Laicka Francja ustępuje islamowi: w szkole, sporcie, szpitalu, firmach, więzieniach, sklepach

REKLAMA

Islamizacja Francji obejmuje coraz więcej obszarów. Laicka republika sama się przy tym rozbroiła. Wkładane Francuzom w głowę przez lata terminy laickości i poprawności politycznej oraz związane z tym słowa-wytrychy typu „ksenofobia”, „islamofobia”, „konotacje rasistowskie” spowodowały, że trudno obecnie nazwać rzeczy po imieniu. To, co służyło do „oswajania” i tresury chrześcijaństwa, w przypadku aktywnego i radykalnego islamu po prostu zawodzi. Nic dziwnego, że „wartości republikańskie” coraz bardziej ustępują pola islamowi, a rządzący zawierają rozmaite kompromisy.

Kilka przykładów z różnych sfer życia publicznego:

REKLAMA

1. Szkoła. Zakazano tu noszenia islamskich chust, ale uczniowie coraz częściej noszą inne elementy stroju związane z tą religią i tłumaczą, że nie mają one konotacji religijnej, lecz związane są z ich kulturą. „Kompromisy” z islamem w szkole powodują też unikanie przez nauczycieli trudnych tematów w nauczaniu historii (wyprawy krzyżowe, rekonkwista, epoka kolonialna, a nawet temat Szoah).

Problemy są też na lekcjach muzyki. W przedszkolach nie czyta się już bajki np. o „Trzech małych świnkach” (bo to zwierzę w końcu nieczyste). W szkolnych stołówkach spór nie idzie zaś już np. o potrawy z wieprzowiny, ale o ich całkowitą muzułmańską „koszerność” (rodzice żądają certyfikatów halal). Przyszli obywatele Francji nie będą znać nawet tradycyjnej kuchni tego kraju, co w oczach wielu jest już rzeczywiście powodem do podwyższonego stanu alarmu.

2. Sport. Na wyznawcach islamu opiera się nie tylko narodowa kadra futbolistów francuskich. Sporo ich nawet w klubach amatorskich. Godziny treningów ustala się więc tak, by nie kolidowały z godzinami modłów, potrawy halal są w menu reprezentacji, a widok modlących się na zielonej murawie nikogo już specjalnie nie razi.

3. Szpitale. Głównie państwowe, ale to kolejne terytorium „sporne” islamu z republiką. Te same problemy co wyżej z jadłospisem, a do tego żądania, by np. pacjenta-muzułmanina leczył lekarz tej samej płci.

4. Firmy. Pojawiły się problemy z dniami wolnymi od pracy (zastępowanie niedzieli piątkiem) czy ulgowego traktowania pracowników-muzułmanów w czasie ramadanu. Ostatnio np. w biurach wyznawcy islamu niezbyt chętnie tolerują w jednym pomieszczeniu kobiety. Odrzucenie podania opracę może sprowadzić na pracodawcę oskarżenie o „dyskryminację z powodów religijnych lub rasistowskich”.

5. Więzienia. To nie tylko wylęgarnia radykalnego islamu, ale także miejsce islamskiej reedukacji. Około 50 proc. skazanych to wyznawcy Allaha, w niektórych zakładach karnych liczba ta dochodzi do 70, a nawet 80 procent. Muzułmanie tworzą najsilniejszą i bezkonkurencyjną subkulturę więzienną, w praktyce dość często nawet dublują władzę administracji i mają w więzieniach realną władzę.

6. Sklepy. Przykład z ostatnich dni. Z okazji Aïd el-Kebir (Święta Ofiarowania) francuskie supermarkety prześcigały się w ofertach dla muzułmanów. Jeszcze nigdy oferta nie była tak bogata i urozmaicona. Produkty halal sięgają coraz wyższej półki i są adresowane już do tutejszych „młodych, wykształconych z dużych miast”. Mieliśmy więc w sklepach całą gamę wędlin produkowanych dla muzułmanów z mięsa wołowego, cielęcego i drobiowego, nowe napoje, proponowano też dla „umiarkowanych” czerwone wino Merlot i białe Chardonnay, a także wina musujące. Nowością są „halalowe” pokarmy w słoiczkach dla niemowląt (m.in. o smaku kuskusu czy tadżinu). Są one droższe od oferty francuskiej, ale mają muzułmańskie certyfikaty. Tubylczy rynek spożywczy halal to 350 mln euro i rośnie on w tempie 10 proc. rocznie.

Przykłady „spornych terytoriów” przestrzeni społecznej można by mnożyć jeszcze długo. Wyznawcy islamu są stroną bardziej dynamiczną, a o przyszłości kulturowej i religijnej kraju wydaje się decydować demografia. Jednak choćby ostatnia symboliczna próba oporu pod Poitiers (więcej na ten temat tutaj – kliknij) czy budzenie się polityków są jakimiś jaskółkami…

REKLAMA