Barack „prompter” Obama. Czy prezydent USA to dobry mówca?

REKLAMA

60 lat temu amerykański aktor Alfred Barton wymyślił urządzenie mające pomóc kolegom z branży filmowej, którzy nie radzili sobie z pamięciowym opanowaniem dłuższych kwestii. Pierwotnie prompter miał charakter typowo mechaniczny – operator przewijał rolkę papieru z tekstem. Widzowie oglądający film odnosili wrażenie, że aktor mówi z pamięci, nie wiedząc, że obok kamery stoi człowiek z prompterem. Wynalazek szybko zyskał popularność wśród aktorów (szczególnie tych występujących w serialach), co nie uszło uwadze polityków.

Pierwszym, który użył promptera był Herbert Hoover przemawiający na konwencji Partii Republikańskiej w Chicago w 1952 roku. Doradcy prezydenta Trumana zachęcali go do używania tego urządzenia. Polityk odmówił, stwierdzając, że wyglądałby nienaturalnie. Pierwszym amerykańskim prezydentem korzystającym z wynalazku był Dwight Eisenhower. Uległ namowom współpracowników, choć uczynił to z niechęcią, przeklinając „ten cholerny teleprompter”. Częściowo ze względu na swoją toporność promptery były początkowo wykorzystywane sporadycznie. Dopiero rozwój technologii sprawił, że urządzenia te zyskały szersze zastosowanie. W telewizyjnych programach informacyjnych standardem jest czytanie wiadomości z telepromptera, choć widzowie ulegają złudzeniu, że prezenter patrzy prosto w oko kamery i mówi z głowy.

REKLAMA

Tekst z ekranu umieszczonego poziomo przed kamerą odbija się w szklanej tafli umieszczonej pod kątem na wysokości wzroku dziennikarza. Szkło i tekst są oczywiście niewidoczne dla telewidzów. W przypadku teleprompterów używanych przez polityków ekran jest umieszczony w odpowiedniej osłonie na podłodze, a tafla szkła odbijająca tekst (który widzi tylko mówca, a nie publiczność) jest zamocowana na specjalnym statywie.

Prompter Busha i Clintona

Korzystanie z prompterów wiąże się z wieloma wpadkami. W 1993 roku prezydent Clinton przedstawiał w Kongresie swój plan zmian w dziedzinie ochrony zdrowia. Po rozpoczęciu wystąpienia doradcy prezydenta uświadomili sobie, że w teleprompterze umieszczono niewłaściwą wersję przemówienia. Dopiero po siedmiu minutach udało się naprawić ten błąd. Clintonowi zdarzało się odbiegać od przygotowanego tekstu wyświetlanego na ekranie. Asystent prezydenta odpowiedzialny za szybkość przewijania przemówienia przeżywał wtedy ciężkie chwile. W 2002 roku, przed atakiem na Irak prezydent Bush wygłosił mowę w ONZ. Doradcy polityka spanikowali, kiedy dotarło do nich, że w wyświetlanym tekście brakuje jednego kluczowego zdania, które po długich dyskusjach zostało dodane jako poprawka (chodziło o deklarację współpracy z ONZ w sprawie Iraku). Na szczęście prezydent zorientował się i wygłosił je chwilę później.

Zupełne inne podejście do telepromptera ma Barack Obama. Po raz pierwszy wykorzystał to urządzenie podczas konwencji Partii Demokratycznej w 2004 roku. Potem używał go regularnie, a od czasu, kiedy został prezydentem, nie rozstaje się z nim na krok. Obama czyta z teleprompterów (zazwyczaj używa dwóch) nie tylko wielkie przemówienia, takie jak coroczny raport o stanie państwa, mowy wygłaszane podczas podróży zagranicznych, ale nawet krótkie oświadczenia (np. wizytując amerykańską fabrykę maszyn budowlanych czy witając dziennikarzy na konferencji prasowej). Trudno nie uśmiechnąć się, widząc Obamę wspominającego swoje wycieczki do parków narodowych i czytającego z promptera zdanie: „To jest doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę”.

Przywiązanie Obamy

Częste korzystanie z tego urządzenia przyprawia doradców prezydenta o ból głowy. Telepromptery psują się, przewracają, a nawet padają łupem złodziei. Prezydent pozbawiony wsparcia zacina się, traci wątek i zaczyna się jąkać. Spotkania z innymi politykami wiążą się z zabawnymi nieporozumieniami. Podczas wizyty irlandzkiego premiera Owena gość zaczął wygłaszać przemówienie. Dopiero po dłuższej chwili Irlandczyk zorientował się, że czyta tekst przygotowany dla… Obamy.

