We francuskim parlamencie miało miejsce „przesłuchanie” autorytetów religijnych na temat „małżeństw” homoseksualnych (więcej na ich temat pisaliśmy ostatnio – tutaj). Komisja legislacyjna zaprosiła na swoje posiedzenie po jednym przedstawicielu islamu, prawosławia, protestantyzmu, judaizmu i katolicyzmu. Szybko okazało się, że każdy z duchownych miał na przedstawienie swoich racji… cztery minuty. Jeden z lewicowych deputowanych, członków owej komisji parlamentarnej, powiedział zresztą wprost, że traktuje zaproszonych jako… lobbystów i że będzie to jedyna okazja do przedstawienia przez nich swoich racji. Warto jednak odnotować, że wszystkie głosy duchownych były podobne i nowej ustawie się sprzeciwiały.
Pastor Klaudiusz Barty po wyjściu ze spotkania nie krył wzburzenia, skrytykował formę spotkania oraz zażądał ponownej i poważnej debaty. Kościół katolicki reprezentował w parlamencie ks. Andrzej kardynał Vingt-Trois. Pod jego adresem padło też najwięcej złośliwości ze strony deputowanych lewicy, a dodatkowo przed gmachem Zgromadzenia Narodowego powitała go mała, ale hałaśliwa grupka gejów. Trzymali oni m.in. transparent „Zajmij się swoim wyznaniem!”.
Przy okazji sprzeciwu Kościoła wobec „homomałżeństw” wydano mu prawdziwą wojnę. Nie chodzi tu już tylko o lewackie i gejowskie grupki, ale nawet o media, które wykazują dość duży zasób nietolerancji na argumenty Kościoła.
Przykładów jest dużo. Niedawno stowarzyszenie ActUP, dotowane przez państwo, zamieściło na swoim portalu duży i pełen nienawiści wobec francuskich katolików tekst (sporo przymiotników z języka znanego także w Polsce znowu w nie tak odległej przyszłości), w którym czytamy m.in.: „od wielu tygodni reakcyjne grupy manifestują przeciwko otwarciu małżeństwa i adopcji dzieci przez pary lesbijek, gejów, bi- i transeksualitów i wylewają swoją homo-lesbo-transfobię w 70 miastach Francji. Od wielu tygodni reakcyjne grupy, pretendujące do ratowania rodziny i ochrony dziecka przed kłamstwem, fantazjują, że nie istniejemy, dla odmowy naszych praw instrumentalizują nawet epidemię AIDS (…). Od wielu tygodni autorytety religijne i polityczne, przywołują jako świętość »różnicę płci« – tylko po to, by odmawiać związkom homoseksualnym prawnego uznania”. Autorzy zapewniają, że „nie pozwolą grupom katolickim zawładnąć przestrzenią publiczną dla wyrażania ich zgniłych i hańbiących teorii”, a nawet apelują o przygotowywanie dla katolików „desek i gwoździ” w celu ich… ukrzyżowania.
Federacja Lesbijek, Gejów, Bi- i Transeksualistów (LGBT) powołała z kolei „Kolektyw Niezależność, Równość, TAK, TAK, TAK”. Kolektyw ma przygotować na 16 grudnia „Marsz dla Równości”, który ma być odpowiedzią na marsze katolików. Te ostatnie w mediach przedstawiane są jako protesty „ultrakatolików”, „skrajnej prawicy”, a nawet neonazistów. Tego typu określenia padły przy okazji starć, do których doszło podczas manifestacji Instytutu Civitas.
Przypomnijmy, że manifestację w obronie normalnych związków i rodziny usiłowała tam zakłócić przybyła ze Wschodu grupa działaczek Femenu, wspartych miejscowymi feministkami. Panie rozebrały się do pasa, odsłaniając pokrywające ich ciało napisy w stylu „Fuck Church” czy „In gay we trust”, i zaczęły pryskać demonstrantów białym płynem z pojemników, na których wypisano „święta sperma” i „sperma Jezusa”. Zareagowała policja i niektórzy demonstranci.
Feministki zostały przepędzone, a kilka z nich zaliczyło nawet sążniste kopniaki. No i się zaczęło. Media nazwały akcję feministek żartobliwym happeningiem, zaś przeganiających agresorki ludzi – integrystami i nazistami. Za AFP
podobną tonację podchwyciły gazety. Swoją drogą, wśród atakujących byli także funkcjonariusze policji, co trochę przypomina scenariusz z manifestacji 11 listopada w Polsce. Kilka dni później policja zatrzymała jednak cztery osoby podejrzane o walkę z feministkami spoza swojego kręgu, a że był wśród nich działacz Frontu Narodowego, to i propaganda ładnie się ułożyła. Teza o bijących kobiety neonazistach jest co prawda na forach internetowych nieco wykpiwana, jako że owe panie domagające się równego traktowania otrzymały w końcu to, co chciały, ale przekaz poszedł w świat.
Niemal natychmiast też sześciu deputowanych socjalistów, wśród nich m.in. sekretarz generalny tej partii Harlem Désir, zażądało natychmiastowej delegalizacji i rozwiązania Instytutu Civitas, który manifestację zorganizował. Rzeczniczka rządu, Najat Vallaud-Belkacem, skierowała w tej sprawie list do MSW, w którym napisała, że „nie może być żadnej tolerancji dla przemocy ze strony skrajnej prawicy”. Sam Désir mówił o „obskurantyzmie i imbecylizmie”. Media szeroko cytowały francuskie „dziennikarki”, które wspomagały happening Femenu. Pani Karolina Fourest zapewniała o pacyfizmie i jedynie „humorystycznych sloganach” rosyjskich zadymiarek.
Przy okazji innej francuskiej dziennikarki wspierającej Femen, Elizy Bourton, okazało się, że poza dziennikarstwem i feminizmem para się ona… prostytucją. Porównując obfite tatuaże tej pani, internauci wytropili jej stronę z ofertą seksualną. Występując pod pseudonimem Alise, „pokrzywdzona” na marszu „dziennikarka” bierze za godzinę swoich usług 120 euro. Wygląda na to, że tylko na feminizmie nie da się dobrze zarobić…