Szymowski: Ślad WSI w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Olewnika

REKLAMA

W sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika pojawiły się tropy wiążące z tą zbrodnią ludzi z dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych. Na portalu PolandLeaks.org pojawiły się dwie ściśle tajne analizy śledztw prowadzonych przez prokuratury w Sierpcu, Płocku, Warszawie i Olsztynie w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Analizy te szczegółowo omawiały każdą czynność podjętą w śledztwie oraz każdy błąd policji i prokuratury. Jak się jednak okazuje, brzemienny w skutkach błąd popełnili również sami analitycy.

Urządzenia podsłuchowe

REKLAMA

Na błąd analityków zwróciła uwagę Grażyna Niegowska – blogerka Nowego Ekranu. Niegowska zasłynęła z tego, że od lat konsekwentnie walczy z nadużyciami oficerów wojskowych służb specjalnych wymierzonymi w jej osobę (była m.in. inwigilowana i podsłuchiwana, jeden z oficerów organizował przeciwko niej prowokacje). Śledztwa w tej sprawie prowadziły nieudolnie różne prokuratury, co miało tę zaletę, że kobieta zdobyła wiele dokumentów dowodzących łamania prawa na jej szkodę. To sprawiło, że Niegowska stała się mimowolnie specjalistą od urządzeń służących do inwigilacji. I analizując dostępne na stronie PolandLeaks.org dokumenty ze sprawy Olewnika, zwróciła uwagę na bardzo ważny błąd.

W najważniejszym fragmencie Niegowska pisze:

„Przełomowe wnioski nasuwają się po analizie numerów technicznych IMEI: 44149104466570 i 350139108553010, które śledczy zajmujący się sprawą uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika błędnie uznali za numery identyfikacyjne aparatów komórkowych. Tymczasem są to numery operacyjne IMEI, przypisane do urządzeń podsłuchowych typu: »Eavesdropper«, Gi2 czy Syborg”.

Niegowska skorzystała z programu komputerowego kojarzącego numer IMEI z marką konkretnego telefonu. Program ten jest dostępny w internecie, a korzystanie z niego jest w pełni legalne. Okazało się, że żaden z telefonów komórkowych na świecie nie jest przypisany do wskazanych w analizie numerów IMEI.

Niegowska konkluduje: „Wyniki wskazały na istotne wątpliwości co do prawdziwości podanych w Raporcie numerów IMEI. Żaden z tych numerów nie był właściwy dla jakiegokolwiek typu aparatu komórkowego wyprodukowanego na świecie”.

Tajemnica ostatniej cyfry

Okazuje się, że numery IMEI podane w analizie są bardzo podobne do numerów IMEI telefonów komórkowych, które śledczy badali, chcąc wyjaśnić okoliczności uprowadzenia i zabójstwa Olewnika. Różnią się tylko jedną, ostatnią cyfrą. Telefonów o numerze IMEI podanym przez analityków de facto… nie ma. Jaki więc z tego wniosek? Z analizy Grażyny Niegowskiej wynika, że numery te mogą nosić „kombajny podsłuchowe typu Syborg”.

I tu kolejna zagadka: z danych dostępnych w internecie wynika, że sprzęt o numerach IMEI zaczynających się na 44 i 35 homologuje brytyjska firma British Approvals Bard Telecommunications. Prokuratorzy powinni byli wystąpić do niej z zapytaniem, kto nabył tego rodzaju urządzenie, oraz o zapisy połączeń z niego w okresie po uprowadzeniu Olewnika. Jednak z analizy dostępnej na stronie PolandLeaks.org nie wynika, aby prokuratura zdecydowała się na ten krok. Mamy więc do czynienia z kolejnym rażącym zaniedbaniem ze strony prokuratury.

Niegowska sugeruje, że urządzenia o wskazanych numerach IMEI należały do Wojskowych Służb Informacyjnych. To jednak trudno potwierdzić, bo w oficjalnych rejestrach dostępnych w internecie nie ma podanych numerów IMEI systemów szpiegowskich ani tym bardziej danych ich właścicieli. Żadna tajna służba świata nie chwali się tym, jakie urządzenia do czynności operacyjno-rozpoznawczych kupuje.

Jednak na fakt, że urządzenia o wskazanym numerze IMEI należały do WSI, wskazują dalsze wydarzenia.

Po pierwsze: sprawcy kontaktowali się z rodziną Olewnika, używając dwóch numerów telefonicznych. Analiza połączeń doprowadziła do wniosku, że połączenia te wykonywano z aparatu telefonicznego mającego ten sam numer IMEI. Co więcej, w trakcie śledztwa udało się ustalić, że połączenia do rodziny Olewników wykonywane były z innych numerów. Przesłuchano właścicieli tych telefonów. Zaprzeczyli, aby kontaktowali się z rodziną Olewników. Również wykazy połączeń (tzw. bilingi) nie potwierdziły tego. Doszło więc do paradoksu: bilingi nie potwierdziły, że do rodziny Olewników dzwoniono z numerów, które wyświetlały się i które ustaliła policja. Jak to wytłumaczyć?

