Filary rządowego programu „wsparcia rodziny” to prowizorka

REKLAMA

Stało się. Rząd wykonał „rewolucyjny krok”, którego różne aspekty omawialiśmy już na nczas.com (tutaj i tutaj). „Przyjęliśmy propozycje, które składają się na najbardziej rozbudowany w polskiej historii program opieki nad rodziną” – powiedział Donald Tusk po posiedzeniu swojego gabinetu (8 listopada 2012 r.). Filarem tego programu jest wydłużenie urlopu macierzyńskiego do roku. Według ministra pracy, Władysława Kosiniak-Kamysza, urlopy zostaną wydłużone od 1 września 2013 roku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem (projekt nowych przepisów został skierowany do konsultacji społecznych), to już wkrótce polskie mamy staną się jednymi z najtrudniej zwalnianych pracowników na świecie.

Wydłużony o sześć miesięcy urlop macierzyński w połączeniu z innymi zabezpieczeniami socjalnymi (urlop wypoczynkowy i wychowawczy) przełoży się oczywiście na niechęć pracodawców do zatrudniania kobiet na umowę o pracę. – Wydłużenie urlopów macierzyńskich może rodzić pewne niebezpieczeństwo dla kobiet, mimo że decyzję rządu można odczytać jako przyznanie im przywileju. Roczna nieobecność kobiety w pracy to bardzo długo. Potencjalny pracodawca może się więc zastanawiać, czy przyjmować do pracy młode kobiety, skoro jest niebezpieczeństwo, że wkrótce na rok mogą z niej zrezygnować – zauważył Piotr Rogowiecki, ekspert Pracodawców RP.

REKLAMA

Dlatego drugim filarem „ochrony rodziny” (w domyśle: ochrony przed złymi kapitalistami) ma być system finansowego wsparcia dla firm decydujących się na zatrudnienie rodzica (najczęściej matki) powracającego na rynek pracy po urlopie wychowawczym. Dobry wujek Tusk chce zmusić podatników do współfinansowania ich pensji przez półtora roku. Wiadomo jednak, że i ten filar nie utrzyma socjalnej kopuły wznoszonej nad rodzinami. Proponowany przez szefa rządu układ ma dyskwalifikujący go haczyk. Chodzi o konieczność zobowiązania się firmy do niezwalniania pracownika przez kolejne półtora roku. Cytowana już na nczas.com Monika Zakrzewska z PKPP Lewiatan uważa, że na takie ryzyko wielu chętnych się nie zdobędzie, ponieważ „czasy są zbyt niepewne, żeby ktokolwiek mógł dziś zadeklarować, że będzie w stanie utrzymać pracownika przez trzy lata”. Oczywiście ryzyko chętnie podejmą wszelkiej maści urzędy i firmy zabezpieczone znacznym udziałem skarbu państwa.

Rząd wydaje się mieć świadomość problemu. Dlatego w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej rozważa się wprowadzenie… dofinansowania do pensji pracowników zastępujących rodziców korzystających z urlopu macierzyńskiego. Czyli tradycyjnie urzędnicy zamierzają gasić ogień ogniem. Pomysł nie ma jeszcze nawet formy projektu ustawy, ale według informacji Pracodawców RP „zastępstwa, dotacje, bony na szkolenia, staże itp.” będą najprawdopodobniej finansowane z… Funduszu Pracy. Oczywiście budżet funduszu stanowią m.in. „składki obowiązkowe płacone przez pracodawców oraz osoby nieprowadzące działalności rolniczej”. Widać więc wyraźnie, że wznoszona przez rząd budowla to prowizorka, którą urzędnicy będą „poprawiać” do czasu, aż wszystko się zawali.

Dlatego Donald Tusk ma plan awaryjny. Jeśli źli kapitaliści nie zechcą – pomimo wielkich (wielkich!) starań rządu – zatrudniać kobiet obarczonych ryzykiem większych kosztów pracy, to premier z podatków obojga pracujących rodziców wybuduje przedszkola. Dużo przedszkoli! Na konferencji prasowej dotyczącej polityki prorodzinnej (8 listopada 2012 roku) Tusk obiecał, że „w 2015 r. 90 proc. dzieci ma znaleźć miejsce w przedszkolu, a w 2016 r. – 100 proc.” Na wszelki wypadek już w 2013 roku „szósta i siódma godzina pobytu dziecka w przedszkolu ma kosztować nie więcej niż 1 zł”.

REKLAMA