Winiarczyk: Pokłosie, czyli po-Grossie

REKLAMA

Premiera „Pokłosia”, po pokazach na festiwalu w Gdyni i Warszawskim Festiwalu Filmowym, odbyła się w atmosferze histerycznej medialnej promocji, reklamy i propagandy ideologicznej. Odezwały się liczne osobistości i autorytety medialne, kulturalne i polityczne. „Gazeta Wyborcza” nawoływała, żeby szkoły przymusowo prowadzały młodzież na ten właśnie film, a nie na znienawidzoną „Bitwę pod Wiedniem”.

Powód jest prosty: obronę chrześcijańskiej Europy przed islamem trzeba oczywiście zohydzać (pisałem o tym w „NCz!” przy okazji premiery tego nieszczęsnego historycznego filmu włoskiego), natomiast koniecznie należy nieustannie wbijać polskich odbiorców w poczucie winy i wstydu za prześladowania i domniemane masowe mordowanie Żydów.

REKLAMA

Film Władysława Pasikowskiego można traktować jako sfabularyzowane filmowe przełożenie antypolskich książek Jana Tomasza Grossa na temat relacji Polaków i Żydów w czasie okupacji niemieckiej i po wojnie, napisanych agresywnym, propagandowym językiem. Nie znajdziemy jednak w „Pokłosiu” próby nakreślenia tła historycznego, społecznego i narodowościowego, a także wielu kontekstów, w jakich wydarzyła się zbrodnia w Jedwabnem, do dziś szczegółowo niewyjaśniona. Pasikowski nie miał nawet takich zamiarów. Interesował go tylko makabryczny sąd nad współczesnymi Polakami. Dlatego np. publicyści „Rzeczpospolitej” w dobrej wierze (chyba za dobrej) niepotrzebnie w kulturalny sposób polemizowali z filmem od tej właśnie strony.

Autor „Pokłosia” nie krył w wywiadach, że pragnął zrealizować ten film jako pewnego rodzaju krytyczne duchowe i moralne egzorcyzmy nad współczesnymi Polakami, co podchwycili usłużni komentatorzy i publicyści. W tym celu posłużył się konstrukcją i narracją typową dla pewnego typu amerykańskich dreszczowców i horrorów. W wielu obrazach tego typu (granych na naszych ekranach) schematy akcji są bardzo proste. Rodziny lub grupy młodzieży wybierają się na urlop lub wycieczkę do domu nad wodą lub do lasu, z daleka od cywilizacji, gdzie nawet przez komórki trudno porozumieć się ze światem. Po trudnej podroży i przybyciu na miejsce wycieczkowicze zostają nagle atakowani przez stada tajemniczych wampirów, zombi, mutantów i innych dziwnych stworów lub wariatów. Takie dreszczowce pozbawione bywają z reguły głębszych motywacji psychologicznych i tła społecznego, są bowiem typowymi filmami akcji, naładowanymi sadyzmem i okrucieństwem, wywołującymi często poczucie odrazy i obrzydzenia. Taką właśnie metodę zastosował twórca „Pokłosia”.

Do białostockiej wsi przyjeżdża Franciszek, który po dwudziestu latach pobytu w Chicago odwiedza młodszego brata Józefa. Okazuje się, że Józef po odejściu żony z dziećmi mieszka w swoim domu jak w oblężonej twierdzy i z trudem uprawia odziedziczone po zmarłym ojcu gospodarstwo. Otacza go bowiem nienawiść i agresja mieszkańców wioski, którzy zostali tu ukazani jako prymitywne wampiry czy też zombi – na wzór wspomnianych amerykańskich dreszczowców. Owi prymitywni chłopi, ukazani tu jako godni pogardy podludzie, nienawidzą Józka z powodu tego, że zbiera on na polu żydowskie nagrobki, po wojnie profanowane przez mieszkańców wioski. W miarę jak obaj bracia (Franek zaczyna pomagać Józkowi) dowiadują się strasznej prawdy o okupacyjnym zabójstwie miejscowych Żydów przez ogarniętych sadystyczną żądzą mordu chłopów i wiodącym udziale w mordach ich ojca, atmosfera zaczyna się zagęszczać, podobnie jak w amerykańskich horrorach.

Dochodzi do agresji, pożaru i ukrzyżowania Józka na drzwiach stodoły. Tak właśnie sugestywnie tu ukazana „polska wiejska dzicz” rozprawia się z tymi, którzy chcieli ujawnić okupacyjne zbrodnie jej przodków. Nie mają racji komentatorzy, którzy twierdzą, że koniec filmu przynosi pewne ukojenie, poczucie triumfu sprawiedliwości czy moralne oczyszczenie. Wręcz przeciwnie – wymowę tego utworu można odebrać jako wiecznie potępienie genetycznie skażonego narodu.

Nic tu nie zmieni fakt, że niektóre postacie epizodyczne zostały tu pozytywnie zniuansowane, jak np. miejscowy „dobry” stary proboszcz, któremu przeciwstawiono młodszego „złego” wikarego, sympatyzującego z morderczymi i prymitywnymi wieśniakami. Tak więc trwa w najlepsze kulturowy i medialny makabryczny sąd nad Polską.

REKLAMA