Michalkiewicz: Co takiego usłyszał od Żydówki krakowski taksówkarz?

REKLAMA

Ach, co za pech prześladuje ostatnio charyzmatycznego premiera Tuska! Wydawałoby się, że po aferze taśmowej i dwóch aferach trumiennych, po „drugim exposé”, w którym zaoferował ubekom dar przebłagalny w postaci spółki „Inwestycje Polskie”, złapał chwilę oddechu – ale gdzie tam! Niczym grom z jasnego nieba spadła mu na głowę afera parasolowa, w następstwie której – jak twierdzi neoficki partyzant charyzmatycznego premiera Tuska, pobożny senator Jan Filip Libicki – „efekt drugiego exposé i poniedziałkowy rajd po mediach został po prostu zniszczony”. Znaczy się – cały pogrzeb na nic?

No nie, tak źle chyba nie jest, ubecy chyba dar przebłagalny przyjęli, o czym świadczyłoby natychmiastowe odzyskanie przez PO sondażowej przewagi nad PiS-em – ale najwyraźniej oczekują na więcej – bo przewaga PO jest tylko jednoprocentowa. Już tam premier Tusk musi wykombinować dla nich jeszcze jedno żerowisko, bo w przeciwnym razie nieprzyjemnych niespodzianek może być więcej. Zwracam uwagę, że do tej pory niepodobna ustalić, kto właściwie podjął decyzję w sprawie parasola. PZPR, to znaczy pardon – oczywiście PZPN twierdzi, że to nie on, podobnie jak Narodowe Centrum Sportu. Pani Mucha też cierpi w milczeniu, słowem: nikt decyzji nie podjął. I to właśnie może być prawda wskazująca, iż takie, podobnie jak wszelkie inne decyzje podejmują u nas bezpieczniakowie, którzy tych wszystkich dygnitarzy trzymają i futrują, żeby było ładniej. Stąd też i pobożnym senatorem na widok takiego znaku z nieba zatargał jaskółczy niepokój: „Wszystkich nas może zalać stadionowa fala. Oby tak się nie stało…”. No i jakich tam znowu „wszystkich”? Nie żadnych „wszystkich”, tylko zużyte dekoracje, których chyba nikt w naszym nieszczęśliwym kraju nie będzie żałował. „Hej, flisacza dziatwo, hej, dalejże, dalej!” Bo zwykli obywatele mają zgoła inne zmartwienia.

REKLAMA

Właśnie Krakowie doszło do incydentu, na widok którego świat wstrzymał oddech. Oto do taksówki wsiadła pani Cilia Bau z Izraela. A w tej taksówce szofer, wioząc ją, gdzie tam chciała, wdał się z nią w rozhowory na temat stosunków izraelskoarabskich. Nie tylko się wdał, ale nawet ją obraził, wyrażając pogląd, że Żydzi powinni lizać d*** Polakom, a na koniec krzyknął, żeby się wynosiła i nigdy nie wracała. Czy pani Cilia zdążyła zapłacić za kurs – tego już nie wiemy, bo natychmiast zawiadomiła ambasadę Izraela i konsula, a także złożyła skargę w krakowskim magistracie. Oczywiście natychmiast rozległ się klangor na całym świecie, a w każdym razie w Londynie i w Nowym Jorku. Londyńscy Żydzi za wyrzucenie pani Bau z taksówki domagają się wyrzucenia taksówkarza z korporacji, zaś Jonatan Orstein z Nowego Jorku podkreślił, że szczególny wymiar incydentowi nadaje okoliczność, że pani Bau jest córką człowieka z listy Schindlera. Jak możemy się domyślić, władze korporacji w podskokach taksówkarza zawiesiły, a wiceprezydent Krakowa, pani Magdalena Sroka, zapowiedziała, że „takie wydarzenia” władze miejskie będą „tępić z całą determinacją”. Oczywiście na tym się nie skończy, bo pani Bau zawiadomiła też policję o popełnieniu przez taksówkarza przestępstwa, za które może dostać nawet trzy lata. Słowem: wszyscy na tym incydencie się pożywią – i pani Bau, bo cały świat usłyszał o jej męczeństwie, i korporacja, bo tamtejszy „policmajster powinność swej służby zrozumiał”, i krakowski magistrat, bo pokazał, że tresura nie idzie na marne i że będzie „tępił”, nie mówiąc już o policji, prokuraturze i niezawisłym sądzie, które też przecież dołożą coś od siebie.

