomor.pl. Co więcej, na jej wniosek proces Frycza toczył się „za zamkniętymi drzwiami”. Oznacza to, że prokuratura, mając świadomość śmieszności swoich zarzutów, nie chciała, aby ludzie mogli śledzić proces.

Charakter zastraszania nosi również wyrok za głoszenie hasła „Donald, matole…”. Sąd, karząc grzywną tych, którzy krzyczeli to hasło, twierdził, że doszło do lekceważenia „konstytucyjnych organów Rzeczypospolitej Polskiej poprzez wykrzykiwanie obraźliwego hasła dotyczącego Prezesa Rady Ministrów”. Osobną kwestią jest zastosowanie przez sąd zbiorowej odpowiedzialności, bo na zdrowy rozum, jak sąd ustalił, kto krzyczał „Donald, matole?” Protest w sprawie wyroku za obrazę prezydenta zgłosiła Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. W nowoczesnej demokracji sankcje karne za obrażenie głowy państwa są nie na miejscu, zwłaszcza że Europejski Trybunał Praw Człowieka od dziesięcioleci uchyla takie wyroki – oświadczyła Dunja Mijatović, przedstawicielka OBWE ds. wolności mediów. A przecież wyrok skazujący demonstrantów obrażających Tuska jest jeszcze bardziej kuriozalny. Zakłada on zbiorową odpowiedzialność. Sąd nałożył bowiem sankcje na wszystkich „obrażających premiera RP”. Trudno jednak ustalić, jak dowodzono winy tłumu. Ustalenie, kto co krzyczał, jest niemożliwe.

Cenzura ekonomiczna

Dziś połowa Polaków bojkotuje wybory. Represje za głoszenie poglądów mają na celu doprowadzić do bierności drugą połowę. W 2008 roku, po dekadzie pracy w mediach (przez całą karierę w mediach przegrałem dwa procesy o ochronę dóbr osobistych za swoje teksty), zostałem uznany winnym naruszenia dóbr osobistych adwokata Jacka Dubois poprzez zamieszczenie w internecie komentarza, który przeczytało niewiele ponad 4 tys. osób.

W jednym z felietonów Rafał Ziemkiewicz ocenił tę sytuację następująco: „Redaktor Piński naraził się Duboisowi wpisem na swoim blogu, w którym zastanawiał się nad dziwną asymetrią pomiędzy traktowaniem przez »Gazetę Wyborczą« podobnych w swej istocie interesów Aleksandra Gudzowatego, którego gazeta tropiła długo i bardzo wnikliwie, oraz spółki J&S, którą zaatakowała równie ostro, a potem, w pewnym momencie, atakować przestała. Piński zauważył (i tego spostrzeżenia nikt nie zakwestionował), że ta zmiana zbiegła się z wykupieniem przez J&S kosztownej kampanii reklamowej na łamach organu »etosu«. Ponieważ firmę J&S reprezentował wówczas właśnie mecenas Dubois, mający wiele okazji do spotkania się z Wandą Rapaczyńską, z racji m.in. zasiadania w tej samej radzie nadzorczej jednego z przedsięwzięć »Agory«, Piński pozwolił sobie na przypuszczenie, że być może to ta właśnie para wynegocjowała, jak to sformułował: »rozejm (lub, jak kto woli, układ)«. Właśnie słowa »układ« uczepił się – jak charakteryzuje mecenasa Dubois przy okazji procesu, który wytoczyła mu prokuratura pod zarzutem złamania prawa i utrudniania śledztwa przeciw reprezentowanym przez niego członkom gangu pruszkowskiego »Gazeta Wyborcza« – potomek »szanowanej prawniczej rodziny«. I, trudno nie podejrzewać, że dzięki swojemu obyciu w świecie prawa, doprowadził do skazania Pińskiego najpierw w procesie cywilnym na horrendalne odszkodowanie i wykupienie przepraszających ogłoszeń w gazetach docierających łącznie do kilku milionów czytelników (wspomniany wpis na blogu miał nieco ponad cztery tysiące wejść); następnie zaś do skazania Pińskiego za pomówienie w procesie karnym (!) – z mocy osławionego, horrendalnego paragrafu o znieważaniu osób publicznych, wprowadzonego do prawa w stanie wojennym jako podstawa ścigania autorów i wydawców pism podziemnych”.

