Michalkiewicz: Komisja Millera postanowiła nie ryzykować i żadnych śladów trotylu nie wykrywać

REKLAMA

O teorii spiskowej w kontekście doniesień Rzeczpospolitej o znalezieniu trotylu we wraku Tupolewa ze STANISŁAWEM MICHALKIEWICZEM, autorem książki „Polska droga do zniewolenia”, opisującej, jak Polska od ponad 20 lat pogrąża się w socjalistycznym bagnie, rozmawia Rafał Pazio.

Czy reżyserzy spisków wyrzucili Cezarego Gmyza, także zwolennika teorii spiskowych, z „Rzeczpospolitej”?

REKLAMA

Taka gwałtowna reakcja pana Grzegorza Hajdarowicza mnie dziwi, a także zadaję sobie pytanie, kim jest ten pan. Czy obraca pieniędzmi własnymi, czy powierzonymi? Chciałbym jednak zwrócić uwagę na co innego. W „Gazecie Wyborczej” na temat afery trotylowej wypowiadał się poseł dziwnie osobliwej trzódki posła Palikota, który jest archeologiem. Poseł Poznański powiedział, że został wysłany z ekipą archeologów na teren katastrofy i przekopywał prastarą smoleńską ziemię. Mówił, że kiedy ją przekopywał, natrafił na wielką ilość amunicji z czasów drugiej, a może nawet pierwszej wojny światowej. Prastara ziemia smoleńska jest, według posła Poznańskiego, nafaszerowana trotylem. Skoro samolot uderzył w prastarą ziemię smoleńską, to trotyl musiał się tam znaleźć. Tymczasem mamy do czynienia ze zmową, że śladów trotylu w ogóle nie mogło być. Na zasadzie, że na złodzieju czapka gore, na wszelki wypadek wszyscy idą w zaparte. Jeżeli Cezary Gmyz napisał, że były ślady trotylu na szczątkach samolotu, to można to było wytłumaczyć przyczynami naturalnymi lub historycznymi, a niekoniecznie zaraz zamachem. Tymczasem na wszelki wypadek pan Hajdarowicz wyrzucił nie tylko Cezarego Gmyza, ale także wszystkich zamieszanych w sprawę dziennikarzy. Gorliwość pana Hajdarowicza staje się w tych okolicznościach szalenie podejrzana.

Dla nas, ale dla innych zasługująca na pochwałę.

Przypuszczam, że paraliżujące przerażenie, które ogarnęło w pierwszej chwili naszych umiłowanych przywódców i salon, wzięło się stąd, że konwencja chicagowska, o której zastosowaniu w śledztwie zdecydowała trójka klasowa – Donald Tusk, Paweł Graś i Tomasz Arabski – sprawia, iż wszystkie dowody rzeczowe pozostają w rękach Rosjan. Z jednej strony to dobrze, bo żadna niepowołana świnia nie będzie mogła się do tych dowodów dobrać, ale z drugiej strony Rosjanie mogą udowodnić dzięki temu każdą hipotezę, łącznie z hipotezą o zamachu. Jeżeli by tylko doszli do wniosku, że trzeba Donalda Tuska wysadzić w powietrze, mogą to zrobić w każdym momencie. Podobnie z soldateską, która rządzi Polską. Odnoszę takie nieprzyjemne wrażenie, że zarówno Donald Tusk, jak i przedstawiciele soldateski myśleli, że Rosjanie właśnie zaczęli wysadzanie. Kiedy zorientowali się, że jednak nie, przystąpili do dawania odporu. Pan pułkownik Szeląg, który dawał odpór w pierwszej kolejności, jeszcze tak całkiem śladów trotylu nie eliminował. Mówił, że na prastarej ziemi smoleńskiej jest cała tablica Mendelejewa. Nawet nie zamykał sobie drogi odwrotu. Twierdził, że wprawdzie obecności trotylu nie stwierdzono, ale trwają badania kilkuset próbek. Jeżeli Donald Tusk będzie niegrzeczny, te badania mogą doprowadzić do wykrycia takiego trotylu, że wyleci w powietrze z całym rządem. Widać było wyraźnie, że w tym momencie światło jeszcze nie było ostatecznie oddzielone od ciemności. Dopiero Tadeusz Mazowiecki zabrał głos, przyjmując słynną postawę służebną. Wyciągnięcie mumii Tadeusza Mazowieckiego było dla mnie dowodem, że mobilizacja jest totalna. Tadeusz Mazowiecki natychmiast uwierzył w stwierdzenia prokuratury, zganił wszystkich, którzy w te ustalenia nie wierzą. Przypadek Tadeusza Mazowieckiego pokazuje, że ciągłość w naszym nieszczęśliwym kraju jest znacznie większa, niż myślimy. Tadeusz Mazowiecki zawsze wierzył prokuraturze. Kiedy oskarżyła biskupa Czesława Kaczmarka o to, że jest agentem Watykanu, a za pośrednictwem Watykanu agentem imperializmu, pierwszy w to uwierzył Tadeusz Mazowiecki. Nie tylko uwierzył, ale dał wyraz tej wierze na łamach ówczesnej „niezależnej prasy”. W mojej nowej książce (dostępna wyłącznie tutaj) wprawdzie nie sięgam aż tak głęboko w historię, ale działalność Mazowieckiego na przestrzeni ostatnich 20 lat jest w niej zarysowana. Trzecia faza odporu to rzeź niewiniątek w „Rzeczpospolitej”. Co prawda redaktor Gmyz nie jest dzieckiem. Wykrył i aferę hazardową, i inne, więc było mnóstwo powodów, żeby pana Gmyza wyrzucić. Trotyl był kroplą, która przelała czarę. Strach ma wielkie oczy. Można było obecność trotylu wytłumaczyć przyczynami historycznymi, zwłaszcza że poseł Poznański dostarczył wygodnego wyjaśnienia. Jednak komisja Jerzego Millera postanowiła nie ryzykować i żadnych śladów trotylu nie wykrywać.

(cały wywiad z Michalkiewiczem dostępy w NCZ! 47/2012 oraz e-wydaniu – tutaj; polecamy najnowszą książkę autora: „Polska droga do zniewolenia” dostępną jako e-book: pdf, epub oraz w wersji drukowanej)

REKLAMA