Nie wszyscy ludzie spotykający się z amerykańskim prezydentem wiedzą o jego słabości do teleprompterów. Podczas uroczystości nominowania Katarzyny Sebelius na sekretarza stanu ds. zdrowia, po krótkim (odczytanym) przemówieniu Obamy, kiedy zaskoczona i rozbawiona pani sekretarz spostrzegła, że urządzenia zaczynają chować się w podłodze, nie mogła powstrzymać się przed rzuceniem głośnej uwagi: „One znikają!”.

Przywiązanie obecnego prezydenta USA do urządzenia wyświetlającego tekst przemówienia wynika z dwóch powodów. Po pierwsze – obawia się on, że każda niezręczność zostanie bezwzględnie wykorzystana przez przeciwników politycznych. Po drugie – Obama nie potrafi przemawiać (to stwierdzenie faktu, a nie zarzut). Jego zdolności oratorskie ograniczają się do kilkusekundowego oderwania wzroku od jednego lub drugiego telepromptera i spojrzenia na publiczność lub wtrącenia jakiejś mniej lub bardziej zabawnej uwagi – najprawdopodobniej wcześniej przygotowanej.

Zespół dobrze opłacanych specjalistów odpowiedzialnych za treść przemówień amerykańskiego prezydenta składa się z ośmiu osób, nie licząc zewnętrznych ekspertów, z którymi prowadzone są konsultacje. Mimo to wystąpienia Obamy są mierne, pełne banałów i powtórzeń; zdarzył się nawet plagiat. Choć trzeba przyznać, że spełniają swoje podstawowe zadanie, bo Obama podbił serca wielu Amerykanów.

Powyższe fakty (brak talentu oratorskiego Obamy, korzystanie z teleprompterów, kiepska jakość przemówień) są powszechnie znane. Nawet jeśli ktoś nie ma dostępu do nagrań na Youtube i nie zna języka angielskiego, może dowiedzieć się o tym z mediów, które raczej nie ukrywają tych informacji.

W tygodniku „Polityka” można było przeczytać: „Obama nie lubi improwizować i większość wystąpień czyta z promptera”. W „Gazecie Wyborczej” Monika Olejnik zauważyła: „Obama nic nie mówi z głowy, tylko czyta”. Branżowy portal PRoto.pl relacjonował: „Barack Obama, uznawany do niedawna za najbardziej elokwentnego polityka Ameryki, ostatnio został okrzyknięty prezydentemprompterem. Wszystko za sprawą dużej słabości do czytania przemówień z monitora”.

Mimo tych oczywistych faktów w kręgach specjalistów dominuje zadziwiająca opinia o rzekomych ogromnych zdolnościach oratorskich amerykańskiego prezydenta oraz o jego wybitnych przemówieniach, które dzięki swojej formie i treści jakoby mają przejść do historii. Poniżej kilka najbardziej kuriozalnych wypowiedzi osób mających status ekspertów z różnych dziedzin.

„To prezydent z pewnością nie mniej charyzmatyczny niż Kennedy i nie gorzej przygotowany do wypełnienia urzędu niż Roosevelt. Sądząc po jego dotychczasowych sukcesach oratorskich, jego przemówienie [inaugurujące] będzie porywające”. Zbigniew Lewicki, politolog; „Wprost”

„Dobra ta noblowska mowa Baracka Obamy. Jeszcze lepsza, kiedy się słucha. (…) Ponoć prezydent do ostatniej chwili pisał i poprawiał tekst. A w końcu mówił z głowy. Tak mu wychodzi najlepiej. To urodzony mówca” [na początku nagrania wideo dostępnego na Youtube widać dwa promptery, z których korzystał prezydent]. Adam Szostkiewicz, dziennikarz; Polityka.pl

„Obama jest świetnym oratorem i ta jego zdolność trafiania do wyborców bezpośrednio na wiecach ginęła w tradycyjnych mediach, które prezentowały 30 sekund z tego, co mówił. Internet pozwolił mu w pełni trafić do wyborców z tym, co mówił”. Jacek Kucharczyk, socjolog; Tok FM

„Znakomity mówca ze świetnymi przemówieniami. Wielokrotnie amerykaniści, którzy analizowali jego wystąpienia u nas w studiu, podkreślali, że ma świetne przemówienia, że potrafi w naprawdę fantastyczny sposób nie tylko je wygłaszać, ale też te przemówienia, te słowa trafiają do ludzi”. Anita Werner, dziennikarka; TVN24

„Jest to niezwykłej klasy orator. Nawiązuje do najlepszej tradycji Martina Luthera Kinga, mówi w sposób poetycki, silny, porywający tłumy. Poza tym w tym, co mówi, jest bardzo wiele elementów rzeczywiście nowoczesnego spojrzenia na świat, na globalizację, na Stany Zjednoczone”. Aleksander Kwaśniewski, polityk; „Przegląd”

REKLAMA