Tyle Ziemkiewicz. Sąd karny uznał mnie za winnego na podstawie opinii biegłego językoznawcy, który stwierdził, że słowo „układ” od czasów rządu PiS ma konotacje negatywne (moje pytania o konotacje „układów pierwiastków” i układów tanecznych” zostały bez odpowiedzi). Sąd cywilny w drugiej instancji w bardzo ciekawym wyroku zwolnił mnie z kosztów, ale nakazał przeprosiny w internecie – nie za to, że napisałem nieprawdę (z przeprosin kazał wykreślić słowo „nieprawdziwe”), ale za to, że mój tekst był obraźliwy dla Jacka Dubois. Obrona w tym procesie kosztowała mnie kilkanaście tysięcy złotych. Ten przykład pokazuje, jak działa mechanizm niszczenia dziennikarzy przez sądy. Nawet jeżeli zarzuty są absurdalne.

Żeby było jeszcze śmiesznie, w trakcie trwania procesu kancelaria Dubois pomagała w zawarciu ugody z moim ówczesnym pracodawcą – tygodnikiem „Wprost”. Porozumienie wówczas zawarte nakładało na dziennikarzy tygodnika cenzurę, że nie mogą naruszać dóbr osobistych firmy J&S i jej właścicieli – nawet wówczas, gdy jest to zasadne. Krótko mówiąc: na mocy ugody dziennikarze zostali ocenzurowani. Sądy nie chciały wówczas oceniać tej ugody jako dowodu w sprawie. Przypomnijmy: dziennikarz naruszający dobra osobiste, ale piszący prawdę, nie łamie prawa.

Wolność słowa

Obecnie w polskich mediach istnieją trzy rodzaje cenzury. Pierwsza – ekonomiczna, czyli „nie mogę tego napisać, bo stracę reklamy lub mnie zniszczą”. Druga – polityczna: „nie możemy tego napisać, bo nasza partia straci”. Trzecią formą jest cenzura towarzyska, czyli taka, że nie publikujemy materiałów, które szkodzą naszym kolegom. Biorąc pod uwagę wąski rynek mediów III RP, jest ona najbardziej niebezpieczna.

Fakt, że ochroną dóbr osobistych władz RP zajęły się służby specjalne, jest zatrważający. Prześladujący krytyków III RP mają świadomość, że łamią lub naginają prawo. Chodzi im tylko o zastraszenie ludzi, aby nie byli w stanie lub nie chcieli protestować. W USA można wyzywać prezydenta i obrażać do woli – i nie będzie miało to żadnych konsekwencji. Fakt, że w USA o skazaniu decydują ławy przysięgłych, a nie sędziowie, sprawia, że prokuratorzy kilka razy myślą, zanim skierują sprawę do sądu. Znalezienie – losowo – 12 ludzi, którzy skazaliby kogoś jednogłośnie za obrazę władzy, jest więcej niż niemożliwe.

Komentarz RAFAŁA GRUPIŃSKIEGO, przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO dla „NCz!”:

Uważam za absolutnie niedopuszczalne, aby ktoś wprowadzał do internetu, w przestrzeń publiczną, zabawę, w której strzela się z broni do prezydenta. To jest haniebne. Powinniśmy pamiętać, że w II Rzeczpospolitej prezydent Polski Gabriel Narutowicz został zastrzelony. Politycy muszą mieć z tyłu głowy, że zdarzają się szaleńcy, ludzie, którzy nie widzą różnicy między grą a rzeczywistością. Ci, którzy takie gry proponują, muszą mieć tego świadomość. Pamiętajmy o strzelaninie w Stanach Zjednoczonych. Zabójca przebierał się za Jokera, bawił się w Batmana, co skończyło się śmiercią wielu ludzi w kinie. Jeżeli chodzi o kary, jestem dosyć liberalny, ale nie rozlewałbym krokodylich łez, że ta kara jest surowa. Praca społeczna nie jest żadną karą, a pożytkiem. A nie powinno się lekceważyć zabawy w strzelanie do prezydenta naszego państwa.

REKLAMA