„Z cytatów wynika, iż z powyższymi numerami IMEI, które według śledczych były technicznymi numerami aparatów komórkowych, współpracowały różne numery abonenckie (co najmniej dwa). Teoretycznie taka sytuacja jest możliwa; wystarczy przecież zmieniać karty SIM w aparacie komórkowym. Jednakże wysoce możliwa była już wówczas inna wersja – że podane w Raporcie numery IMEI mogły być kojarzone za pomocą urządzenia pośredniczącego z dowolnymi numerami kart typu pre-paid i postpaid. Śledczy powinni też wiedzieć, że zestaw cyfr określanych nazwą »IMEI« można sfałszować, aby uniemożliwić śledzenie aparatów komórkowych w sieci. Dlatego tak ważne było sprawdzenie tych numerów – chociażby na początek w sposób, w jaki ja to uczyniłam”.

Jeżeli faktycznie połączenia były fałszowane, a do rozmów z rodziną Olewnika używano urządzeń służących do czynności operacyjno-rozpoznawczych, to wyraźnie wskazuje to, że w uprowadzenie młodego biznesmena zaangażowani być mogli funkcjonariusze WSI. Tylko oni bowiem dysponowali wówczas takim sprzętem. Tylko WSI dysponowały również stacją umożliwiającą połączenia telefoniczne podszywające się pod inne numery.

Jak dowodzi Niegowska, stacją taką dysponował oddział WSI w Legionowie. Wyszło to na jaw przy okazji śledztwa w sprawie inwigilacji jej osoby. To o tyle ciekawe, że najważniejsze wydarzenia związane ze sprawą Olewnika rozgrywały się w okolicach Legionowa. Analiza śledztw prokuratorskich bardzo dużo miejsca poświęca głośnej już i wielokrotnie opisywanej przez media źle zabezpieczonej operacji przekazania okupu.

W lipcu 2003 roku Danuta Olewnik-Cieplińska i jej mąż zrzucili 300 tysięcy euro w saszetce z mostu Grota Roweckiego. To tym mostem wyjeżdża się z Warszawy w stronę Legionowa. Policjanci fatalnie zabezpieczyli przejęcie okupu, m.in. niewłaściwie zabezpieczono rejestry stacji bazowych (tzw. BTS-ów) lokalizujących telefony, co bardzo utrudniło odkrycie trasy przejazdu sprawców. Również w okolicach Legionowa zameldowani byli właściciele telefonów, których numery wyświetlały się rodzinie Olewników jako numery porywaczy (a jak się później okazało, nie wykonywano z nich połączeń). W bliskiej odległości od Legionowa mieszkał herszt bandy, która porwała Olewnika – Wojciech Franiewski. W bliskiej odległości rozegrały się najbardziej dramatyczne wydarzenia związane ze sprawą. Zwłoki Krzysztofa Olewnika zakopano na polanie w miejscowości Dzbądz – kilkadziesiąt kilometrów od Legionowa. Przetrzymywano go w miejscowości Kałuszyn – 70 kilometrów od Legionowa i kilkanaście kilometrów od Mińska Mazowieckiego (gdzie znajduje się siedziba Żandarmerii Wojskowej – wcześniej szkoła WSW, z której powstały WSI).

Długa ręka służb

Śladów wiodących do służb specjalnych jest w sprawie Olewnika znacznie więcej. Informatorem SB i milicji był Wojciech Franiewski – zawodowy kryminalista, który popełnił tajemnicze samobójstwo w celi aresztu, gdy przygotowywał linię obrony do sprawy Olewnika. W 2009 roku sejmowa komisja śledcza zajmująca się sprawą wysłała do Centralnej Ewidencji Zainteresowań Operacyjnych zapytania o związki ze służbami pięciu osób zaangażowanych w sprawę, których rola wydawała się co najmniej dwuznaczna. Okazało się, że przy sprawie Olewnika kręcili się ludzie służb. Jednym z najbardziej tajemniczych był Grzegorz Ł. (używał też innego nazwiska), który próbował namówić Włodzimierza Olewnika do zakupu zakładów mięsnych na Służewcu. Służby specjalne pokazały się w sprawie również wtedy, gdy prokuratura zainteresowała się spółką Krup Stal, należącą do Olewnika i jego wspólnika. Teraz okazuje się, że w sprawie mogli przewijać się również ludzie WSI.

REKLAMA