Więc chociaż wszystko zmierza ku pomyślnemu zakończeniu, to znaczy ku zintensyfikowaniu tresury naszego mniej wartościowego narodu tubylczego w szacunku i posłuszeństwie, warto też zwrócić uwagę na pewne zagadkowe strony tej całej historii. Pierwsza wątpliwość: skąd właściwie taksówkarz wiedział, że pani Cilia Bau jest Żydówką z Izraela? Przecież pasażer taksówki ani nie ma obowiązku wylegitymowania się, ani przedstawienia szoferowi z imienia, nazwiska, narodowości i obywatelstwa. Mało prawdopodobne jest też, by pani Bau miała nazwę swej narodowości i obywatelstwa wytatuowaną na czole. Zatem w jaki sposób taksówkarz rozpoznał ją jako Żydówkę – i w dodatku z Izraela? Ani chybi pani Bau musiała mu coś powiedzieć – i to w języku polskim, bo z opisu incydentu wygląda na to, że i szofer zwracał się do niej w tym właśnie języku. Niestety nie wiemy, co takiego konkretnie pani Bau powiedziała po wejściu do taksówki, ale nietrudno się domyślić, że musiało być to coś takiego, po czym szofer mógł ją bez trudu zidentyfikować. Co więcej – mogło to być też coś takiego, co szofera zbulwersowało do tego stopnia, że wyraził pogląd, jakoby Żydzi powinni lizać d*** Polakom. Jego wzburzenie musiało być tak wielkie, że zapomniał, iż rozkaz jest dokładnie odwrotny – że to Polacy powinni lizać d*** Żydom i że coraz więcej naszych rodaków się do tego rozkazu posłusznie i skwapliwie akomoduje. Ciekawe, co to mogło być. Pani Bau w swojej opowieści musiała dyskretnie to pominąć, bo w przeciwnym razie „Gazeta Wyborcza” w imię „obowiązku rzetelnego informowania” na pewno by tę wypowiedź przytoczyła.

No dobrze – ale dlaczego w takim razie pani Bau mogła dyskretnie tę swoją wypowiedź pominąć? Być może dlatego, że jej treść mogła ją trochę kompromitować jako prowokatorkę całego zajścia, które w takiej sytuacji już nie bardzo wyglądałoby na męczeństwo. Tego oczywiście nie wiemy, natomiast z góry wykluczyć tego nie można, zwłaszcza gdy pamiętamy skandaliczne zachowanie żydowskiej młodzieży przyjeżdżającej do naszego nieszczęśliwego kraju „szlakiem holokaustu”. Relacje obfitowały w opisy załatwiania potrzeb fizjologicznych w hotelowych łóżkach, dewastacji pomieszczeń i ostentacyjnie lekceważącego zachowania wobec ludności tubylczej nie tylko wycieczkowiczów, ale również uzbrojonych fagasów, którzy uczestników tych wycieczek pilnują. Kto tym zbrojnym bojówkom pozwala wjeżdżać do naszego nieszczęśliwego kraju i się tu panoszyć – nietrudno się domyślić. Zarówno okupujący nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniacy, jak i Umiłowani Przywódcy „w pysk dadzą sobie napluć za tyle a tyle; gębę potem obetrą, a forsę przeliczą”, więc trudno się dziwić, że młodociane „dzieci holokaustu” skwapliwie z tego korzystają.

Nawiasem mówiąc, z deklaracji pana Orsteina wynika, że i wśród holokaustników istnieje hierarchia. Jakże inaczej rozumieć wypowiedź, że „całe wydarzenie jest jednak tym bardziej przykre, że dotyczy akurat sióstr Bau, córek człowieka z listy Schindlera”, jeśli nie w ten sposób, że ludzie z listy Schindlera, a nawet ich potomstwo uważane jest wśród holokaustników za rodzaj arystokracji? Okazuje się, że pech prześladuje nie tylko charyzmatycznego premiera Tuska, ale i krakowskiego taksówkarza, który nastąpił na podwójną minę…

Przeczytaj także: Czy to śmieszne czy straszne? „GW” poluje na czarownicę… tzn. na taksówkarza

REKLAMA